Baśń „O krasnoludkach i o sierotce Marysi” autorstwa Marii Konopnickiej (wyd. po raz pierwszy w 1895 roku) to utwór łączący elementy folkloru, magii i realiów życia wiejskiego. Tytułowa bohaterka spotyka krasnoludki, które pomagają ludziom, choć niekiedy same wpadają w kłopoty. Odgrywają ważną rolę w świecie, a ich przygody uczą wartości takich jak uczciwość, dobroć i współczucie. Opowieść ta, pełna pięknych opisów przyrody, zawiera przesłania zaczerpnięte z folkloru ludowego, stanowi ponadczasową baśń o sprawiedliwości i ciekawości świata.
Spis treści
Zima w królestwie Krasnoludków była wyjątkowo surowa. Król Błystek przymarzł do tronu i z utęsknieniem czekał na wiosnę. Wysłał Koszałka-Opałka, mądrego kronikarza, by ten sprawdził, czy zima się kończy. W trakcie wędrówki krasnoludek obserwował ludzi, spisywał ich historie i opowiadał legendy o dawnych czasach, w tym o Bożętach (dawna nazwa krasnoludków). Podczas podróży Koszałek napotkał sprytnego lisa Sadełko oraz innych mieszkańców lasu. W końcu zrozumiał, że wiosna przyszła, choć początkowo nie dostrzegł jej oznak. Równocześnie Podziomek, inny Krasnoludek, szukał pożywienia. Został zamieniony z ludzkim dzieckiem, a potem wyruszył w świat, gdzie doświadczył wielu przygód, aż jego losy skrzyżowały się z Koszałkiem-Opałkiem.
Krasnoludki podróżowały na wozie ubogiego Skrobka, zastanawiając się, dokąd ich wiezie i martwiąc o swoich towarzyszy, którzy zniknęli po drodze. Podczas rozmowy snuły marzenia o życiu na dworze – najpierw na królewskim, pełnym luksusów i wykwintnych potraw, potem na dworze muzycznym. Myślały też o życiu u grafa, które choć dostatnie, było mniej wystawne niż dwór królewski. W końcu Skrobek wyznał, że w okolicy nie ma żadnego prawdziwego dworu – pozostały tylko ruiny, gdzie niegdyś mieszkał graf, co ich zasmuciło. Wóz w końcu się zatrzymał, a krasnoludki ujrzały cel podróży – biedną, rozpadającą się chatę. Skrobek jednak uspokajał ich, mówiąc, że skoro Bóg stworzył dzieci, to i krasnoludki przetrwają. Mimo biedy miejsca było wystarczająco, a proste życie miało swój własny urok. W obliczu trudności wesoły Pietrzyk zaczął śpiewać i żartować, próbując rozweselić towarzyszy. Na niebie pojawiła się gwiazda.
Wchodząc do chaty Skrobka, krasnoludki ujrzały biedę – skromna izba miała tylko duży komin, niskie meble i porozrzucane garnki. W kącie spali dwaj wychudzeni i zaniedbani chłopcy. Pietrzyk, chcąc poprawić nastrój, opisywał miejsce jako pełne kwiatów, ptaków i brylantów. Król Błystek pobłogosławił chłopców, życząc im zdrowia. Gdy Skrobek wrócił, krasnoludki zaczęły układać skarby pod piecem, ale okazało się, że były to jedynie kawałki trzciny i kamyki. Kuba, jeden z chłopców, opowiedział, że widział króla z koroną, który siał złoto na drodze. Skrobek nie chciał, by dzieci mówiły o krasnoludkach, i zagroził im karą, jeśli powtórzą to sąsiadom. Chłopcy obiecali milczeć, ale Kuba nadal upierał się, że widział króla.
Król Błystek postanowił zamieszkać w urokliwym zakątku przy chacie Skrobka, w pobliżu sadu i strugi. Krasnoludki zorganizowały mu wygodne miejsce do życia, wykorzystując naturalne materiały. Początkowo mieli trudności z zaopatrzeniem w żywność, ale odkryli bogactwa przyrody – grzyby, poziomki, nasiona i koniczynę. Pietrzyk dbał o królewską kuchnię, a do osady dołączyła też żaba Półpanek, zarozumiała i próżna, która chwaliła się swoimi talentami i często przynosiła skrzypce, by grać królowi do wieczerzy.
Tymczasem Skrobek zmagał się z trudnościami. Jego gospodarstwo było zaniedbane, a pole pełne chaszczy, kamieni i korzeni. Krasnoludki, widząc jego zmagania, postanowiły pomóc, zajmując się koniem i naprawami, co poprawiło jego sytuację. Nadal jednak martwiło go pole, wymagające ogromnego nakładu pracy. Pewnego wieczoru usłyszał muzykę mistrza Sarabandy, która tak go poruszyła, że postanowił podjąć walkę z ziemią, wierząc, że może ona przynieść mu lepszą przyszłość.
Mistrz Sarabanda przyciągnął uwagę mieszkańców swoją grą. Inni muzycy, jak Szulim, Franek i Jasiek, nie dorównywali mu talentem. Jego muzyka wnikała w serca ludzi. Zazdrosny o popularność Półpanek próbował naśladować mistrza, ale jego śpiew był wrzaskliwy i fałszywy, co zasmuciło Modraczka, który próbował mu pomóc. W końcu hałas Półpanka wywołał popłoch wśród roślin i zwierząt, a on sam, nadwerężając głos, zemdlał i jakby zmarł. Krasnoludki opłakiwały go, a staruszka zbierająca zioła dostrzegła, że w Półpanku tli się jeszcze życie. Dzięki jej magicznej pomocy i złotej igle z nicią udało się go uratować, lecz jego głos na zawsze pozostał skrzekliwy i nie mógł już dorównać Sarabandzie.
Tymczasem Marysia przez trzy dni wędrowała w poszukiwaniu królowej Tatr. Szła przez pola, lasy i góry, wsłuchując się w szum przyrody i modląc się o drogę. Dotarła w końcu do zamku królowej, który znajdował się na szczycie góry, w otoczeniu chmur. Przy wejściu usłyszała chóry śpiewające o potędze i dobroci królowej. Orzeł dał jej pióro, dzięki czemu Marysia bez lęku przekroczyła przeszkody. Opowiedziała królowej o swoich gąskach, które zabił lis, a ta, wzruszona, sprawiła, że zwierzęta wróciły do życia.
Marysia obudziła się w chacie, gdzie opiekowali się nią Kuba i Wołtuś. Poczuła ulgę, gdy dowiedziała się, że jej gęsi żyją. W Głodowej Wólce wybuchły spekulacje, czy gęsi rzeczywiście powróciły. Najbardziej przerażony był lis Sadełko, który, widząc ich brak, wpadł w szał i krzyczał, że został okradziony.
Nocą Skrobek usłyszał muzykę mistrza Sarabandy, która odmieniła jego serce. Po raz pierwszy poczuł miłość do swojej ziemi i zrozumiał wartość pracy. O świcie poszedł do kowala Wojcieszka, by kupić pług i bronę. Kowal obiecał mu najlepsze narzędzia. Skrobek ruszył na pole, gotów odmienić swój los.
Pod wieczór, gdy słońce zachodziło, Skrobek kończył orkę, a jego dzieci usłyszały tajemniczy szept ziemi. Nagle na miedzy pojawiły się Krasnoludki, a pod starą gruszą ukazał się ich król. W tym czasie Skrobek cieszył się skończoną pracą, lecz martwił się brakiem ziarna na siew. Po powrocie do domu spotkał Marysię.
Krasnoludki zmagały się z zaginięciem zboża, aż Pietrzyk odkrył, że kradły je szczury. Szczura Wiechetka postawiono przed sądem króla Błystka, lecz w ostatniej chwili go ułaskawiono.
Marysia przypadkiem znalazła martwego chomika i postanowiła go pochować. Podczas kopania odkryła skarb – ukryte w ziemi ziarno, które mogło uratować Skrobka. Tymczasem Koszałek-Opałek wędrował samotnie, spotykając Półpanka, który z pychy nie chciał pomóc biednemu. Przekornie, jego jałmużna przemieniła się w złoto.
Na koniec król Błystek zwołał wiec i ogłosił, że Krasnoludki odchodzą pod ziemię na zimę. Koszałek-Opałek, który nie zdążył na czas, pozostał na powierzchni i wędrował samotnie, snując opowieści dla dzieci, aby pamięć o Krasnoludkach nie zniknęła.
