Nawet wierszy pisać już nie umiem,
nawet krzyknąć nie potrafię głośniej.
W niespokojnie zapatrzonych oczach rośnie
wizja prostych i milczących trumien.
Wiem, że śmierć jeszcze bardzo daleko
czeka na mnie łagodna i dobra,
lecz już serce w śniady mosiądz się obleka
jak sczerniały bizantyjski obraz.
Czuję zapach bursztynu i ambry
w wąskiej strudze wysokiego dymu,
myśli smutne się wiją jak meandry,
jak uparcie wracające rymy.
Z dnia na dzień liczę chwile nadchodzące,
' może nawet piękne i szczęśliwe,
0 zdarzenia błahe potrącam,
jak o strunę napiętej cięciwy.
I doprawdy nie wiem i nie myślę
o tym końcu, który z mgły wypłynie —
tylko widzę trumny, trumny, trumny —
jak łodzie na wezbranej głębinie.
Źródło: W połowie drogi, Teodor Bujnicki, 1937.