Krzyknicie z góry,
anielskie chóry,
pieśń zaś wesołą i tak pieśń przyjemną,
obróciwszy nam w jasny dzień noc ciemną.
Niech się świat śmieje,
pełen nadzieje,
że zbędzie oków i niewoli tward
którą mu przyniósł grzech - on smok hardy.
Jednymże tonem
i my z ukłonem
powtórzmy słowa te miodem płynące,
strumienie z oczu puściwszy gorące:
Chwały powinn
Bóg sam, nie inny
niechaj na niebie sam słucha stołecznym,
bo dzieła rąk swych dziedzicem On wiecznym,
a pokój wieczny
w nasz kraj tuteczny
spuści się znowu, co cne w nieobłudzie
zasłoni skrzydłem i obłapi ludzie.
Pląsz, judzkie pole,
bo twoje role
żyzny kłos i tak hojny nam podały,
co stawi gumna wielkie, choć sam mały.
Skąd on Chleb żywy,
pokarm prawdziwy
nad onę dziadom w puszczy mannę sprawi
i obecnym go wnukom swym zostawi.
Już Bóg gniew puścił,
kiedy nam spuścił
Baranka runem odzianego złotym,
co opanuje wszytkę ziemię potym.
A ten spłodzony,
Jednorodzony,
na skale da nam przykład z siebie święty,
z czego pożytek ludziom niepojęty.
Onegoż wdzięczne
rogi miesięczne,
onego słońce, onego Tryjony
chwalcie, Pan przyszedł, Pan niezwyciężony.