Dzieło rozpoczyna się wierszem o krasnoludkach, małych, sprytnych istotach, które zamieszkują różne zakątki – są w górach, w piwnicach, pod kamieniami czy w kuchni. Opowiadający kronikarz ich historii zapewnia, że są one wszędzie na świecie. Krasnoludki potrafią wykonywać różne zadania, takie jak pieczenie potraw, zbieranie okruszków ze stołu czy czesanie grzyw koniom. Często bywają towarzyszami dzieci, opowiadając im baśnie. Wiersz wskazuje, że te małe istoty potrafią zniknąć jak cień i zrobić to, co wydaje się nieosiągalne dla ludzi. Wstępem tym zachęca się odbiorcę do wiary w krasnoludki, zapewniając, że są one realne, a starsi mogą potwierdzić ich istnienie.
Zima w królestwie Krasnoludków była wyjątkowo ciężka i długa. Król Błystek przymarzł do swojego tronu, co sprawiło, że stał się niemal nieruchomy i drżał z zimna. Jego poddani starali się ogrzać, nosząc ciepłe szaty, jednak król musiał nosić starą, cienką purpurową szatę. W pałacu nie można było palić ognia, więc król ogrzewał się jedynie przy blasku brylantów i złota. Zniecierpliwiony, król wysłał swoich dworzan, by sprawdzili, czy wiosna już nadeszła, jednak było jeszcze za wcześnie. Po długim oczekiwaniu, zima zaczęła ustępować, a w pałacu zaczęły topnieć sople i lód. Wtedy król Błystek postanowił wysłać Koszałka-Opałka, by sprawdził, czy rzeczywiście przyszła wiosna.
Koszałek-Opałek był znany w królestwie jako mądry kronikarz, który spisywał wszystko, co działo się w państwie Krasnoludków. Był tak ceniony, że każdy, kto znalazł coś wartościowego, natychmiast wznosił dla niego wieniec. Koszałek-Opałek miał też szczególne zdolności, jak udowodnienie, że Krasnoludki są w rzeczywistości olbrzymami, które kurczą się, by zmieścić się w małych ubraniach.
Koszałek-Opałek, uczony Krasnoludków, przygotowuje się do wyprawy. Przygotowuje swoje księgi, kałamarz i pióro. Król Błystek, z powodu zimna nie może wstać, by go uściskać, ale daje mu swoje błogosławieństwo. Koszałek wędruje, spotykając na swojej drodze pomoc w postaci chomika, który poczęstował go jedzeniem. W wiosce natrafia na scenę, gdzie kobiety lamentują nad zniknięciem kogutów, co zapisuje: "Tatarowie napadli i zabili koguty". Po tym incydencie kowal postanawia zorganizować wyprawę na lisa, który mógł być odpowiedzialny za zniknięcie ptaków. Koszałek-Opałek zauważa grupę osób, w tym dzieci, kobiety i młodszych chłopaków, którzy wyruszają w stronę lasu, by walczyć z Tatarami.
Koszałek-Opałek natrafia na ognisko pastuszków. Zostaje serdecznie powitany, a dzieci nie boją się go, gdyż wiedzą, że krasnoludki nie czynią nikomu krzywdy, a nawet pomagają. Koszałek-Opałek rozmawia z dziećmi i zjada pieczone ziemniaki. Pisze o odwadze dzieci, które od najmłodszych lat uczestniczą w pracach wojennych, takich jak zbieranie kartaczowych kul w popiele, które pękają z hukiem. Koszałek-Opałek pisze o tym, by zachować pamięć o tych wydarzeniach.
Koszałek-Opałek opowiada dzieciom historię o Krasnoludkach, które kiedyś nazywano "Bożętami". Mieszkały wtedy w wsiach, w chatach, obok ludzi, a nie jak teraz – pod ziemią czy w lasach. Mówi o czasach sprzed wielu lat, kiedy panował Lech, który założył miasto Gniezno. Wspomina, że w tamtych czasach w tej okolicy żyły potężne niedźwiedzie, a sama puszcza była ogromna i pełna dzikich zwierząt. Opowiada także o bożkach, w tym Światowidzie, który patrzył na trzy strony świata, i o roli Krasnoludków jako pomocników ludzi. Pomagali w codziennych pracach gospodarskich, takich jak karmienie zwierząt, mielenie ziarna, zbieranie jajek czy robienie masła. Za swoją pomoc otrzymywali od ludzi kawałki chleba, twarogu, miód czy mleko. Często w zamian za pomoc uczestniczyli w ludowych świętach i zabawach. Koszałek-Opałek podkreśla, że Krasnoludki, choć małe, były bardzo cenione przez ludzi.
Koszałek-Opałek opowiada, jak po śmierci władcy kraj wielu królów rywalizowało ze sobą. Ludzie zmęczeni wojną i swarami wybrali jednego przywódcę, jednak po chwili spokoju nastała nowa burza – tym razem ze strony Niemców. Niemiecki książę chciał zająć ziemie Lechitów, a ludzką panią, jak ją nazywał Koszałek-Opałek, była Wanda, która nie chciała zaakceptować obcego panowania. W rezultacie wojna wybuchła, a kraina została zniszczona. Wanda, aby uratować kraj, rzuciła się do Wisły i utonęła, co spowodowało, że Niemcy się wycofali. Po tej tragedii zaczęły się trudne czasy. Brat stanął przeciwko bratu, ludzie zaczęli wykorzystywać słabszych. Nowi władcy, nazywani Popielami, zdawali się okrutni i brutalni. Podobno w starych księgach zapisane było, że Popiel zginął nie od myszy, jak głoszą niektóre legendy, ale od Bożąt, które przybrały postać myszy, by zabić go za jego tyranię. Koszałek-Opałek wspomina też o Mysiej Wieży i jeziorze Gopło, gdzie ta tragedia miała miejsce. Na koniec mówi o starych księgach, które zawierają zniszczone strony. W zależności od tego, czy były to dobre, czy złe czasy, księgi emanowały światłem lub ciemnością.
Koszałek-Opałek opowiada historię spokojnego i pracowitego Piasta. Piast mieszkał z żoną Rzepichą i synem Ziemowitem w modrzewiowej chacie, gdzie żyli w zgodzie z naturą. Kiedy Ziemowit miał przechodzić “postrzyżyny”, zjechali się do nich goście. Jednak w tym czasie zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Nagle, gdy słońce zachodziło, rozległ się niezwykły, cudowny śpiew. Śpiewali dwaj wędrowcy, a ich pieśń mówiła o końcu dawnych bóstw i przyjściu wielkiego Pana nieba i ziemi. Bożęta z chaty Piasta zaczęły drżeć, bo znały przepowiednię, że po usłyszeniu tej pieśni muszą opuścić chatę. Przez wiele dni ukrywały się w kącie, aż w końcu odważyły się wyjść, by służyć Piastowi, który już teraz był królem. Ziemowit stał się królewiczem, a Rzepicha królową. Jednak Bożęta czuły, że ich moc osłabła. Praca, którą wcześniej wykonywały z łatwością, stała się dla nich trudna, a ludzie zaczęli na nie wołać „Ubożęta”. Mimo to pieśń o Panu nieba i ziemi rozprzestrzeniła się po całej krainie, a ci, którzy mieli czyste serca, słyszeli jej słowa: „Idzie Pan mocny, a wielki, Idzie Pan nieba i ziemi”.
Koszałek-Opałek opowiada dzieciom o losach Bożąt, które stopniowo stawały się coraz mniej obecne w życiu ludzi. W czasach Piasta Bożęta jeszcze miały swoje miejsce w domach, ale kiedy rządy objął jego wnuk Mieszko, zaczęły się ukrywać, a ludzie przestali je zapraszać do pomocy. Zamiast tego, po usłyszeniu pieśni o przyjściu Pana nieba i ziemi, Bożęta musiały opuścić swoje domy, a ich miejsce zajęły anioły, które pilnowały domostw. Z czasem stały się prawie niewidoczne. W końcu, gdy rozległ się dźwięk dzwonów, Bożęta zniknęły, rozpraszając się po lasach i górach, gdzie pilnowały skarbów. Stąd ich nowe imię – „Krasnoludki”. Mimo swojej nowej formy, Krasnoludki wciąż pomagały pilnować dobytku ludzi.
Opowieść została przerwana przez hałas dobiegający z lasu, skąd kobiety i dzieci wracały z nieudanej wyprawy na lisa. Mimo że Krasnoludek zakończył swoją opowieść, niektórzy z uczestników zaczęli zastanawiać się, czy to, czego doświadczyli, było rzeczywiste.
