Szopa zbawienia

Betleemskiej on grzbiet skały,
jeszcze niżli mury wstały
wykowany ręką prostą
i pokrzywy po nim rostą,

zgon bydlęcy, kiedy w znoju
spieszy z pola w cień do zdroju
abo cicha zimie szopa,
gdzie wół z osłem czekał snopa,

syjońskie dziś przeszedł góry
niebotyczne i marmóry,
choć tam w złotym manna statku,
tu Chleb żywy w niedostatku.

Tam tablice, tam w ochronie
z m anną pręt po Aaronie,
tu Dzieciątko małe kwili,
co zhołduje świat po chwili.

Niemowiątko mówi wiele,
kto ma uszy w tym Kościele,
bo i żłób, i ostre płaty
ganią wczas i dom bogaty.

Tu z ubóstwem włóż na wagę
pompę, stroje i powagę:
rzeczesz, ciężkie że tłómoki
na dół ciągnią; to - w obłoki.

Bogate zaś po wieczerzy,
patrz, jako sen wszytkie dzierży
w miękim pierzu, a nie dbają,
że pogłówne w skrzyniach mają.

Nader miasto, o, szczęśliwe,
by był nalazł Bóg chętliwe,
Izraelu, twoje syny
do tak wesołej nowiny.

Oto twój Wódz obiecany,
Król wszech wieków, Pan nad pany!
Wżdy nie czujesz, gdy się rodzi
i z nim nowa gwiazda wschodzi?

Na pasterskie czułe głowy
padszy, płomień szafirowy
lotnego im posła stawił,
co je temi słowy sprawił:

„Pociechę wam wielką niosę,
jako zwiędłym ziółkom rosę,
że zbawienne dzisia Plemię
nawiedziło w ciele ziemię.

W Dawidowym on Król grodzie,
co świat stawi na swobodzie,
a wy ten znak bierzcie sobie:
uwinione Dziecię w żłobie”.

Rzekł, a zaraz piórem rączym
Zboczył z wojskiem złotobrzmiącym,
popuściwszy słodsze głosy
nad łabęcie pod niebiosy.

Jednym wszyscy krzyczą tonem:
„Najwyższemu cześć z ukłonem,
a na niskiej pokój roli
ludziom chętnym w dobrej woli!”.

Oni też wnet spieszą krokiem,
mówiąc: „Pódźmy, aza okiem
oglądamy, co się zstało,
że Bóg oblókł na się ciało”.

Bieżą, a wódz przed ich tropy
prowadzi je sam do szopy
i stawi, gdzie żłób bydlęcy,
a Panienka nad nim klęczy.

Ściągnąwszy i Józef dłonie,
w niskim dał Mu cześć ukłonie,
a od bliskiej bieżąc strugi
bydło klękło z strony drugi.

Zawoławszy, że Bóg z nami,
zaleją się wszyscy łzami,
a pieluszki dżdżem perłowym
kropiąc, zaczną rytmem nowym:

„Co śpiewali nam prorocy,
to już widzą nasze oczy.
Zyściły się twoje karty,
mężu, ostrą piłą tarty.

Panna Syna nam powiła
i w jasłeczkach położyła.
Emanuel to on prawy,
Miodomleczne ssie potrawy.

Witaj, kwiatku pożądany,
z tej gałązki nam wydany,
0 Dzieciątko witaj, święte,
w majestacie niepojęte.

Ciebie chwali Wschód różany
I po świetnym mgłą odziany
wozie Wieczór, chwalą Ciebie
na błękitnym gwiazdy niebie.

My też, padszy na kolana,
wzywamy Cię jako Pana,
a Ty przyjmi hołd nasz pierwszy
upominek prostych wierszy.

Niemniej od nas przyjmi wiarę
za poranną dziś ofiarę:
nie gorsząc się niskim progiem,
wyznawamy Cię być Bogiem.

Tyś na wieków przyszedł zgonie,
niżli prawda do dna spłonie
w ulubionym Twym narodzie
jako w bójnym szczep ogrodzie.

Po szerokim zatym świecie,
kędy sprosny bałwan plecie,
roześlesz sam głosy żywe,
co obalą pnie nieżywe.

A Twe imię niechaj słynie
i tam, kędy Ganges płynie,
i gdzie skok swój Nilus bierze,
niech zakwitnie w złotej wierze.

Rość, Dzieciątko z nieba dane,
a odprawuj lata rane,
aż wiek przydzie zamierzony,
gdy lud zbawisz powierzony”.

Ci odejdą, a ich słowa
Twoja schowa, Panno,'głowa,
Skąd to, jako z skarbu, potym
oddasz czterom piórom złotym.

Niemniej i to, gdy podwoje,
synagogo, skropi twoje
szarłatną nad izop rosą,
której dawne głosy proszą.

Trzynastym też słońce cugiem
arabskim Mu wiedzie smugiem
Sabejczyków poczty skore,
niż im nowa świeca zgore.

Onoż bliskich tęten koni
złotej grzywy gwiazdę goni,
aż tam stanie jako wryta,
gdzie z Dzieciątkiem Panna skryta.

Spadną z siodeł wnet na ziemię,
a otarszy z prochu ciemię,
do ubogiej wnidą szopy,
po nich niosą skarby w tropy.

A zrzuciwszy z głowy swoje
świetne różnych farb zawoje,
gdzie słoniowe dzierżą dłonie
na Panieńskim Dziecię łonie,

padną na twarz wszyscy razem
Najwyższego przed obrazem
i przedwiecznej słońcem chwały,
serdeczne weń miecąc strzały.

Pilne po Nim oko chodzi,
które każdy członek wodzi
dziwnie śliczny, tak leliją
w jeden z różą wieniec wiją.

Złoty tenże włos kręcony,
kędzierzawy wierch toczony,
oczy obie by rubiny
zadziwiły cherubiny.

Malowane a jagody
właśnie jako znak pogody
rumiane nam słońce daje
wieczór albo gdy dzień wstaje.

Nad purpurę śliczne wargi,
która zdobi perskie targi,
piersi mlekiem, rączki śniegiem,
a nóżki chcą chodzić biegiem.

Chwalą, wielbią, oczy pasą,
piją pełną radość czaszą,
a pieluszki gdy całują,
ślepych błędów swych żałują.

Dziwują się Matce zatym
i przymiotom Jej bogatym,
upatrując z Jej postawy
anielski wstyd i kwiat prawy.

„Niebieskiegoś Króla godna,
O Panienko Bogiem płodna,
naszczęśliwszaś - mówiąc - M atka.”
Nie dopuści płacz ostatka.

Z gór murzyńskich złota bryły
upominki pierwsze były,
a kadzidło po nich wonne
z mirrą - dary trzy niepłonne,

bo przed Królem złoto miecą,
a kadzidło Bogu niecą,
grób zaś mirrą gdy malują.
trzy tytuły w nim rachują.

Aż im anioł wsiadać każe
I trop różny wciąż pokaże,
wrócą, nie chcąc nazad stopy,
z raju raczej niżli z szopy.

Czytaj dalej: Lutnia Jana Kochanowskiego wielkiego poety polskiego - Kasper Miaskowski