Rzekł sobie hardy: wszystko mi się godzi,
Mam oręż w ręku, lud i prawa moje.
Krew tylko moja rządce światu rodzi,
Dla niej są kunszta i przemysł, i znoje.
Niech mi się żaden sarknąć nie waży:
Sąd i kara w mojej straży.
Tu mistrz obłudy, w nabożnej postaci:
Ja, rzekł, podeprę gmach wysoki pana!
Służąc świat jemu, niechaj i mnie płaci.
By zaś zgiętego nie podniósł kolana,
Drżącemu w świętej ku nam pokorze
Nieba i piekła otworzę.
Dopieroż mędrzec na pół oświecony
Zamąci prawdę i zionie swym jadem.
Wzruszył z swych zasad ołtarze i trony
I nad zhukanym zawoła nieładem:
Losu nam tylko ślepa jest droga;
Nie masz cnoty, nie masz Boga.
Pęknie wnet łańcuch wiekami ukuty:
Rozigrały się namiętności człeka.
Ślepy zuchwalstwem a jadem zatruty,
Szuka wolności, i na nią się wścieka.
Mordujmy siebie, gińmy pospołu:
I z góry wyrok, i z dołu.