Koszałek-Opałek wędrował przez las, gdy nagle wpadł do nory lisa Sadełka, który był znany w okolicy jako sprytny łapikur. Lis zaprosił do swojej komory. W trakcie rozmowy wyjawił, że jego głównym zajęciem jest hodowla drobiu, a w szczególności pisanie prac na temat budowy kurników. Kiedy Koszałek-Opałek pokazał mu pióro gęsi, Sadełko zaczął wyrażać zainteresowanie pomocą sierotce, która pasła całe stado gęsi. Lis zadeklarował pomóc dziewczynce, a także obiecał, że będzie ratować zagubione gąski. Koszałek-Opałek, zdumiony jego entuzjazmem, podążał za nim przez korytarz w norze. Lis poprosił go, by zapisał w swoich książkach ich spotkanie, ale bez żadnych pochwał, jedynie wspominając o jego dobroci i skromności. Po dotarciu do wyjścia, Sadełko pożegnał Koszałka-Opałka, a ten, uradowany spotkaniem z tak wyjątkowym lisem, usiadł chwilę na szyszce, odpoczywając przed dalszą podróżą.
Koszałek-Opałek spotkał drwala, który szedł przez las. Z początku chciał zapytać, czy nadeszła wiosna, ale zaraz uznał, że nie przystoi mu pytać prostego człowieka o takie rzeczy. Drwal, widząc Koszałka, pomyślał, że ten jest jak purchawka i minął go. Jednak Koszałek-Opałek przewrócił się i potoczył razem z szyszką do dołka. Siedział w nim chwilę, zdenerwowany, że nie udało mu się znaleźć odpowiedzi na swoje pytanie. Postanowił poszukać odpowiedzi. Znalazł kawałek wapna i zaczął rysować na nim mapę świata, chcąc znaleźć drogę, którą wiosna ma przyjść. Nagle zobaczył jeża, który niósł jabłko, ale ten uciekł. Koszałek-Opałek był rozczarowany. Wkrótce na wzgórzu pojawiła się wiosna, ukazując się jako piękna dziewica, błogosławiąca ziemię. Koszałek-Opałek jej nie zauważył, ponieważ był zbyt pochłonięty swoimi obliczeniami. Zgodnie z jego rachunkami, wiosna miała nie nadejść, a świat miał pogrążyć się w mrozie i ciemności.
Kiedy jednak pisał te przerażające prognozy, nagle został zaatakowany przez bąki, które uderzały go w łysinę. W wyniku ich ataku cała księga została zalana atramentem, co zniszczyło jego obliczenia. Koszałek-Opałek był załamany, nie wiedząc, co teraz zrobić. Na koniec, gdy już była noc, wiosna naprawdę nadeszła, a ziemia zaczęła kwitnąć.
Krasnoludki, które mieszkają w Kryształowej Grocie, borykają się z brakiem pożywienia. Na skutek tego pojawiają się kłótnie i bójki. Jednym z bohaterów jest Podziomek, znany z narzekania na głód, mimo iż je za czterech. Krasnoludki często mieszkają również w ludzkich domach, gdzie płatają figle, a także zamieniają dzieci na swoje. Jeden z Krasnoludków zajął się taką wymianą dzieci. Znalazł małego Jaśka, który był zdrowym, radosnym chłopcem, ale po tym, jak został zabrany przez Krasnoludki i zamieniony, zaczyna mieć niezwykły apetyt oraz jego wygląd się zmienia. Zamiast rosnąć, Jaśko staje się coraz bardziej nienaturalnie duży w głowie. Kiedy matka Jaśka wraca do domu, zauważa, że jej dziecko zachowuje się dziwni. Podejrzewa, że to może być efekt jakiejś magicznej zmiany, jednak mimo różnych prób, nie może cofnąć tej transformacji.
Baba przygotowuje posiłki: kapustę, groch i słoninę, które wstawia do pieca. Chwile później, jej dziecko (odmieniec) budzi się, zsiada z kołyski i zaczyna przeszukiwać garnki w piecu. Wyciąga jedzenie, je go, aż nie pozostaje nic. Baba, zaskoczona tym, co się dzieje, biegnie do sąsiadki po radę. Sąsiadka sugeruje, by pozbyć się odmieńca, używając brzozowej witki, i wyrzucić go na śmietnisko. Baba postanawia działać zgodnie z tą radą. W międzyczasie Kukulina, wdowa z małą córką, słyszy krzyk dobiegający od sąsiadki i postanawia interweniować. Zauważa biedne dziecko na śmietniku, które płacze, więc postanawia mu pomóc. Daje mu kawałek chleba, chroni przed słońcem, przykrywając go liściem, i ciepło go pociesza. Chce zabrać go do siebie, ale w końcu odchodzi. Krasnoludki zabierają prawdziwego odmieńca (Podziomka) i zamieniają go z dzieckiem babci, Jaśkiem. Baba, odkrywając, że to jej prawdziwe dziecko, cieszy się i zaczyna świętować.
Podziomek zostaje wyleczony przez Krasnoludki. Po pewnym czasie, mimo że jest otoczony opieką króla Błystka, ciągle jest głodny i nie może poradzić sobie z brakiem jedzenia. Wybucha w nim gniew, gdy nie dostaje tego, czego chce, i postanawia opuścić królestwo. Podziomek decyduje się iść do ludzi, bo uważa, że tam dostanie lepszy wikt niż w pałacu. Inni się z niego śmieją, ale on poważnie zamierza spełnić swoją obietnicę. Rozpoczyna wędrówkę, mając nadzieję na lepsze życie.
Podziomek wędruje, zaczyna rozmyślać, czy jest zima, czy już wiosna. Szuka jej znaków w przyrodzie. Zauważa krakające wrony w lesie, co sugeruje zimę, ale potem dostrzega w dolinie zieleniejące trawy, co daje mu nadzieję na wiosnę. Gdy spogląda w stronę mgły, nie jest w stanie rozstrzygnąć, czy to śnieg, czy rosa. Dostrzega wilcze ślepia, na które reaguje gniewem. Zaczyna rozglądać się w poszukiwaniu czegoś do jedzenia i dostrzega kulę wapna. Zmęczony, zasypia na mchu. Budzi się o świcie i dostrzega przelatujące bociany. Wsiada na pierwszego bociana, by lecieć z nim w kierunku znanych mu terenów. Przelatują nad wioską, której widok wywołuje u niego wspomnienia z dzieciństwa. Podziomek zauważa, że przed domem stoją kury, a w drzwiach czeka zła kobieta – ta, która go wyrzuciła, gdy był dzieckiem. Bocian ląduje na dachu starego gniazda, a Podziomek obserwuje przez szparkę to, co się dzieje. Baba rozpoznaje bociana, zaczyna do niego wołać, a Podziomek znowu czuje grozę, wiedząc, że kobieta ma złe zamiary.
Baba wchodzi na drabinę, by dosięgnąć Podziomka, który postanawia uciekać. Skacze z dachu i spada na kota, który w panice ucieka. Podziomek trzyma się kota i nie wypuszcza go, mimo że parzą go pokrzywy i ranią osty. Po długiej ucieczce, Podziomek zdobywa kiełbasę, odpoczywa pod krzakami, paląc fajkę i zasypia.
Podziomek budzi się w lesie, słysząc tajemniczy dźwięk, który początkowo przypomina bzykanie much, a potem zmienia się w jakąś melodyjną, dziwną piosenkę. Po chwili wychodzi na polankę, gdzie zauważa niewielkie ognisko i Cygana grającego na drumli, trzymającego przywiązane do łańcuszka małpki. Podziomek dostrzega, że coś jest nie tak – to nie małpka, a Koszałek-Opałek. Serdecznie się witają. Koszałek-Opałek wyjaśnia, że jego księgi i narzędzia naukowe zostały zniszczone. Podziomek pociesza go, mówiąc, że muszą działać jak zwykli ludzie, nie jak mędrcy. Wkrótce do nich dołącza Cygan, który postanawia wykorzystać ich jako atrakcję do zarobienia pieniędzy. Koszałek-Opałek i Podziomek zostają zmuszeni do wystąpienia jako małpy. Cygan zabiera ich do miasteczka, gdzie organizuje przedstawienie na rynku. Ogłasza, że mają "małpki", które potrafią mówić i całować się jak ludzie. Ludzie tłoczą się, by zobaczyć to niezwykłe "cudo", a Cygan zaczyna zbierać pieniądze.
Jednak w tym samym czasie w miasteczku wybucha zamieszanie – banda cygańska kradnie różne rzeczy od mieszkańców, a ludzie zaczynają to dostrzegać. Kiedy w tłoku dochodzi do zamieszania, Cygan zostaje brutalnie potraktowany przez tłum, który wypłoszył jego bandę. Krasnoludki znikają, jakby porwał je wiatr.
