Na księżycu

Słońce zapadło za las sosnowj7,
W mglistej oddali...
Przypłynął wonny wietrzyk majowy,
Na złotej fali! —
Przed oprawionym w ciemne lazury
Wiosny obrazem,
Sami na szczycie samotnej góry
Byliśmy razem.

Gwar świata skonał u naszych stóp
Jak drżąca fala,
Ziemia, jak kwiatem okryty grób,
Szarzała z dala...
I tylko wiatru przeciągły szum
W drzew listki dzwonił —
I tylko marzeń nieznanych tłum
Czoła nam kłonił — —

Zwolna... nieznacznie, jak mgła ponura
Z jezior zwierciadła,
Przepromieniona przeszłości chmura
Z serc naszych spadła, —
I oczy nasze, łzą przesłonięte,
Mówiły: »wierzę!«...
Gdy dłoń uściskiem stwierdzała święte
Duchów przymierze!

A wtedy z srebrnych, wysokich bram
W przestrzeń bezdenną,
Blady jak zawsze... jak zawsze sam,
Łódką promienną
Wypłynął nocy tułaczny król
Z umarłem licem,
Którego zabił samotny ból,
Czyniąc — »księżycem!«

Smutna myśl skrzydłem trąciła czarnem
W pryzmat marzenia! —
Wszystkoż jest w życiu złudzeniem marnem,
Wszystkoż się zmienia?
Żadnemu szczęściu nie ujść zagłady,
W wiecznej — ruinie?
Wszystkoż to zginie?! — A on nam blady
Odrzekł: — »Tak! — zginie!«

I płynął dalej: unosząc w mrok,
Swe blaski ciche,
Jak beznamiętny ducha wzrok,
Na ludzką pychę,
Na marny szał życiowych burz,
Na serc tęsknotę,
Rzucając blaski umarłych zórz,
Błękitno-złote! — —

Na pierś mi zimna upadła trwoga,
Jak głaz przeczucia!
W głuchem westchnieniu wzbił się do Boga,
Protest uczucia!
Nie! — »co jest prochem, w proch się zamieni«
Jak każesz, Boże!
Ale najczystszy, z Twoich promieni,
Zginąć nie może!

Niech każdy ziemski uwiędnie kwiat,
Choć płonie wdziękiem —
Niech zgasną gwiazdy, zaginie świat,
Z boleści jękiem!
Zniesiemy kornie straszliwy los,
Jak ufne dzieci,
Jeśli — miłości najświętszy głos
Nad grób uleci!

Jeśli w tej mrocznej zwątpień zawiei,
Przez te mgły sine,
Wskaże sam złoty promyk nadziei
Inną — krainę,
Choćby w otchłani ciemnej i głuchej,
Jak loch więzienny,
Lecz gdzie na wieki złączą się duchy,
W uścisk promienny!

Księżyc zatrzymał swój srebrny ster,
Słysząc tę spowiedź —
I zaplótł w drżących promieni szmer
Swoją odpowiedź;
Wskaż mi harmonię »wieczną« dwóch dusz,
Gdzie ciągła »sprzeczność« —
Ja im, choć smutny nicości stróż,
Przyrzekam »wieczność!«

— — Dziś!? — Rozłączonych złowroga moc
Po świecie goni!
Zimna... w jesienną poglądam noc
W cichej ustroni...
A zza mgły księżyc szyderczo już
Pytać się zdaje:
Gdzie jest ów węzeł magiczny dusz,
Co — »Wieczność« daje?

Lwów 1873.

Czytaj dalej: Pragnienia - Maria Mirosława Bartusówna

Źródło: Wiersze liryczne, Maria Bartusówna, 1914.