Góry mgłą się okryły,
zmokły strzechy wieśniacze,
drzewa listki zwiesiły,
blade niebo dziś płacze,
sieje deszczem łez.
Płacze niebo jesienne
łzą cichutką i rzewną:
gdzieżeś słońce promienne,
gdzieś wiosenko królewno,
gdzie są róże, bez?
Ach! przekwitły już kwiaty,
smutna jesień nadchodzi,
uciekł bocian skrzydlaty
tam, gdzie wicher nie chłodzi,
śnieżnych niema burz.
Dziś już ptaszek nie śpiewa,
motyl w słońcu nie błyska,
zżółkły trawy i drzewa,
puste ciągną się rżyska
stokiem smutnych wzgórz!
A przed chatą na płocie,
na niziutkim, na czarnym,
siadły zmokłych wron krocie;
w kręgu ciasnym i gwarnym
ciągły słychać skrzek.
Oj te czarne, te wrony!
piją wodę deszczową;
patrząc na świat schmurzony
pokrakują swą mową:
»Wkrótce spadnie śnieg!«
A w tej chatce pod lasem
stary leśnik się grzeje
przy kominku a czasem
pojrzy oknem na knieje,
na jesienny świat — —
Tam na górach wśród lasów
mgły się ciągną skłębione
nakształt zasłon i pasów,
strojąc jodły zielone
zwojem białych szat.
Tam kudłacze niedźwiedzie
wiece jakieś dziś mają;
radzą sobie o biedzie,
o zimowym śnie bają
w ciemnej jamie gdzieś.
Warzą piwo jęczmienne,
warzą, mruczą i piją;
głowy ciążą im senne,
dymy gęste się wiją,
z mgłami schodzą w wieś...
Stary leśnik wciąż duma:
ciężko, ciężko na świecie!
oj ta starość, zła kuma,
siadła na kark i gniecie,
przeszły szczęścia dni...
Wiatr zaszumiał przez puszcze,
niedźwiedź piwo w nich warzy,
mgła się wije, deszcz pluszcze;
leśnikowi po twarzy
płyną gorzkie łzy.