Otóż labirynt niezmierny,
W którym się błąka wierny i niewierny!
Labirynt, nie ów człowieka,
Co go człek równy po nici docieka,
Lecz Boga samego, który
Ukrył w nim całej nieścigłość Natury.
Niepewni onej badacze
I sprzeczni z sobą tajemnic tłumacze
W zakręt trudności zachodzą,
Gdzie ślepi ślepych Fabianie wodzą.
Stąd owe bliźnich rozruchy
I siebie wzajem niecierpiące duchy.
Stąd owa dziczy rzeź sroga,
Na cóż to, proszę? na ofiarę Boga.
Bluźnisz, szalony zapale!
I krzywdę czynisz Najwyższego chwale.
Natura wzdryga się cała;
Ziemia na rozpacz niewinnych zadrżała:
Wstydem się rumieni, że ją
Własne jej dzieci krwią braci zaleją.
Z mogił okropnych dokoła
Jęk się przedziera i o pomstę woła.
Ta burzy powietrze z niebem,
Grożąc powszechnym niecnoty pogrzebem.
Tymczasem Prawda na stronie,
Pod której hasłem błąd sposoczył dłonie,
Z nieba samego zesłana,
Lecz synom zguby jeszcze nie poznana:
„Stójcie, szaleni! zawoła.
Porzućcie oręż, a podnieście czoła.
Jeden Bóg waszą jest wiarą.
Świat woli jego, nie waszej, ofiarą.
Powszechną drogą iść radzi,
Która w prostocie do niego prowadzi,
Sam ją ukazał i śladem
Oznaczył swoim; stawszy się przykładem
Pokoju, pracy, szczerości,
Kochania wzajem, cichej cierpliwości.
Tego się chwyćcie przymierza,
Wspólne owieczki skromnego Pasterza!
Co wam ukazał, dość na tem;
Jemu to wiedzieć, co ukrył przed światem.
Hardzi przewodźce a ślepi,
Których przewaga uprzedzenie krzepi,
Za jego wściekłe zapędy
Wasze nieszczęsnym odpowiedzą błędy.
Zadrżyjcie! oto ta burza
Hartowne razy w krwi rozlanej nurza.
Pomsta, rzucając zapały,
Na wasze głowy te wymierza strzały...
Jeszcze się zamach odwleka,
Jeszcze na rozkaz Najwyższego czeka.
Pełen dobroci on zawsze,
Nad wasze złości serce ma łaskawsze."
Umilkła na tym; słyszana,
Ale śmiertelnym okiem nie widziana,
Burza się cicho uśmierzy,
A świat zgłupiały wierzy i nie wierzy.