Piękna, pamiętasz ty ów dzień,
Gdy w skały weszliśmy ogromne,
Wolnych, szerokich szukać tchnień?...
Słuchaj — ja wszystko ci przypomnę...
W cichą wstąpiliśmy dolinę,
Kędy błękitny dzwonek rośnie,
A z urwisk główki srebrno-sine
Szaroty chylą doń miłośnie;
Gdzie zżółkła paproć, mech czerniawy,
Obrasta drzew zwalonych stosy;
Gdzie nad zielone, bujne trawy
Podnoszą rdzawy listek wrzosy;
Gdzie kolorowy rój motyli,
Co się barwami tylu mieni,
Jakby się z rozpryśniętej tęczy
Motyle te zrodziły, wieńczy
Blade kielichy dzikiej lilij,
Lub z wiatrem buja po przestrzeni.
Pomnisz tam śpiące, ciemne stawy,
Kamień przybrzeżny czerwonawy,
Toń, która coraz w głąb ciemnieje,
Aż wzrok, jak krótka zbyt kotwica,
Dna głębokiego nie zachwyca,
Ale w pośrodku fal się chwieje?
Pamiętasz tam obłoków cienie
Przepływające po granitach?
I orły owe na błękitach,
Podobne łodziom dwużaglowym
Na oceanie lazurowym?
I takiej przestwór ciszy wielkiej,
Że — zda się — słychać sfer dzwonienie,
Które roztrąca w locie słońce?
I tak bezbrzeżne skał milczenie,
Że — zda się — słychać jak kropelki
Dźwięczą z pod śniegu spływające?...
II.
Jak wizya senna, piękną cudnie
Owa dolina jest w południe;
Piękniejsza, gdy o słońca skłonie,
Cała różową barwą spłonie.
Lecz kiedy cicha noc nastanie,
I po niebiosów oceanie
Wśród rozświeconych chmur odmętu,
Jak wśród falistej, lśniącej piany,
Miesiąc, podobny do okrętu
Krytego blachy srebrzystemi,
Płynie i leje blask świetlany
Po ciemnych wodach, ciemnej ziemi:
Wówczas dolina, wody, góry,
Lasy, obłoki i lazury
Mienią się w jeden cud natury!
Melodya — drzew i kaskad szmer —
Z powiewem wiatru żeglująca,
Zda się, o gwiazdy lecąc trąca,
O blady, cichy krąg miesiąca
I splata się z melodyą sfer...
I dziwny czar na duszę schodzi —
Od tego czaru myśl omdlewa
I taka tęskność ją owiewa
Za ową grą, że w chmur powodzi
Chce się zanurzyć, skały minąć,
Przebić błękitu wskroś powierzchnię
I w nieskończoną rozwiej płynąć...
W takiej godzinie, kiedy zasną
Zmysły, z przed oczu ducha pierzchnie
W zmrok niepamięci świat istotny:
Duch ludzki twórczą mocą własną —
Jako Bóg senny, swej budowy
Niepomny — świat buduje nowy,
Świat, jak mgła zwiewny i rozlotny,
Ale życiowej pełen treści,
Pełen rozkoszy lub boleści.
III.
W takiej godzinie jam w nicości,
Tworzenia tajemniczą siłą,
Stawił świat pełny twej miłości,
A tak budowę mocno dzierżył,
Żem w jej istnienie sam uwierzył
Nie bacząc, że ja tylko sam
Kocham; że serce twoje biło
Tylko mojego serca tętnem;
Że ilem ognia wlał w twe łono —
Twarz tchnieniem paląc ci namiętnem —
Tyle w niem tylko ognia było,
I tyle tylko wówczas, tam...
Gdy nas od siebie rozdzielono
Wraz serce twoje ścichło, skrzepło...
Tak, póki słońce jasno płonie,
Ciemnego morza skrzą się tonie
I chłodna fala zda się ciepłą,
A gdy się słońce w zmroki schowa,
Fala znów ciemna i lodowa.
Śniłem twą miłość — był to szał,
Sen najpiękniejszy mego ducha,
Lżejszy nad słowa, wymówiony,
Przez owe czarodziejskie tony,
Jakiemi noc ta grała głucha —
Gdybyż przez wieki sen ów trwał!...
Lecz prędzej od płomiennych strzał
Piorunów, co w obłokach wiszą,
Woda w jeziorze się zapali
I w ogniu stanie szyba wód;
Prędzej kaskady się uciszą,
Kwiat skamienieje, wichry wprzód
Twardemi skały zakołyszą;
Prędzej w świetlistym łuku tęczy,
Nakształt wprawionych w pas opali,
Gwiazdy zabłysną; wpierw w pajęczej
Sieci, na wiatru wziętej skrzydła,
Orzeł tatrzański się usidła;
Pierwej się Tatry skruszą w pył:
Nim drugi raz tak będę śnił!
IV.
W muszli głęboko tkwi zamknięta
Perła, a kto ją dobyć chce,
Musi powłoki strzaskać zwoje:
Niż perła w muszlę, w serce moje
Głębiej, o! głębiej tyś wrośnięta —
Czas zeń nie zdołał wyrwać cię...
Myśl moja ściga cię, jak fala
Ściga za falą w wodnej toni,
Jak noc za dniem, za tobą goni,
I tak się z tobą wraz zespala
I nieoddzielna jest od ciebie,
Jak żar od kręgu słońca w niebie,
Jak nieoddzielny jest szum cichy
Od jodły, którą wiatr kołysze,
Jako ten puch, który kielichy
Kwiatów pokrywa. Zawsze, wszędzie
Ja ci mą myślą towarzyszę,
W sieć pragnień cię oplątam całą,
A sieć tę moja miłość przędzie.
Kiedym cię ujrzał, toś mi cała
Przed zadziwionym wzrokiem stała,
Jak moich długich snów wcielenie,
Jak wizya, którą ja tęsknotą
Zmusiłem oblec kształt widomy.
Zda mi się, żem jak przeznaczenie
Wszechmocne, ziemi brał atomy
I z nich utworzył ciało twe —
Więc kocham całą mą istotą,
Krwią, mózgiem, sercem kocham cię!
A ty?... W cudowną ową chwilę
W nocy, wśród cichych, ciemnych skał,
Przysiągłbym, że nas nie rozłączy,
Jak tylko śmierć, co wszystko kończy,
I tylem przeczuć wówczas miał,
Wszystkie, prócz tego, że się mylę!...
W złudzenia bezmiar taki za nic
I nigdy, nigdybym nie wierzył,
Gdyby go własny mój nie zmierzył
Smutek bezdenny i bez granic...
Gdybym ten smutek mógł w płomienie
Zamienić: toby ziemski świat
Zwęglony, rozwiał się w przestrzenie,
Skrami obiegu znacząc ślad!
W wicher zmieniony z nieba sklepu
Gwiazdy-by zerwał, góry starł,
A rwąc kawały ziemi z stepu
Spiętrzonym kopcem błękit rył
I wstecz-by samo słońce parł!
Gdybym go w minę złotych brył
Zmienił, ziemię-bym kupił całą —
Ale by kupić szczęścia pył,
Mojego smutku jest za mało...