Panno nad kryształ i Matko bez męża,
Tyś starła głowę nadętego węża,
Gdy Twój Synaczek, co ma Ojca w niebie,
wyniknął z Ciebie.
A jako przez śkło promień wewnątrz wchodzi,
tak przenaświętszy żywot go Twój rodzi.
Zakreło na ten przyrodzenie sobie
dziw oczy obie.
0 skrzynio hojna z słodką odtąd manną,
skąd on Chleb żywy, co go nie przestaną
słudzy jeść Boży do wieków skończenia
bez nasycenia.
Zdroju, pieczęcią Najwyższego cały,
który wysokie obtoczyły skały,
zawarta forto, co sam Twórca do ni
nosi klucz w dłoni.
Dawidów grodzie i baszto z opoki,
co wierzchem sięgasz i wchodzisz w obłoki,
ogrodzie śliczny, przed zwierzęcym zębem
zrębisty dębem.
Tyś runo wilgie i suche (o nowy
cudzie!), ufności znak Gedeonowy,
Tyś morska gwiazda, co w ostatniej toniej
wzdychają do niej.
Góro Libanów niebotycznych zdobna,
Bożemuś niemniej miastu Ty podobna,
bo jak stolicę tam On obrał sobie,
tak mieszkał w Tobie.
Księżycu pełny i słoneczne koło,
Twoje z pogodą złote wschodzi czoło,
rozpądźże chmury przeciwne ze grzmieniem
jasnym promieniem.
Tyś i on świetn
który w porządnym szyku w polu stoi,
niechże ratuje twe sługi u Syna
Twoja przyczyna.
Bądź nam odsieczą, zasłoną, skarbnicą,
tam gdzie się długi nasze nie odliczą.
Obłap całując Dzieciątko za wszytkie
grzechy, ach, brzydkie.
Oto do Ciebie głos niesie rzewliwy
Swiątnica Jego, by snadź niegniewliwy
wrócił jej Bóg wiatr pogodniejszy znowu
do dusz połowu.
Ty Go utulisz w tej kolebce mał
że nam po wojnie wróci pokój cały
i zdjąwszy z wilków owcze to odzienie,
psy je odżenie.
Wszak wiesz, komu On swej trzody powierzył,
kto Go wprzód wyznał i mężniej uwierzył,
komu On klucze, komu oddał skarby
szarłatnej farby.