Teraz właśnie odpływasz, przechodzisz i mijasz
obłoku niepotrzebny, cieniu.
Jesteś tylko przeszłością. I już mi nie sprzyjasz
w pierwszym podmuchu jesieni.
Oto tak dłoń niechętna wzgardliwie unika
uścisku niemiłej dłoni.
Jakiż krótki rachunek! Książka się zamyka:
strzępy podartych stronic.
Zastygasz w obojętność. Więc może nie wzgarda,
ale puste spojrzenie przechodnia?
Mowa nieujarzmiona, chropawa i twarda
więdnie, usycha bezpłodnie.
Znam kwiaty, ptaki, chmury, miłość i nienawiść,
puls i nurt wiersza tajemny.
Lecz daremnie noc skrzydła w ostrzach świtu krwawi
i gaśnie trud daremny.
Nie potrafię. Przemijasz, odchodzisz, odpływasz
falo nieobliczalna, gwiazdo.
Oto gorzka dojrzałość ku sobie przyzywa
i wabi toń nieprzyjazna.
Źródło: W połowie drogi, Teodor Bujnicki, 1937.