Kędy Potęga, oparłszy tron srogi
Na skrzydle szczęścia i w uklęku trwogi,
Z orężem krwawym nad twardymi ludy
Klucze podniosła Obłudy,
Stajesz, Adamie! Gdy światu surowa
Grozi swym berłem Semiramis nowa,
Uwagę podaj w jej stolicy szumie
Chytrości, Zbytkom i Dumie.
Ten, co przeplata bieg wieków niezmierny.
Woli najwyższej wykonawca wierny,
Igrając w kolej, zbroi nas, rozbraja
I nikłym szczęściem upaja.
Chwiejąc on danym odmienności światem,
Głowę nad bystrym ozłocił Eufratem;
Stamtąd do Nilu swoje przeniósł bogi
I srebrne czołu dał rogi.
Dopieroż, złotym chęć ująwszy runem,
Z piersi miedzianej, gdy huknie piorunem,
Utkwił, orlimi unosząc się pióry,
Ostre nad Tybrem topory.
Na koniec (kto by tego się był spodział?)
W futra sybirskie biodra swe przyodział;
I ręką, płaskiej dziś Newie przyjazną,
Rózgę tam podniósł żelazną.
Lecz ten, któremu towarzyszą Muzy,
Co z przeszłych pychy przyszłe widzi gruzy,
Patrzy się na nią jak na dym, grą wiatru,
Znając udawce teatru.
Wyżej swój umysł ku tej ręce zbliża,
Co wznosi skromne, a dumne poniża;
W sercu zaś mając niezatarte blizny,
Do miłej westchnie Ojczyzny!