Ziemia za dnia znużona życiem wrzącem, skwarnem
w sen zapadła niezdrowy. Śpią olbrzymie płuca,
żaden oddech z nich wiatrem ciszy nie zakłóca;
ciężko, duszno na całym kręgu świata marnym.
Ciemne niebo się skryło wód wyziewem parnym,
księżyc martwy i blady mrokiem twarz zasmuca,
z góry ledwie jaśniejszą plamę w chmury rzuca,
gdyby perłę błyszczącą na całunie czarnym.
Szkli się wielkie jezioro, jak mętne zwierciadło;
pomarły nad niem wiatrów kłótliwych westchnienia,
ciche zatem a straszne do brzegów przysiadło.
A jam siedział smutniejszy niż wszystkie stworzenia,
bo z północnej gdzieś strony szło ku mnie Widziadło,
z pełnym w ręku kielichem — żalu i zwątpienia...