Czyli o wschodzie słońca widzieliście góry?
Gdy ich szczyty oblane barwą purpurową,
A nad niemi leciuchne unoszą się chmury,
Jak srebrzyste welony nad śpiącą królową!
Gdzie dźwięczne głosy ptasząt wschód słońca witają,
Kiedy zioła roztoczą eter rajskich woni,
Co nieziemskim urokiem duszę upajają.
Niebo się coraz... bardziej... żywszą barwą płoni,
I gdy nareszcie słońce w całym majestacie,
Z całą potęgą władcy w złocistej koronie,
W tkanej, z promieni i farb tęczy szacie,
Jak monarcha na pysznym gór usiądzie tronie,
I spojrzy dumnie w rzekę u stóp ich rozlaną,
Odbijającą wiernie blask jego urody,
I na cudne kaskady, co zbieloną pianą
Ognistymi brylanty mącą kryształ wody! —
O! przy takim widoku czyż człowiek jest w stanie
Wysłowić, jaką wdzięczność serce Bogu czuje.
Klęknąć wtedy w cichości i zawołać: Panie!
By Cię dosyć podziwiać, tchu i słów brakuje!
Czy widzieliście góry, gdy niebo się schmurzy?
A w dali łoskot gromów rozlega się głucho,
Drzewa ścina jak trawki dzika wściekłość burzy,
Której świstu nie może znieść przelękłe ucho!
A po nad szczytem wzniosłej skalistej opoki
Całuny chmur ogniste węże przeszywają,
A gwałtownie wezbrane, ryczące potoki
Ze szumem i łoskotem w rzekę się wlewają!
Gdy padnie piorun, ziemia wstrząsa się straszliwie,
Góry obiega w koło wieniec płomienisty, —
Jest to widok straszliwy, — lecz piękny prawdziwie,
Wzywa pendzla malarza, uniesień artysty!
Czy widzieliście góry w letni wieczór cichy?
Gdy srebrny księżyc z chmur się muślinów wyłoni,
A wpół zamknięte kwiatów drzemiące kielichy
Utulą duszę w łubem marzeniu i woni.
Wkoło błękitnem pasmem ciągnące się góry,
Oświetlone księżycem, blado majaczeją, —
W szklanej wodzie odbija niebo swe lazury,
I liczne wodospady deszcz srebrzysty leją.
O, jak raiło od świata gwaru głuszącego
Uciec w to ciche niebo, w ten skarbiec natury!
Poić się jej pięknością, wielbić Boga tego,
Co mi raj ten ukazał, — ukazał te góry! —
Roztoki 1868.
Źródło: Wiersze liryczne, Maria Bartusówna, 1914.