Godzina trzecia

Bolesnych pełen ran Święty Świętych
jeszcze nie wolen katów przeklętych;
dopiero żołnierz króla ubiera
w pawłokę, którą noga pociera,
dopiero Mu tron, a na widoku,
srogiemu gwoli gotują oku.
Cierzniewy potym wieniec na skronie
wtłoczą, aż ostry tarń w mózgu tonie,
tak że jagody słodkie zabrała
brunatna powódź, gdy wylewała.
Ręka, co palcem krąg nieba mierzy,
sromotną trzcinę posłusznie dzierży,
nieobrzezańców kolano dwornie
do nóg upada, a niepokornie.
Królem witają wargi na potwarz,
ustają pięści okrutne o twarz,
twarz nad pogodną tęczę, nad słońce,
gdy złote na świat roześle gońce.
Dwie śliczne perły, dwie wabne oczy
plugawa flegma na hańbę moczy,
koronę głębiej trzcina przybija,
krew płynie, własnej krwie Pan upija
i tak nad ludzki zwyczaj zelżony
wstanie z okrutnej stolice on.
Z ręku od katów starosta bierze
i wiedzie znowu króla w ubierze,
w ubierze onym czy-li do rady,
czy-li do krwawych zbójców gromady?
Stanie przed okiem wszystkich na progu
związany, w ostrym Zbawiciel głogu;
wypływa gęsty strumień na czoło,
oblał deszcz krwawy ramiona wkoło,
nie znać pod śliną spuchł jagody,
uwiądł spaniały on kwiat urody.
Od stopy nożnej do wierzchu głowy
rumione z brzegów wylały rowy:
Mąż to boleści, świadom choroby,
nie ma postaci ani osoby.
Nie dzierży Piłat słów dalej onych,
nie darmo - „Oto Człowiek” - skróconych;
głos prawdy wielkiej, głos tajemnice
z Balaamowej zagrzmiał oślice.
Cóż potym, kiedy serce krzemieniem,
nie dba o słońce, bawi się cieniem.
Hyrkańskich tygryc mlekiem pojony,
Żyd jad rozpuścił nieukojony:
„Krzyż, krzyż” - powtarza, choc Piłat powie:
„Niewinny czemu Król traci zdrowie?”.
A w tym okrutny język grzmieć umie:
„Nie masz w Zydostwie króla, carz w Rzymie!
Jeśli na gardło jego nie siędziesz,
chromać na łasce cesarskiej będziesz”.
Jako gdy skrzydła wiatrów północnych
trafią na obli dąb boków mocnych,
wierzch tylko wodzą, aż gdy przypadnie
burzący wicher, dopiero padnie,
tak Piłat dotąd ich upór spiera,
dokąd nawałność nań nie naciera,
ale gdy się tknie własnego domu,
nie dzierży dalej prze bojaźń gromu.
O, jako lekka plewa cześć, mienie,
toć je od prawdy lada wiatr zwienie!
I nieszczęśliwy pohaniec mniema,
że grzechu z nimi spólnego nie ma,
iż się obmawia i Żydom łaje,
choć niewinnego na rzeź podaje.
Na pozór kąpie nieczyste palce
przeokrutnego zdrój bałwochwalcę,
wołając: „Radzę, baczcie się i wy,
próżen ja chcę być krwie sprawiedliw!
Poklina własne, przeklina głowy
synowskie zaraz tymi zbór słowy:
„Niech pomsta Jego krwie na nas padnie,
toż morze topi niech plemię na dnie,
ty Go ukrzyżuj !”. A w tym do ucha
sen poseł niesie, złego sen ducha,
którym przez białą płeć biega znowu,
by mu mężniejszy nie wziął obłowu.
W tym przed człowiekiem na sąd Bóg stanie,
co klucz do nieba ma i otchłanie,
pada się rozum, drżą strachem zmysły,
gdy myśl maluje sąd w sobie przyszły.
I tegoż oto Gabata sądzi,
co niebem wielkim, co piekłem rządzi,
którego wyrok w dzień pałający
cnotę z gromady złości wyłączy?
O, wiecznej godne pamięci progi,
gdzie Jego święte stanęły nogi,
pod cierzniem stoi niebieska głowa,
haniebnej śmierci przymując słowa.
Okrutnym zbójcom Pan porównany
ukazał niebu bolesne rany,
kat je odnawia, kat gdy przewłóczy.
A zatym oto krzyż Jezus włóczy
zelżywie, własnym drzewo ramieniem,
bo ten herb księstwa Jego znamieniem.
Kto drogę onę gorzkich łez godną
i processyją tak niepogodną,
kto, kto zranioną utarty nogą
gościniec mową trafi ubogą?
Tędy li niósł drwa na młodym grzbiecie
w obcym posłuszny Izak powiecie?
Izaak - hasło prawdziwej wiary
i zasłoniony obraz Ofiary.
Tenże to, co sam z Edomu bieży,
a na nim szata skropiona leży?
Tenże to grona zbawienne tłoczy,
a w ciężkiej prasie nie zna pomocy?
Pastwi się oko okrutnych ludzi,
gdy kat sromotnie przez miasto trudzi
pod ciężkim Pana na górę drzewem,
przynaglając Mu ogromnym gniewem.
Sam tylko poczet białej płci za Niem
żal swój oświadcza bolesnym łkaniem,
choc Pan hamuje z swojej płacz strony
i ten słyszały smętne głos żony:
„Obróćcie raczej lament takowy
na swe i synów nieszczęsne głowy,
przydą dni, kiedy łoża niepłodne
i piersi będą szczęśliwsze głodne,
a w ten czas będą wołać na góry:
«Niech nas przytłoczy pagórek który»,
bo jeśli tak szczep więdnie zielony,
czego doczeka karcz wysuszony?”.
Żałosna matka, jeśli tam była,
którymi łzami twarz swoję myła?
A snadź jako list powienny drżała,
gdy Go pod drzewem ciężkim ujźrzała,
Pan niemniej onę, a serca obie
krwawe pisały poselstwa sobie.
Pochadza zatym, na poły mdlejąc,
brunatne krople po drodze siejąc;
nieraz pod krzyżem wesprze się dłonią,
jedyną w takim ucisku bronią;
nieraz upadszy całuje ziemię
i twarda tłucze opoka ciemię,
aż ubogiego z Cyreny męża
na ratę dadzą Panu za sprzęża.
Prostaczek jarzmo na szyję bierze
i uciekł Żyda poganin w wierze.
Ciebie też, święta pani, nie minę,
kiedy twój w sercu rąbek rozwinę,
rąbek wzór dziwny, dar za chęć Twarzy,
cześć i skarb rzymskich dzisia ołtarzy.
Już wierzch otoczył różny gmin wkoło
po stronie pieszych, na koniech czoło,
ledwie jest ścieżka, gdzie Pan wniść może
i gdzie Mu ściele twarde kat łoże,
a pierwej gorzką octem żółć tworzy,
ale On słodkich ust nie otworzy.

Czytaj dalej: Lutnia Jana Kochanowskiego wielkiego poety polskiego - Kasper Miaskowski