I.
Pierw, nim szczyt gór ucieczką bywał,
Pierw, nim ziemia i świat są stworzone,
Nim się wszczęły wieki nieskończone:
Tyś nas ku sobie wzywał,
Uchrono pewna Twoich sług,
Ty sam — Bóg!
II.
Człowieka któż obraca w prochy?
Korzcie się, wskazując, ludzkie syny,
Wiosen tysiąc komu pierzcha płochy,
Jak wczorajsze godziny,
Czasów krok jako nocnych wart
Ślad, komu start?!...
III.
One Mu jak ranne kwiaty są,
Które o południu rozkwitnęły,
Lecz z wieczora pod cięciem kosy drżą:
— I zwionęły!
IV.
Gniew Twój, o Panie, nas pożera,
Osłupia nas Twoich łask ubytek;
Grzech się przed Twym wzrokiem rozpościera —
I błąd z tajemnych skrytek
Wychodzi, istnie jak na dłoń,
W Twych blasku skroń.
V.
Dni nasze jak słów mijają dźwięk —
Siedemdziesiąt lat zwykłemu człeku,
Osiemdziesiąt rzadziej — a wszystko jęk!
Najpiękniejsza część wieku
— Nim ta nić tok roztarga swój —
Ból, albo znój!...
VI.
Gniewu Twego któż zgadł ogromność,
Lub kto w przerażeniu mocen bywa
Wyrozpoznać tyle swą ułomność,
Ile Cię przez nią zbywa?!...
VII.
Oto okaż nam już prawicę,
Ażebyśmy mądrość sercem wzięli!
Pokądże odwracać zechcesz lice
Od sług swych, swych czcicieli?
VIII.
Byliśmy z rana przepełnieni
Miłosierdziem Twem, i po dnie całe,
I po wszystek czas rozpłomienieni,
Twą śpiewaliśmy chwałę.
IX.
Ilekolwiek-bo dni żałobą,
Lat jak wiele było nam ciężarem, —
Wzamian się wydało jakby próbą,
Jakby szczęścia odmiarem...
X.
Wejrzenia Twe oby nad nami
Twych już były utwierdzeniem czynów
W pokoleniach, których służbami
Wywiedź na jaśnią synów!
XI.
Światłość Twoja ku nam gdy zadni,
Dopiero rąk naszych wtedy wstaną
Dzieła — Sprawa się wskroś uzasadni:
Będzie wyprostowaną.