I.
Pierzchłaś, jak ptaszę... Daremnie się silę
Gonić cię wzrokiem, a ja miałem tyle,
Ja miałem tyle ci do powiedzenia!
Teraz przede mną cały świat się zmienia,
Wszystko naokół w szarym widzę pyle.
Pocóż ci było mącić jasne chwile,
W jakieś igraszki bawić się motyle
I raptem, nawet bez słów „do widzenia”,
Pierzchać, jak ptaszę?
Młodości moja! za tobą się chylę
Nad swą przeszłością w smętku i bezsile
Pod nagłym ciosem twojego zniknienia...
A może byłem ofiarą złudzenia?
Może mi temu lat już — nie wiem — ile,
Pierzchłaś, jak ptaszę?
II.
Banalny dramat — a sprawa straszliwa
Dla tego, kto ją zkolei przeżywa,
Smutna comedia del'arte ludzkości...
Odlotem, kresem lub zmierzchem młodości —
Tak się ten dramat banalny nazywa.
Jeden zeń czyni niesłychane dziwa,
Inny przed sobą samym go ukrywa,
Ale u widzów nie budzi litości
Banalny dramat.
Młodości, jak się rwą twoje przędziwa?
Czy jak ptaszyna umykasz płochliwa,
Czy krok za krokiem schodzisz w grób przeszłości,
Jak ten, co trwożnie stąpa wśród ciemności?
Powiedz, jak twego zmierzchu się rozgrywa
Banalny dramat?
(1927.)