Cisza. Księżyc zagląda w wnętrza głuchych alej,
wonie kwiatów się snują dziwne i tajemne,
a śród woni, w księżycu — jak dwa duchy ciemne —
milcząc idziem oboje coraz dalej... dalej...
Wiatr się zerwał i tany wnet zawiódł nadziemne;
wstrząsa drzewa, wciąż silniej, potężniej, zuchwalej!
słyszę — woła: O, świecie! tańcz ze mną i szalej!
chcesz spokoju? snu? ciszy? - życzenia daremne!
Drzewa drgnęły i szumiąc jęły trząść się w wietrze,
z płaczem wielkim liść roniąc z rozwianych warkoczy —
a wiatr z zgrzytem z gałęzią suchą gałąź zetrze,
targnie szczytem, zakręci i znowu przytłoczy...
Hej! ho! taniec! — i jeno liście coraz rzedsze
i wciąż więcej ich spada — ginie... w proch się toczy...