Wiatr i przeciąg, wiatr i przeciąg naprzestrzał
podskakują dudniące podkłady —
po czerwcowym gorącym deszczu
cwałujemy metrami lljady.
Cwałujemy wychyleni z okien,
pędzi z nami tłusty kurz węglowy —
proste lasy, jeziora szerokie,
na wygonach kanciaste krowy.
Prędzej, prędzej wyślizganym traktem
wyciągniętym szpalerem słupów —
białe domki klękają do taktu
pod ten klekot i stukot i tupot.
Skandujemy lato, chmury, drzewa,
zachwyconym oddechem mieszczuchów
jak chorągiew nad nami powiewa
balon dymu, snop białego puchu.
I liczymy niecierpliwie minuty
i mijane perony stacji
aż horyzont błękitem zasnuty
błyśnie dworem wśród żółtych akacji.
Źródło: W połowie drogi, Teodor Bujnicki, 1937.