Kędyż te słupy, te granice twarde,
Które nasz Chrobry oznaczał żelazem?
Tenże to naród cary wiązał harde,
Gromiąc i Orły, i Księżyce razem?
Myż to Polacy, owych mężów plemię,
Którzy krwią swoją kupili tę ziemię?
O wielkie dusze! jeśli cnót oblicze
Ze swojej ku nam obracacie chwały:
Zacni Tarnowscy, mężni Chodkiewicze!
Na cóż przykłady nam wasze zostały?
Takeśmy podli, że was bierze trwoga
Błagać za nami zwróconego Boga.
Cokolwiek świętej po was jeszcze sławy
Nam się zostało (o bezczelna zbrodni)
Gładzim do szczętu sromotnymi sprawy,
Wspomnienia nawet waszego niegodni.
Zdradzając braci i wolność, i chwałę,
Cóż poczną serca, hańbą odrętwiałe?
Ojczyzno! na cóż przerażone mieczem
Piersi otwierasz? my nie twoje dzieci.
Straciwszy czułość, tam kajdany wleczemy,
Gdzie pędzi przemoc lub mamona świeci.
Oto na sam brzęk i krótki blask złota,
Troskliwym uchem czatuje niecnota.
Skądkolwiek chytra zabłyśnie intryga,
Leci tam nędza i co urwać pragnie.
Chełpi się zdrada, że ją gwałt podźwiga;
Klaszcze mu podłość i kark jarzmu nagnie.
Jakże się z twojej wydźwigniesz ruiny,
Matko! takimi otoczona syny?