Po długiej wędrówce Krasnoludki, wyczerpane, dotarły na polanę, gdzie postanowiły odpocząć. Koszałek-Opałek był szczególnie zmęczony, ponieważ łańcuszek, którym Cygan go przywiązał, ranił mu nogę. Choć początkowo sprzeciwiał się pomocy, Podziomek obwinął nogę Koszałka świeżą trawą, co przyniosło ulgę. Rozpalili ognisko.
Po jakimś czasie Podziomek natknął się na drumlę, którą Cygan zgubił. Zaczął grać na niej, co dało magiczne efekty – ptaki zaczęły śpiewać, a kwiaty zamieniały się w magiczne dzieci, śpiewające o wiośnie. Wkrótce jednak pojawiła się smutna kobieta, zbierająca lebiodę. Śpiewała ona żałosne pieśni o biedzie, głodzie i samotności, co poruszyło Podziomka. Zdecydował się pomóc jej, wyciągając skarb, który zamienił się w srebrniki, kiedy wysypał je na ziemię. Kobieta była bardzo wdzięczna, a Podziomek poczuł się poruszony jej modlitwą za pomoc.
Po tej przygodzie postanowił, że muszą wracać do króla, by przekazać mu ważną wiadomość. Wkrótce napotkali Cygana wracającego po zgubioną drumlę. Podziomek i Koszałek-Opałek poczuli niepokój, ale Podziomek przypomniał sobie zaklęcie, które może ich zamienić w wielkich Krasnoludków. Koszałek-Opałek był przerażony, ale Podziomek nie zważał na to i powoli zaczęli rosnąć. Gdy Cygan zobaczył, jak rosną, przestraszył się i padł na ziemię, błagając o litość. Podziomek zażądał, by Cygan zapewnił im dobry zapas jedzenia, w przeciwnym razie zamieni go w żydowską szkapę. Ten, zrozpaczony, obiecał, że spełni ich życzenie. Krasnoludki po chwili znowu zmniejszyły się, a Cygan, szczęśliwy, wziął ich na ramiona i ruszyli w drogę. Całą drogę nosił ich przez las, aż dotarli do Groty Kryształowej. Niestety, wejście było zablokowane kamieniem, który tylko z pomocą Cygana udało się usunąć. Gdy kamień został usunięty, po zawołaniu Podziomka z groty wyłoniła się jasność, a w powietrzu rozbrzmiały głosy witające przybyłych.
Piotr Skrobek wracał z jarmarku, kiedy zauważył dziwne światło spod skałki, które przypominało ogień. Pomyślał, że może to skarb, który oczyszcza się w ogniu, jak mówili starzy ludzie. Postanowił zbliżyć się do tego miejsca, by sprawdzić, co się dzieje. Kiedy dotarł na miejsce, zobaczył gromadę krasnoludków, które zaczęły wchodzić na jego wóz, przynosząc różne skarby: skrzynie pełne złota, srebra, kamieni szlachetnych i biżuterii. Po chwili z groty wyszedł król krasnoludków, ubrany w purpurowe szaty, złotą koronę i trzymający berło, które rzucało silne światło. Skrobek był przerażony majestatem króla, ale ten pozdrowił go uprzejmie Wówczas krasnoludki zaczęły pomagać mu w załadunku skarbów na wóz.
Skrobek zrozumiał, że krasnoludki często pomagają ludziom. Opowiadał, jak jego dziadek wspominał, że krasnoludki pomagały w gospodarstwach, robiły masło, piekły chleb, a nawet zajmowały się zwierzętami. Skrobek wiedział, że krasnoludki traktują dobrze tych, którzy są dla nich życzliwi. W jego gospodarstwie wszystko dobrze się wiodło, a staruszka babka przekazała mu wiedzę o obyczajach związanych z dojeniem mleka. Jednak po śmierci rodziców Skrobka, sytuacja zaczęła się zmieniać, a stryjeczny opiekun, który przejął gospodarstwo, zaniedbał dzieci, co prowadziło do ich nędzy.
Krasnoludki opowiadają Skrobkowi o skarbach, które powstają z nieużywanego czasu, chleba, czy siły. Skrobek jest jednak sceptyczny, nie rozumie tej koncepcji. Następnie Krasnoludki i Skrobek wyruszają w drogę, a między nimi toczy się dyskusja o kierunku podróży. Król Błystek, który towarzyszy im, mówi o mądrości, mądrości spisywania ksiąg, oraz o tym, jak ziemia strzeże skarbów. Jednak w pewnym momencie rozmowa przeradza się w spór między Krasnoludkami.
Przedstawiona jest mała chatka, znajdująca się za górami Karpatami, za trzema puszczami i głęboką doliną. Jest ona znana jako „Boże Oko”, chociaż nikt już nie pamięta, kto i dlaczego nadał jej tę nazwę. Możliwe, że związana jest z jej wyglądem lub zjawiskami naturalnymi. Być może chodzi o lazur nieba,, o wschodzącą zorzę, która złociła chatkę, lub o strumień płynący spokojnie i błękitnie, jakby odbijał niebieskie oko. Inna możliwość to fakt, że gwiazdka świeci nad chatą jak „srebrna łza litości”, symbolizująca Boże oko.
Smutna scena, w której matka umiera, pozostawiając swoje małe sieroty. Zamiast śpiewu gołębia czy słowika, słyszymy wołanie dzieci, które straciły opiekunkę. Matka wcześniej zapewniała im ciepło i opiekę, karmiła je chlebem i miodem, a teraz, po jej śmierci, sieroty zostają skazane na głód i samotność. Gdy dawniej pieściła je piosenką, teraz tylko zimne głosy obcych ludzi będą ich wołać. Płótno, które matka kiedyś tkała na odzież, teraz zamienia się w stare szmaty, a dzieci zostają zmuszone do pracy.
Marysia płacze dzień i noc, tęskniąc za zmarłą matką. Na jej grobie rozkwita ziele, a sierotka cicho kwili. Z jej domu wypędzili obcy ludzie, zmuszając ją do wędrówki na wschód, by szukała pracy, paściła gąski i znosiła trudy życia. Zostaje sama, bez nikogo, kto by się nią zaopiekował.
Marysia, sierotka o pięknych włosach i oczach, czuła w sercu tęsknotę i smutek. Codziennie pasła gąski, nie potrafiąc się radować, bo jej życie było pełne żalu. Gospodyni pytała ją, dlaczego nie śmieje się, nie śpiewa i nie cieszy, ale Marysia odpowiadała, że nie może, bo wszystko wokół ją smuci — wiatr, płaczące drzewa, łzy rosy na ziemi. Ptaszki próbowały ją pocieszyć, śpiewając o tym, czego jej potrzeba, ale ona pragnęła tylko powrotu matki, by mogła znów poczuć się bezpieczna.
Marysia często śniła o matce, która w odwiedzinach przypominała jej, że nie jest jeszcze pora, by się spotkały. Choć tęskniła, musiała pracować, by przeżyć — pasła gąski, niosła drewno, a czasem śpiewała, by umilić sobie czas. Ludzie we wsi zaczęli ją nazywać „Marysią gęsiarką” lub „sierotką”, zapominając, że była córką Kukuliny. Mimo to, nigdy nie zapomniała swojej przeszłości. Zajmowała się gąskami na oddalonej łące, a czasem śpiewała smutną piosenkę o sierocie, która wołała swoje gąski do domu. Jej śpiew poruszał innych, często budząc ich współczucie. Nie wiadomo, kto nauczył ją tych piosenek, ale były one częścią jej życia, wypełniającym ją od wewnątrz. Jednym z jej towarzyszy był mały piesek, Gasio, który opiekował się nią i pomagał pilnować gąsek. Jednak w lesie czaił się lis Sadełko, który marzył o zdobyciu gęsi. Mimo niechęci do psa i dziewczynki, Sadełko planował je wykorzystać.
W tej opowieści, Skrobek i Podziomek podróżują w kierunku wioski Wólka Głodowa, rozmawiając o stanie wsi. Skrobek, po drodze, zauważa, że zbyt wiele bogactw w jednym miejscu mogłoby spowodować drożyznę i głód, sugerując, że lepiej rozproszyć bogactwo. Podziomek wtrąca swoje uwagi, a rozmowa staje się bardziej filozoficzna. Skrobek podaje przykład Wólki Sytnej, wioski pełnej bogatych gospodarstw, gdzie ludzie żyją w dostatku.
