Wenecjo! cudna kraino pamiątek,
Co złotem błyszczą twych kopuł świątynie,
Legendą wabi każdy twój zakątek,
Świetności dawnej przywodząc wspomnienie.
Ojczyzno słońca! co w porannym świcie,
Zaledwie pierwsze ukażą się zorze,
Kąpiesz się cała i wre w tobie życie,
A białe mewy wzlatują nad morze.
O jakże piękne twych niebios błękity,
Gdy je oblewa promień słońca złoty,
Perlistą rosą błyszczą gór twych szczyty,
Zdała dobiega pieśń pełna tęsknoty.
I płynie chyżo i na dół się chyli,
Zanim gdzieś w falach dźwięk ostatni skona,
I smutek dziwny, prawie w jednej chwili,
Potęgą czarów chwyta cię w ramiona,
I z pewnym lękiem wpatrzony daleko,
Na morzu statków dostrzegasz szeregi,
Co prując fale unoszą się lekko,
By znów zawinąć ponad inne brzegi!
W powietrzu dzwonów rozbrzmiewają głosy,
Wzywając wiernych do modlitwy cichej,
W wspólnym oddźwięku gdzieś płyną w niebiosy,
By zamiast kary mazać wszystkie grzechy.
Kraino pieśni, poezji, miłości!
O jakże pobyt tutaj pożądany,
Jakżebym chciała złożyć moje kości,
Gdy śmierć raz skruszy te ziemskie kajdany.
Niechżeby tutaj me szczątki spoczęły,
A słowik śpiewał nad niemi hymn cichy,
Że życia mego marzenia pierzchnęły,
A grób mój zdobny w róż wonnych kielichy.
— Kiedyś kwiat żółtej róży tak wielbiłam,
Ale zerwana — krótko dla mnie żyła,
A chociaż więdła z wolna — tak pieściłam —
Ona kolcami boleśnie raniła...
— I odtąd życie moje smutne było,
Straciłam wiarę, że szczęście istnieje,
Wenecjo! twe słońce tak mi świeciło,
Czemu tak zmienne są życia koleje?
Wrócę do ciebie znów po czar twój złoty,
Może jesienią, gdy liść spada z drzewa,
Ażeby wspomnień odnaleść klejnoty,
Posłuchać pieśni co gondolier śpiewa,
I w noc twą jasną na małej gondoli,
Popłynąć kędy fala niesie lekka,
Może swym szumem zagłuszy co boli,
Uciszy serce, co płacze, narzeka...
A może żółta róża zmartwychwstanie?
I znów ją tchnienie ożywi gorące,
Jakżeby słodkie było powitanie,
Niech ją, Wenecjo, twoje zbudzi słońce!
Niechaj twym żarem zadrży pierś stalowa,
Co w swojem wnętrzu walkę stacza z sobą,
Niech ją odmieni jutrzenka różowa,
Wpierw nim mą duszę okryje żałobą.
Wrócę do ciebie w twoich świątyń progi,
Chociaż po szczęścia mojego ruinie,
Gwiazdy mi świecić będą podczas drogi,
Fale kołysać po morskiej głębinie.
— Kocham cię kraju mozajki i sztuki,
Tam, gdzie gołębie, ziarno z ręki jedzą,
A chociaż obce im ludzkie nauki,
Że miłość prawem o tein ci powiedzą!
I tak się tobie przymilać umieją,
I tak się wzbijać od ziemi do nieba,
I taką dziwną napełniać nadzieją,
Że je w pamięci swej zachować trzeba.
O kraju wiosny, ślę ci pozdrowienia,
Niech laur i mirty zielenią się, rosną,
A pragnień moich ziszczą się marzenia,
Byś mnie powitał swą pieśnią radosną,
Która dobiegnie aż na świata końce,
Jak hymn zwycięski po wygranej wojnie,
Uśmiechem witać będę twoje słońce,
Które swem ciepłem tak mnie darząc hojnie,
Chce zaprowadzić na rozkoszy szczyty,
Gdzie boleść nigdy dostępu nie miewa,
Gdzie miesiąc srebrny rajem gwiazd spowity,
Ozwie się do mnie: „Pozostań szczęśliwa!"
Śpiewam pieśń moją proroczemi słowy,
I tak w nią wierzę jak w dogmatu prawa,
Kraju uroczy! pozostań mi zdrowy,
Niech twych uroków w dal rozbrzmiewa sława!
Opublikowano w: Łzy-perły
Źródło: Łzy-perły, Maria Paruszewska, 1910.