Spełnia się brzemię kataklicznych nocy
jak niebo odwalonych z ramion ludzi ostatnich.
Próżno bije woźnica; batem już nie zatnie
wynędzniałych rumaków oczu.
Ze ścian jaskiń schodzą dawne rysunki,
ich kontury białe - po nocy błądząc - drżą.
Nie są już płaczem ani dudniącym buntem,
są podobne wszystkich epok - postępu snom.
A przyjaciele moi - to tylko przedmioty,
potrzaskane posążki i wazy ozdobne
lub groby powleczone fałszowanym złotem
z wszystkich czasów - jedne drugim - jak ręce podobne.
Gruzy jak kości rozrąbane dymią.
Ciągną związane w supły pochody dnem dolin -
- niosą maleńkie cienie jak mrówki bez imion
kamień pod nowy babilon niewoli.
dn.13.IX.41 r