Podczas rozmowy, Podziomek przeżywa pewne zamieszanie, wskutek czego wóz zderza się z kamieniem, a on wypada z niego, wywołując hałas, który budzi psy i gęsi we wsi. Kiedy po chwili wstaje, zauważa, że obok niego jest Koszałek-Opałek, który również wypadł z wozu na prośbę króla. Koszałek-Opałek mówi, że znalazł się w tej sytuacji z powodu wrzasku gęsi, które były obecne w okolicy.
Podziomek i Koszałek-Opałek decydują się rozdzielić, aby nie narażać honoru uczonego męża na obecność wśród prostaków. Pierwszy rusza do wsi, gdzie po długich poszukiwaniach odkrywa, że wieś nie jest tak bogata, jak mu się wydawało. Zamiast obiecywanego dostatku, znajduje puste domy, gdzie ludzie żyją w nędzy i głodzie. Przednówek w wiosce jest bardzo trudny. Ostatecznie dostrzega, że wieś naprawdę nazywa się Wólka Głodowa.
Koszałek-Opałek podczas spaceru po lesie natrafia na pagórek i lisą norę. Początkowo zastanawia się, co to może być – forteca, starożytna świątynia, czy coś innego. Wkrótce spotyka tam Sadełko, uczonego liska, który wyjaśnia, że wzgórze to zostało usypane przez niego, aby mieć zawsze pod ręką piasek do zasypywania swoich ksiąg. Sadełko proponuje Koszałkowi pomoc w zdobyciu nowych piór, jeśli ten pozbędzie się psa, którego nie cierpi. Koszałek-Opałek zgadza się na to, obiecuje usługi w zamian za pomoc.
Wkrótce, po porannych zajęciach w wiosce, obserwujemy codzienne życie Marysi, sierotki, która pasie gęsi. Jest opisana jako dziewczynka w skromnym ubraniu, nosząca gałązkę wierzbową. Towarzyszy jej wierny piesek Gasio, który pilnuje stadka. Marysia śpiewa dla chomika, który żyje w pobliskiej norce, by go pocieszyć. Chomik lubi jej piosenki, ale jest zbyt nieśmiały, by zbliżyć się do niej.
Podziomek wędruje po błotnistym terenie w okolicach lasu. Zmienił się nie do poznania – zamiast swojego dawniej okazałego wyglądu, teraz jest chudy i wyniszczony przez głód. Przemierza bagna, skacząc z kępy na kępę, brodząc w trawie i błocie. Z tego głodu nauczył się nowych umiejętności, takich jak skakanie po błocie, brodzenie w wodzie i szukanie jedzenia. Podczas wędrówki natrafia na gniazdo czatki błotnej, która przerażona jego obecnością krzyczy. Krasnoludek odpowiada z gniewem, tłumacząc, że nie jest to zabawa, ale walka o przetrwanie. Jego głód staje się jego największym problemem, przez co nawet w obliczu zagrożenia nie potrafi zachować spokoju. Wkrótce, słyszy płacz dziecka i postanawia sprawdzić, co się dzieje. Zbliżając się do źródła płaczu, odnajduje małą dziewczynkę, Marysię, siedzącą na wzgórku i rozpacza nad swoją sytuacją. Początkowo Marysia boi się krasnoludka, ale Podziomek uspokaja ją, przedstawiając się jako Krasnoludek Podziomek, który chce jej pomóc. Okazuje się, że Marysia jest sierotą, której matka zmarła, a ona została wypędzona przez gospodynię.
Krasnoludek postanawia pomóc dziewczynce. Zaczynają rozmawiać o jej zmartwieniach i Podziomek, poruszony jej losem, postanawia udać się z nią do królowej Tatry, licząc na pomoc i pocieszenie. Marysia, poczuwszy nadzieję, zgadza się na dalszą podróż z Podziomkiem. Tak więc ruszają razem w drogę, w nadziei, że odnajdą pocieszenie i pomoc w królowej.
Krasnoludki, podróżując na wozie ubogiego Skrobka, zastanawiają się, gdzie ich przewozi, martwiąc się o swoich towarzyszy, którzy zniknęli w drodze. W trakcie rozmowy wyrażają swoje marzenia o życiu na dworze – najpierw marzą o życiu na dworze królewskim, pełnym luksusów i wspaniałych potraw, później o dworze pełnym muzyki, uczt i radości. Zastanawiają się również nad życiem u grafa, gdzie również czeka ich dostatnie życie. W rozmowie pojawia się również myśl o szlacheckim dworze, który choć mniej wystawny, także oferuje dostatek i spokój. W końcu Skrobek, po dłuższej chwili milczenia, przyznaje, że w okolicy nie ma żadnego prawdziwego dworu, a jedynie ruiny, gdzie kiedyś mieszkał graf. Dla Krasnoludków to smutne wieści. Wkrótce wóz zatrzymuje się, dotarli do celu – biednej, rozpadającej się chaty. Krasnoludki zaczynają narzekać, zastanawiając się, jak tu przeżyć i co zrobić z ich skarbami oraz gdzie pomieścić króla.
Skrobek stwierdza, że jeżeli Bóg stworzył dzieci, to i Krasnoludki przetrwają. Mimo biedy, wydaje się, że miejsca wystarczy, a prostota życia w tym miejscu ma swoją wartość. W obliczu trudności Pietrzyk, wesoły Krasnoludek, zaczyna śpiewać i żartować, próbując rozweselić innych. W końcu, gdy gwiazda na niebie się zapaliła, król Błystek, wzruszony, wypowiedział słowa o błogosławieństwie miejsca, gdzie króluje ubóstwo i praca, gdyż to jest miejsce, nad którym czuwają gwiazdy boże.
Krasnoludki weszły do chaty ubogiego Skrobka, gdzie panowała bieda. Izba była skromna, z jednym dużym kominem, niskimi meblami, przewróconymi garnkami, a w kącie spali dwaj chłopcy, którzy wyglądali na wychudłych i zaniedbanych. Krasnoludki były zaskoczone biedą, trącając się i szepcząc między sobą o warunkach życia w chacie. Pietrzyk próbował rozbawić innych, wyolbrzymiając piękno miejsca, widząc w nim kwiaty, ptaki i brylanty. Król Błystek, widząc chłopców, błogosławił ich i życzył im zdrowia. Wkrótce Skrobek wrócił do domu, zapytany przez Krasnoludki o dzieci.
Krasnoludki zaczęły układać skarby pod piecem, ale Skrobek po chwili odkrył, że skarby były tylko kawałkami trzciny i kamyczkami. Chłopcy obudzili się, a jeden z nich, Kuba, opowiedział o królu, którego widział, twierdząc, że miał złotą koronę i siał złoto na drodze. Skrobek nie chciał, żeby dzieci mówiły o Krasnoludkach i groził im biciem, jeśli powtórzą to sąsiadom. Chłopcy obiecali milczeć, a po chwili udali się po chrust do lasu. Kuba, mimo groźby ojca, wciąż twierdził, że widział króla.
Król Błystek postanowił osiedlić się w malowniczym i spokojnym zakątku, pełnym zieleni i przyrody. Jego letnia rezydencja znajdowała się w pobliżu chaty ubogiego Skrobka, obok sadu i strugi. Mimo początkowego ubóstwa, Krasnoludki zorganizowały dla niego wygodne i piękne mieszkanie, wykorzystując naturalne materiały, takie jak wierzba i mchy. Mimo trudności z zaopatrzeniem w jedzenie, odkryły bogate zasoby przyrody – grzyby, poziomki, nasiona i koniczynę, co pozwoliło im przetrwać. Pietrzyk nieustannie przynosił jedzenie dla króla i zadbał o stworzenie kuchni. Do tej idylicznej wioski dołączyła także żaba Półpanek, która była próżna i zarozumiała. Chwalił się swoimi umiejętnościami i talentami, próbując wzbudzić zainteresowanie Krasnoludków. Często przynosił skrzypce, by przygrywać królowi przy wieczerzy.
Skrobek zmaga się z biedą i trudnościami życia. Jego zaniedbane gospodarstwo oraz pola pełne chaszczy, kamieni i korzeni sprawiają, że boi się rozpocząć pracę. Król Krasnoludków, widząc jego trudności, postanawia pomóc, angażując Krasnoludki do pracy w gospodarstwie. Pomagają one w opiece nad koniem i naprawach, co poprawia sytuację Skrobka. Mimo poprawy wciąż martwi się on zaniedbanym polem, które wymaga ogromnej pracy, by stało się urodzajne. Z czasem zaczyna wierzyć, że jego pole może przynieść lepszą przyszłość, mimo że początkowo wydaje się to niemożliwe.
