1.
Nie zna nikt bytu ostatniej godziny,
Lecz co obiegnie kiedyś smętne łoże?
Nawoływania od jakiej krainy?
Błogosławieństwa lub pogróżki boże?...
Monarchów wielu odpomną swe czyny,
Purpurę miecąc nogą, jak rogoże;
Gdy ręce będą wyciągali drżące,
By wrócić fakta — niepowracające!...
2.
Atoli ówdzie, w cichym Watykanie
Żaden lud z piersią nie stanie rozdartą,
Władałeś, — grożąc — a wiesz co wygnanie?
Co praw odjęcie? Lud żaden nie stanie
W więzach bez wspomnień, iż łzę mu otarto.
Im w Europie większe zamieszanie,
Któż, odkąd dzieje poczynają istnieć,
Rad się, jak Pius, ubezosobistnieć?
3.
Nie, jak assurskie bogi i półbogi,
Pijaństwo, siebie mające za władzę.
Wrażali ludom pod żebra ostrogi —
Lecz znikły nawpół, a cały w powadze,
W mówieniu razem i silny i błogi,
Głoszący prawdę oględnie a nadze —
Mąż doskonały, który wciąż róść będzie,
Iż był tam, gdzie jest, i ten sam, co wszędzie.
4.
Bywa, że doba większa jest od pracy,
Lub treść od słusznych względów arystarchy.
Więc nie Augustom śpiewa to Horacy,
Śpiewając jednak dla Rzymu monarchy.
Ludy wygnane, smętni i żebracy
Jako w potopu dzień ptactwo do archy,
Lecą, pytając o starca, pytają
O siebie samych, i o świat — i łkają.