I.
Nieskończoną morską toń
Pruje nasza lotna łódź —
Jam od wiosła odjął dłoń,
I ty wiosło twoje rzuć.
Cicho — żaden wiatru wiew
Niezamąca ciszy fal —
Srebrnopiórych stada mew
Odleciały kędyś w dal...
Cicho, pusto — woda lśni
Od złocistych słońca skier;
Lekkie, białe błądzą mgły
Wśród świetlanych, sennych sfer.
Patrz — w oddali modrej ztąd
Coś majaczy w oczach nam —
Jakiś cichy widać ląd,
Wyspa jakaś — płyńmy tam...
II.
Cicho i pusto... Palmy zielone
Baldachim z liści zielonych kładą,
Kaktus ponsową otwarł koronę,
Lilie otwarły swą czarę bladą,
Róże, storczyki i heliotropy
Zapach nam z barwnych kielichów szlą,
Białe konwalie roszą nam stopy
Rosy z listeczków opadłą łzą.
Patrz — różnobarwnych ptaków gromada
Pośród palmowych liści przelata
I na ramiona nam prawie spada
Ta szczebiocząca rzesza skrzydlata.
Patrz — nie płoszymy naszym widokiem
Chybkich antylop wśród bujnych łąk;
Zdumionem na nas spojrzały okiem,
Zda się, że jadłyby z naszych rąk.
Patrz: jakąś grotę obrosły tuje,
Oplotły bluszcze i dzikie wino;
Wśród nich się powój kwiecisty snuje,
A w gąszczu słońca promienie giną.
A kiedy z roślin wiatr lekki strąca
Kropelkę rosy: ta zrazu lśni
Jak gwiazda z nieba opadająca,
A potem gaśnie, jak gasną sny...
Wejdźmy w tę grotę... Cisze tajemne
I ciemność wielka... Idźmy powoli...
Może spotkamy duchy podziemne,
Których gdzieś orszak tutaj swawoli.
Może gdzieś błyśnie ku nam widziadło
Krwawym kagańcem... Może się tam
Za nami wejście groty zapadło
I tu na wieczność pozostać nam...
III.
Jak cicho... Nocny czar
Na miasto zstąpił już;
Umilknął ulic gwar —
Słowiki słychać z róż,
Na niebie miesiąc lśni,
Łódź srebrna ciemnych mórz.
Miesiąca płomień drży,
Jak złota, drżąca nić,
I dzierga błędne mgły —
O luba! Chodźmy śnić...
Wśród nocnych słodkich cisz
W ramiona twe mnie chwyć...
Patrz w niebo! Wokół, wzwyż
Czar niepojęty tchnie...
O luba! Czemu drżysz?
»Bo kocham, kocham cię!...«
IV.
Całe miasto w ogniu skrzy,
Łuną gore nieba strop;
Tu z pochodni dymu mgły
Wznoszą się nad domów dach,
Tam z rakiety ognia snop
Leci w górę w złotych skrach,
Maski tańczą, dzwonki brzmią,
Różnobarwny miga tłum;
Kolorowe światła lśnią
Wyiskrzając złoty szych,
Katedralny stary tum
Czasem świeci w światłach tych.
Kwiaty lecą z rąk do rąk,
Aż z powietrza bije woń;
Lecą nakształt barwnych wstąg —
Oto kwiaty: rzucaj, masz!
Oczy twoje, oczy słoń!
Ktoś ci kwiaty rzuca w twarz...
Śmiechy, krzyki!... Wet za wet
Kwiatów mu rzuciłaś pęk...
Kastaniety słychać, flet,
Brzęczą struny harf i lir —
Krzyki, śmiechy, hałas, brzęk,
Upojenie, zamęt, wir...
Różnobarwny wkoło tłum,
Tysiąc świateł skrzących lśni;
Słychać dziwny gwar i szum,
Jakichś masek ciągnie rój — —
Płomień pali się w mej krwi,
Chodźmy w tłum ten, skarbie mój...
To karnawał — zamęt, wir,
Upojenie, obłęd, szał,
Brzęczą struny harf i lir,
Słychać śmiechy, krzyki, śpiew,
Zda się — Bacchus dawny wstał
W gronie swoich pustych dziew.