Mistrz Sarabanda, wyjątkowy muzyk, przybywa do wsi Słowicze, a jego gra jest tak piękna, że nikt nie może się z nią równać. Inni muzycy, jak Szulim, Franek i Jasiek, mają charakterystyczne style, ale nie dorównują Sarabandzie. Jego muzyka wnika w duszę ludzi, dotykając ich serc, a każdy dźwięk niesie ze sobą głębokie emocje.
Podczas zachodu słońca ubogi chłop Skrobek słyszy muzykę Sarabandy, która porusza go do głębi i wzbudza refleksję nad jego ziemią i życiem. Muzyka napełnia go siłą i determinacją, sprawiając, że czuje głęboką więź z przodkami i postanawia podjąć walkę z trudami pracy. Obiecuje sobie, że albo pokona ziemię, albo ziemia pokona jego.
Mistrz Sarabanda, wybitny muzyk, przyciągnął uwagę mieszkańców Słowiczej Doliny swoją wyjątkową grą, która poruszała serca. Jego talent wyprzedzał innych muzyków, takich jak Szulim, Franek czy Jaś owczarek, którzy grali w swoich lokalnych tradycjach. Sarabanda potrafił grać tak pięknie, że jego muzyka docierała do wnętrza duszy, zmieniała nastrój ludzi i poruszała ich głęboko.
Półpanek, zazdrosny o popularność Sarabandy, postanowił udowodnić swoją wyższość, kopiując jego muzykę. Choć znał nuty, nie potrafił wykrzesać z nich tego samego piękna. Jego śpiew był chaotyczny, a dźwięki wrzaskliwe i fałszywe, co doprowadzało do rozpaczy Modraczka, który próbował mu pomóc. Stworzenia wokół – lilie wodne, trzciny i tataraki – reagowały na hałas, prosząc Półpanka o ciszę i grożąc mu, aby zaprzestał swojego okropnego śpiewu. Przepełniony zazdrością i pychą, zignorował wszystkie prośby i groźby, niszcząc harmonię muzyki natury. Intensyfikował swoje wrzaski, aż w końcu jego ciało nie wytrzymało naporu – zemdlał i zmarł.
W upalne południe kosiarze pracowali na łące, ich ruchy były równomierne, a lniane koszule błyszczały w słońcu. Dzieci bawiły się w pobliżu, ubrane w modre spódniczki i czerwone spencerki. Wtedy pojawił się Krężołek, paź króla Błystka, który przyszedł napić się kwaśnego mleka. Dzieci zauważyły go i zaczęły wołać: „Krasnoludek!”. Gdy Krężołek sięgał po mleko, nagle usłyszał przerażony krzyk: „Nasz muzykant nie żyje!”. Krężołek rzucił naczynia i pobiegł do wsi, jego czerwony kaptur wił się za nim. Na miejscu zobaczył martwego Półpanka. Mimo prób ratunku, nikt nie zdołał przywrócić mu życia – potrząsano nim, rozcierano, przykładano wronie piórko do nosa, a Pietrzyk polewał wodą, lecz jego ciało pozostało zimne i nieruchome.
W tym czasie staruszka zbierająca zioła przechodziła przez łąkę. Była sucha i zgarbiona, stukała kijem o ziemię, wypowiadając lecznicze właściwości roślin, takich jak rosiczka, rozchodnik, macierzanka i piołun. Podchodząc bliżej krzaków głogu, zauważyła lamentujące krasnoludki nad ciałem Półpanka. Nie przejęła się ich widokiem i zapytała: „A co Pan Bóg dał?”. Krasnoludki błagały o pomoc.
Babuleńka zbadała ciało Półpanka i usłyszała, że życie w nim wciąż tli się słabo. Wysłała Pietrzyka po złotą igłę z uchem i jedwabną nitkę, a ten, z pomocą jaskółki, udał się w daleką podróż. W tym czasie babuleńka przygotowywała lecznicze mikstury, a krasnoludki pomagały jej – niosły chrust, rozdmuchiwały ogień, trzymały garnki. Po chwili Pietrzyk powrócił z igłą i nicią, a babuleńka zaczęła zszywać Półpankowi gardło. Krasnoludki z zaciekawieniem przyglądały się. Gdy skończyła, dmuchnęła mu trzy razy w twarz. Półpanek kichnął z ogromną siłą, co przestraszyło krasnoludki, po czym otworzył oczy i powoli zaczął się podnosić. Próbował śpiewać, lecz z jego gardła wydobył się tylko słaby, skrzekliwy dźwięk, co oznaczało, że nie był już w stanie dorównać mistrzowi Sarabandzie.
Marysia wędrowała przez trzy dni i noce, kierując się do królowej Tatr. Pierwszego dnia szła przez pola i łąki, gdzie szum kłosów i śpiew ptaków sprawiały, że czuła się prowadzona przez naturę. Towarzyszył jej Poziomek, który myślał, że ją prowadzi, ale tak naprawdę był tylko cichym świadkiem jej wędrówki. Drugiego dnia weszła do lasu pełnego starych dębów, sosen i brzóz. Panowała głęboka cisza, przerywana jedynie odgłosami dzikich zwierząt i ptaków. Marysia czuła się, jakby szła przez ogromny kościół, gdzie natura była w pełni obecna. Modliła się, by znaleźć drogę do Tatr, a rośliny i zwierzęta wskazywały jej ścieżkę. Trzeciego dnia dotarła do gór, gdzie czekały na nią ostre skały i rwące strumienie. Ogrom szczytów napawał ją strachem, ale mimo to szła dalej, modląc się o prowadzenie. Czuła siłę natury – szum wód, gwizd wiatru i krzyk przelatujących orłów. Pod koniec podróży przeszła przez skaliste szczyty i dotarła do Tatr. Przed nią rozciągały się doliny, a nad nią orzeł krakał na niebie, jakby zapraszając ją do królestwa Tatr. Mimo zmęczenia i strachu, poczuła, że osiągnęła swój cel – królowa Tatr była na wyciągnięcie ręki.
Marysia dotarła do dworu królowej Tatr, który stał na szczycie góry, gdzie chmury leżały u stóp, a szczyt promieniał słońcem. Przed zamkiem straż trzymali dwaj kamienni olbrzymi, a ścieżki prowadziły przez bory i skały. Gdy Marysia weszła, usłyszała potężne chóry: jeden z nich śpiewał o strasznej i potężnej królowej Tatr, a drugi o jej dobroci i litości. Marysia była oszołomiona, ale po usłyszeniu tych pieśni, poczuła nadzieję.
Orzeł powiedział jej, by nie bała się, a po otrzymaniu orlego pióra, Marysia poczuła się lżej i przeszła przez wszystkie przeszkody. Po dotarciu do zamku, Marysia spotkała królową Tatr. Na jej prośbę, opowiedziała o swoich gąskach, które zostały zabite przez lisa. Królowa Tatra zgodziła się spełnić jej życzenie i pokazała jej, że gąski wróciły do życia, pasąc się na łące w Głodowej Wólce. Marysia była zachwycona, dziękowała i zawołała radośnie, widząc, że gąski żyją.
Marysia obudziła się w izbie, leżąc na świeżym sianie, w małej chatce, z głową owiniętą szmatką. Dwa chłopaki, Kuba i Wołtuś, opowiedzieli jej, że zabrali ją stąd jej ojciec, który ją odnalazł, a później przywiózł do tej chaty, gdzie teraz leżała. Chłopcy pocieszali ją, mówiąc, że w lesie jest dużo jedzenia, a oni razem z ojcem zadbają o nią, nawet jeśli chleba jest mało. Kuba i Wołtuś wspomnieli też, że tata Marysi pytał w Głodowej Wólce, czy to rzeczywiście ona, a gospodyni lamentowała nad jej losem.
Marysia poczuła ulgę, dowiadując się, że jej gęsi są bezpieczne i że są cztery białe oraz trzy siodłate. Po chwili Marysia zasnęła, a kiedy się obudziła, było już ciemno, a w izbie nikogo nie było. Przez uchylone drzwi do izby zaglądały gwiazdki. Wtedy do izby wpadł Gasio, pies, który radośnie przybiegł do Marysi, a ona, wzruszona, tuliła go, wylewając łzy szczęścia.
W Głodowej Wólce panował zamęt, gdy nowa gęsiarka wypędziła gąski na łączkę. Ludzie zastanawiali się, czy to te same gęsi, czy może inne. Rozmawiali, próbując rozpoznać gęsi, lecz mieli różne zdania – jedni twierdzili, że siodłate gęsi są większe, inni, że krótsze, a niektórzy nie byli pewni.
