WSTĘP DO POEMATU
„W KOPALNI WĘGLA.”
Zajrz tam pod ziemię, o piewco
Swobody, słońca, lazurów,
Gędźbiarzu miłosnych wtórów,
Piękna rozsiewco!
Nad czarną czeluścią zgrozy
Jakiemi zwiążesz powrozy
Kunsztowną strofę?
By piekieł odtworzyć życie,
Jakim potrafisz kilofem
Wyciosać w mowy granicie
Celne wyrazy?
I z jaką wyrzucić mocą
Słowa tak ciężkie, jak głazy,
Co — gdy padają — druzgocą?
Tam rozejrz się w tym ciasnym szybie
Gdzie śmierć ze wszystkich stron dybie,
Oplata, ogarnia, ściska,
A nigdzie — tak nagła i bliska!
Gdzie na trud i ludzkie mozoły
Wszystkie czyhają żywioły,
By je zadusić lub zdusić.
Zatopić, stopić, roztopić,
Spalić, zawalić, rozwalić...
Tam spójrz, gdzie ci na dnie ziemi,
Skurczeni, spoceni, niemi,
W kurzawy węglowej chmurze
Grzebią się, by ci na górze
Mogli mieć w każdej potrzebie
Światło i ciepło dla siebie
I dla swych maszyn moc pędną.
A ty, markocisz, poeto,
Gdy kwiaty jesienią więdną!
Drga twórczo harfa twej duszy
Pod tak subtelną podnietą:
Że rankiem lub w nocnej głuszy
Gałązka — choinka czy brzózka —
Szybę twą muska;
Że gdy deszcz pada, przez okno
Widzisz, jak liście drzew mokną;
Że słońca twarz świeci bladziej,
Gdy zbrzydnie kochanka lub zdradzi...
Czyż tylko to godne pieśni
I w piękno się ucieleśni,
Co ciebie cieszy lub gryzie,
I przez to, że ciebie dotyka?
Oderwij się, mdły Narcyzie,
Od własnej twarzy odbicia
W wodzie strumyka!
Nie wpatruj się w siebie samego,
Patrz dalej... głębiej... w nurt życia
1 przejrzyj, co w nim — wieczystego!
(1913.)