„Quo, Vadis” Nowowiejskiego

Ogół na jesień skarży się smutną,
Że z nią nadchodzą dni słoty,
Że kwiaty więdną śronem zmrożone,
Jak serca w chwilach tęsknoty!
Że liście zżółkłe wiatr w dal unosi
I mgła roztacza swe mroki,
Słońce już takim żarem nie płonie,
Weselem nie lśnią obłoki.
Prawda to wielka, że jesień dżdżysta,
Róż krasnych ścina kielichy,
Że jakiś z tobą smutek przynosi,
Nie nęcą wiosny uśmiechy!
Rozległe łąki nie dają woni,
Bo z kwietnej trawy odarte
I drzewa liściem bujnym nie szumią,
Jak głazy stoją umarte!
Jest jednak jedno drzewo zielone,
Co liści swoich nie gubi,
I czy to wiosną czy w czasie zimy,
Strojną się szatą swą chlubi!
Tym drzewem barwnem – tym wyjątkowem,
Co stałą ozdobą lasów,
To dumne laury – te nieśmiertelne,
Co od prastarych już czasów,
Wieńczą po dziś dzień skronie geniusza,
Artysty lub bohatera, –
Ścielą się wieńcem u stóp człowieka,
Gdy mu się sława otwiera!
Zielone laury – królami świata –
Bo one w chwili rozwoju,
Nagrodą darzą i sławę niosą,
Wśród poważnego nastroju!
I chociaż jesień dobiega końca,
Październik dwudziesty drugi
Te laury wieńczą znów twórcy skronie,
Talentu sławią zasługi!
– Dziś narodziny wielkiego dzieła,
Co Polsce chlubę przynosi,
W grodzie Batawów „Quo Vadis” wschodzi,
Tysiąc je głosów roznosi!
Płyń pieśni cudna strumieniem złotym,
Bogu na chwałę wieczystą,
Nam na pociechy w smutku godzinie,
Spływaj na niwę ojczystą!
Niech twa muzyka rozbrzmiewa wszędzie,
Jak świat ten wielki szeroki,
Przystań… gdzie ludzie o dobrej woli,
Wzbij się za ocean głęboki!
Niech tryumfalnym marszem „Quo Vadis”,
Przejdzie po świata przestrzeni,
Z Forum Romanum nad Wisły brzegi,
Niech wiecznie laur się zieleni!
Cześć tobie Sztuko za twórcze dzieło,
Któremś wybrańca natchnęła –
Cześć pieśni polskiej, która jak słońce,
Będzie nam nadal świeciła!
A tobie młody, polski geniuszu
Rodacy dzięki składamy,
Żeś śpiew twej duszy w te dźwięki przelał,
Że Cię w Krakowie dziś mamy.

Poznań, d. 22. X. 1909.

Opublikowano w: Łzy-perły

Czytaj dalej: W noc wigilijną - Maria Paruszewska

Źródło: Łzy-perły, Maria Paruszewska, 1910.