W Głodowej Wólce rozeszła się plotka, że gęsi, które wcześniej były poduszone, teraz znów chodzą żywe, co wywołało zdumienie wśród mieszkańców. Jednak najbardziej zaniepokojony był lis Sadełko. Skradając się pod lasem, zauważył, że gęsi zniknęły, a w trawie pozostały tylko ich puchy. Był przekonany, że zostały mu zabrane, i w furii krzyczał, że został okradziony.
Podczas swojej złości dostrzegł chomika, który obserwował jego desperację. Lis, wściekły, groził mu, że zapłaci za to, iż był świadkiem jego straty, jednak chomik, przestraszony, uciekł do swojej norki. Sadełko nie gonił go od razu, bo po zjedzeniu gołębia był syty, ale jeszcze groził, że spotkają się ponownie. Lis, pełen gniewu, odszedł do lasu.
Po nocy, podczas której Skrobek usłyszał pieśń mistrza Sarabandy, obudził się odmieniony. Po raz pierwszy poczuł miłość do swojego opuszczonego skrawka ziemi i pragnienie pracy, które dodało mu ogromnej siły. Nie zwlekając, o świcie wyciągnął oszczędności i poszedł kupić pług i bronę od kowala Wojcieszka. Jego nagła chęć do pracy zaskoczyła sąsiadów, a sam kowal, widząc jego determinację, obiecał wykonać dla niego najlepsze narzędzia. Skrobek, pełen nowej energii, nie mógł się doczekać, by zacząć pracę nad swoim polem, a jego krok stał się lekki, jakby ubyło mu lat.
Skrobek codziennie ciężko pracuje, wycinając chaszcze, usuwając kamienie i karczując ziemię, by stworzyć nowe pole. Ludzie dziwią się jego wytrwałości, ale on odpowiada, że tylko lenistwo i bieda przyginają człowieka. Krasnoludki pomagają Skrobkowi, choć on ich nie widzi. Dzięki ich wsparciu szybko oczyszcza teren, a po ośmiu dniach powstaje równe pole. Gdy Skrobek kończy pracę, zauważa, że jego chata jest brudna i zaniedbana. Po powrocie do domu odkrywa, że izba została wysprzątana przez sierotę Marysię i jego dzieci. Wzruszony, zaczyna dostrzegać piękno porządku i rodzinnego ciepła. Zmiana w Skrobku jest tak wielka, że nawet jaskółka nie poznaje chaty i śpiewa o jego pracy i porządku. Jego dzieci są zdziwione, myśląc, że nadchodzą święta.
Dzień dobiegał końca, a wielka kula słońca powoli chowała się za horyzont, otulając niebo różanym światłem. Noc nadciągała od boru, niosąc ze sobą księżycowy blask i srebrzyste mgły. Przyroda budziła się do życia w swoim nocnym rytmie – derkacz krzyknął w trawie, spod boru odezwał się bąk, a wysoko nad ziemią klucz żurawi unosił się w powietrzu, rozbrzmiewając przeciągłym krzykiem. Silna woń ziół i traw unosiła się nad ziemią, a cały wieczór zdawał się mieć w sobie coś magicznego – jakby to był czas, w którym ludzie potrafili rozumieć mowę zwierząt, ptaków i roślin.
W tym niezwykłym momencie Skrobek kończył orkę. Jego ochocze pokrzykiwania odbijały się echem po polu, a jego dzieci, siedząc na wilgotnej ziemi, przysłuchiwały się temu w milczeniu. Otulone nocą i zmęczeniem, zaczynały już przysypiać, gdy nagle Kubuś poruszył się i szepnął, że ziemia „gada”. Woltusiowi trudno było w to uwierzyć – przecież ziemia nie ma ust, by mówić! Ale Kubuś upierał się, że słyszał, jak rośliny i trawy szepczą. I rzeczywiście – kiedy się wsłuchali, do ich uszu dobiegł tajemniczy szmer, jakby ciche głosy płynące z tysięcy małych istot.
Nagle z pobliskiej miedzy, pod starą gruszą, trawa zaczęła się poruszać. W jej gęstwinie pojawiły się maleńkie, barwnie ubrane postaci – Krasnoludki, które złapały się za ręce i zaczęły wirować w tańcu. Kiedy na niebo wzeszedł księżyc, jego blask oświetlił wnętrze starego drzewa, gdzie siedział tajemniczy król – starzec w białej szacie i złotej koronie. Woltusiowi aż zaparło dech w piersiach, a Kubuś tylko szeptał z zachwytem: „Król!” Tymczasem z pobliskiego stosu chrustu zaczęły unosić się złote iskry, aż w końcu buchnęły płomienie, a tajemnicza pieśń znów zabrzmiała w powietrzu. Tymczasem Skrobek dziękował Jezusowi za pomoc i z radością spoglądał na rozświetlone blaskiem księżyca niebo. Czuł w sobie lekkość i satysfakcję po skończonej orce. Jednak kiedy ruszył w stronę domu, dopadły go troski. Co z tego, że zorane pole jest gotowe? Nie miał przecież ani ziarna, ani grosza, by je obsiać. W głowie kłębiły mu się myśli o przyszłości, a jego własny cień, sunący obok, zdawał się uosabiać jego ciężką dolę.
Dotarł do domu i usiadł ciężko na ławie, pogrążony w zmartwieniach. Wtedy drzwi cicho skrzypnęły, a do izby weszła Marysia, wracająca z dalekiej wyprawy.
We wsi od rana rozbrzmiewały uderzenia cepów – gospodarze młócili zboże, by zdobyć ziarno na siew. Tylko Skrobek, biedny i bezradny, nie miał co młócić. Chodził smutny, rozmyślając, skąd wziąć ziarno. Tymczasem krasnoludki, niezauważone przez ludzi, skrzętnie zbierały rozproszone ziarna, gromadząc je w swoim podziemnym skarbcu.
Pewnej nocy krasnoludki odkryły, że ich zapasy tajemniczo znikają. Król Błystek poradził im zapieczętować wejścia do magazynu, ale mimo straży i zabezpieczeń zboże nadal ginęło. W końcu Pietrzyk, jeden z krasnoludków, postanowił złapać złodzieja. W zamian za swoją pomoc zażądał cennej pieśni mistrza Sarabandy, przechowywanej w królewskim skarbcu. Król zgodził się na ten warunek, a Pietrzyk natychmiast wyruszył na poszukiwanie sprawcy.
Pietrzyk wędruje do chatki staruszki, aby uzyskać radę w sprawie złodzieja kradnącego ziarno. Babuleńka, przędąc złotą nić, radzi mu dosypać do ziarna perły, co początkowo wydaje się absurdalne. Jednak Pietrzyk, mimo wątpliwości, postanawia zastosować jej radę. W nocy rozsypuje perły między ziarno i czuwa, ale zasypia. Nad ranem zauważa ślad perłowy prowadzący do kryjówki złodzieja. Podążając za nim, odkrywa nory polnych szczurów, które kradły ziarno. Wraz z Krasnoludkami wykopuje skradzione zapasy i łapie winowajcę – szczura wraz z jego rodziną.
Tryumfalnie wraca z ziarnem i schwytanym złodziejem, co potwierdza mądrość babuleńki.
W Słowiczej Dolinie odbywa się uroczyste otwarcie sądu królewskiego, któremu przewodniczy król Błystek. Występuje on w pełnym majestacie, otoczony swoją świtą oraz licznymi krasnoludkami. Przed sądem staje oskarżony Wiechetek – szczur, który ukradł ziarno. Przerażony i wycieńczony, tłumaczy, że działał z głodu, próbując ocalić swoje dzieci przed śmiercią. Mimo jego tłumaczeń oskarżyciel Kocieoczko żąda surowej kary – powieszenia oraz zwrotu strat. Król początkowo skłania się ku surowemu wyrokowi, podkreślając, że ziarno było przeznaczone na siew dla innych biednych. W momencie ogłaszania wyroku Pietrzyk, jeden z krasnoludków, rzuca się do nóg króla i błaga o ułaskawienie skazańca. Poruszony jego prośbą, król zmienia decyzję – daruje Wiechetkowi życie, nakazuje nakarmić jego dzieci, a skradzione ziarno oddać rolnikom.
Marysia ciężko pracowała, porządkując chatę Skrobka i martwiąc się zaniedbanym ogródkiem. Marzyła o zasianiu konopi i posadzeniu kapusty, jednak nie była pewna, czy poradzi sobie sama. Przypomniała sobie wtedy o Wodtusiu i Kubie, którzy mogliby jej pomóc.
Pewnego dnia, wychodząc na pobliskie łąki, zobaczyła czerwoną czapeczkę – pomyślała, że to Poziomek. Pobiegła za nim, ale czapeczka zniknęła wśród zarośli. Dotarła do Wólki Głodowej, gdzie zobaczyła swoje dawne gąski i Gasia, ale opiekowała się nimi inna pastuszka. Marysia, nieśmiała, nie odważyła się podejść.
W zaroślach znalazła martwego chomika i lisa Sadełka, którzy najpewniej stoczyli ze sobą walkę. Zrozumiała, że chomik zapłacił życiem za swoją wcześniejszą obojętność wobec zagrożenia. Przejęta jego losem, postanowiła pochować go pod dębem w zagrodzie Skrobka.
Okazało się, że cała sytuacja była ukartowana przez krasnoludki Poziomka i Pietrzyka, którzy chcieli, aby Marysia znalazła chomika. Zgodnie z wolą króla Błystka to ona miała otrzymać ziarno dla Skrobka jako nagrodę za to, że dał jej schronienie.
Marysia idzie nocą w kierunku dębu, trzymając martwego chomika. Zastanawia się, czy powiedzieć chłopcom, ale w końcu decyduje się nie mówić, by uniknąć, że wygrzebią zwierzątko. W tym czasie Pietrzyk, mały krasnoludek, podszeptuje jej, by zachowała to w tajemnicy, ponieważ chłopaków ciągnie do psot.
Pod dębem Marysia znajduje motykę, którą zaczyna kopać dół, by pochować chomika. Ziemia jest bardzo miękka, a praca idzie jej wyjątkowo łatwo. W trakcie kopania, ku jej zdumieniu, odkrywa ogromne pokłady pszenicy, jakby ukrytego skarbu. Ziarna są złociste i wypełniają całą ziemię wokół korzeni drzewa.
Marysia biegnie do chaty, by powiedzieć o odkryciu Skrobkowi, który początkowo nie rozumie, co się stało, myśląc, że to sen. Jednak po chwili radości wspólnie ruszają do miejsca odkrycia, by zebrać ziarno, co przynosi im ogromną radość i nadzieję na przyszłość.
Koszałek-Opałek, mieszkający u Sadełka, z niepokojem zauważył, że gospodarz nie wraca, mimo że zazwyczaj pojawiał się rano po nocnych wędrówkach. Sadełko wyjawił mu, że jest lunatykiem, zmuszonym do chodzenia po księżycu. Opowiedział o swoich nieudanych próbach leczenia tego stanu i dziwnych nocnych wędrówkach, które stały się jego drugą naturą.
Pewnego dnia, Koszałek-Opałek, zaniepokojony, postanowił poszukać Sadełka. Zanim wyruszył, usłyszał dziwne kroki i głos kowala, który groził mu, a potem zaczęły się wydobywać gryzące kłęby dymu. Koszałek-Opałek, dusząc się, zdołał uciec przez drugie wyjście z chaty. Po kilku krokach upadł w paprocie i zemdlał.
Kiedy się ocknął, stwierdził, że cała chata została zniszczona przez pożar, a jedynym śladem po Sadełku były zniszczone pióra, spalone kartki z księgi i kałamarz. Koszałek-Opałek był załamany stratą swojego przyjaciela.
Wkrótce dostrzegł stado wron krążących nad ciałem Sadełka, który leżał martwy na ziemi. Koszałek-Opałek zapłakał nad jego losem, pogrążony w smutku i żalu, a następnie ruszył w świat, nie wiedząc, dokąd go poniosą losy.
Koszałek-Opałek wędrował przez smutną, jesienną okolicę, zmęczony i głodny. Znalazł pocieszenie w spotkaniach z grupkami pastuszków, którzy piekli kartofle na polach. Opowiadał im różne historie, które wzbudzały ich ciekawość. Jedną z nich była opowieść o czasach, gdy służył w wojsku jako adiutant. Pewnego dnia król nakazał marsz przez izbę jednej z bab, a Koszałek-Opałek opisał, jak cała armia przeszła, prezentując broń przed kobietą. W kolejnej historii opowiadał o krasnoludku, który chciał zaprosić owczarka na wesele, ale nie miał pieniędzy na organizację. Owczarek zgodził się dać mu owieczkę, a krasnoludek postanowił urządzić wesele w mysiej norze, która okazała się przepięknie urządzona, pełna złota i smakołyków. Owczarek bawił się tam do syta, tańczył, a muzyka grała mu na pożegnanie. Pastuszki słuchały opowieści z wielkim zainteresowaniem.
Koszałek-Opałek, choć mały, był mądry i znał wiele historii, które cieszyły dzieci i dodawały otuchy w trudnych chwilach.
Półpanek, pełen pychy i zadowolenia ze swojego wyglądu, spacerował po okolicy, ignorując swoich dawnych towarzyszy – żaby, które próbowały z nim rozmawiać. Uważał je za niższe od siebie i nie chciał mieć z nimi nic wspólnego. Przechodził obok strugi, gdy spotkał nędzarza, Koszałka-Opałka, który prosił o pomoc, wspominając swoje niegdyś wysokie stanowisko nadwornego historyka króla Błystka. Półpanek, choć początkowo nie chciał pomóc, zauważył sroczkę, która obserwowała całą sytuację, i postanowił dać nędzarzowi coś z dobroci serca, rzucając mu do kaptura okruchy trawy. Ku jego zaskoczeniu, Koszałek-Opałek zamiast tego otrzymał garść złota, a Półpanek, sprawdzając swoje kieszenie, odkrył, że jego własne pieniądze zniknęły. Zaskoczony i rozgniewany, podniósł laskę, lecz Koszałek-Opałek zniknął, a w powietrzu słychać było śpiew żab, które przypomniały Półpankowi, że nie jest tak wielki, jak mu się wydaje.
Akcja dzieje się w Słowiczej Dolinie, gdzie król Błystek zwołał uroczysty wiec. W tle rozgrywa się piękna, złota jesień: słońce zachodzi, a ostatnie liście spadają z drzew. Król, ubrany w białą szatę i złotą koronę, przemawia do swojej drużyny – Krasnoludków. Mówi o zakończeniu dnia i pracy, o tym, jak wiosna przynosiła kwiaty, lato – radość pracy, a jesień – zbiór plonów. Król podkreśla, że Krasnoludki były pomocnikami w tworzeniu lepszego świata.
Pod koniec przemowy, król wspomina o utracie Koszałka-Opałka, który odszedł, by szukać sławy. Zanim jednak zakończył, w oddali dał się słyszeć dźwięk młota – zwiastujący koniec pewnego etapu. Król kończy swoje przemówienie błogosławieństwem, a cała drużyna podnosi ręce w geście błogosławieństwa. Słońce zachodzi, a w tej atmosferze rozbrzmiewa dźwięk dzwonów. Wraz z nim, znikają postacie Krasnoludków i tron, jak złote liście opadające w ciszy jesiennego wieczoru, zapowiadając ich powrót dopiero wiosną.
*
Koszałek-Opałek jest jedynym ocalałym Krasnoludkiem, który nie zdążył dołączyć do swojej drużyny. Jako stary, opuszczony sierota, wędruje po świecie, samotnie przemierzając śnieg. Jego wygląd jest charakterystyczny: siwa broda, stroszone brwi, kaptur i ciemny kubraczek. Nosi przy sobie pęk kluczy, którymi zamyka dzwonki polne i konwalie, by nie budziły łąk i gałęzi zimą.
Koszałek-Opałek porzucił marzenia o sławie, które niegdyś były źródłem jego pychy i cierpienia. Stał się prostym, cichym człowiekiem, dzielącym serce z wszelkim żywym stworzeniem. Po tym, jak dowiedział się o zniknięciu całej drużyny, która schowała się pod ziemią, zmienił swoje życie i zaczął czerpać radość z prostych rzeczy.
Choć nie napisze już wielkiej historii Krasnoludków, znalazł inną pasję: opowiada dzieciom o dawnych przygodach, o królu Błystku, jego koronie, rycerzach, tajemniczych grotach i ukrytych skarbach. Koszałek-Opałek przekazuje żywą historię, która staje się źródłem pocieszenia i rozrywki, a w zimowe noce opowiada dzieciom opowieści, które same w sobie są cenną księgą pełną wartościowych wspomnień.
Aktualizacja: 2025-04-01 16:36:09.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.