„Antek” to nowela autorstwa Bolesława Prusa, po raz pierwszy wydana w 1880 roku. Utwór opowiada historię tytułowego bohatera urodzonego w chłopskiej rodzinie w drugiej połowie XIX wieku. Antek przejawia niezwykły talent rzemieślniczy, jednak wskutek uwarunkowań społecznych zmaga się z wieloma przeciwnościami, a w końcu jest skazany na tułaczkę w stronę nieznanego.
Spis treści
Antek, chłopiec urodzony w biednej wsi nad Wisłą, od najmłodszych lat wykazywał wielką ciekawość świata, szczególnie fascynując się wiatrakiem po drugiej stronie rzeki. Choć matka i sąsiedzi uważali go za beztroskiego, chłopiec był ambitny w swoich marzeniach o budowie wiatraków. Po śmierci ojca i tragicznej stracie siostry Rozalki Antek został posłany do szkoły, jednak niczego tam się nie nauczył. W końcu musiał przerwać edukację z powodu braku środków do jej opłacenia.
W wieku dziesięciu lat zaczyna pracować u kowala, gdzie, mimo trudnych warunków i surowego traktowania, rozwija swoje umiejętności, między innymi ucząc się wybijania podków. Wkrótce jednak jest zmuszony wrócić do domu. Pomaga matce w gospodarstwie i sprzedaje stworzone przez siebie maszynki i rzeźby. Pewnego dnia zaczyna doceniać urodę i urok wójtowej, która wywołuje w nim nieznane wcześniej uczucia. Mimo prób nie może zdobyć jej serca.
Wisła wylewa, niszcząc przybrzeżne pola, przez co rodzina Antka popada w biedę. Andrzej, sąsiad, zmusza Antka do wyjazdu w świat, aby pomógł matce. Przed wyjazdem Antek wykonuje dla wójtowej piękny krzyżyk, ale zamiast go jej wręczyć, zostawia go w kościele, oddając swoje marzenia i przyszłość Bogu. Z ciężkim sercem rozstaje się z matką i rodziną, wędrując w stronę miasta, gdzie ma szukać pracy. Opuszcza wieś, poddając się swojemu losowi, co kończy się melancholijnym obrazem jego samotnej drogi. Narrator sugeruje, że los Antka odzwierciedla los wielu wiejskich dzieci.
Chłopiec o imieniu Antek urodził się w niewielkiej wsi położonej nad Wisłą, otoczonej wzgórzami porośniętymi lasami sosnowymi, zaroślami leszczyny, tarniny oraz głogu. W dolinie między wzgórzami płynęła rzeka otoczona łąkami, na których pasły się zwierzęta, a bociany polowały na żaby. Za wsią znajdowała się tama, a dalej nagie, wapienne wzgórza. Charakterystycznym elementem wsi były kryte słomą chałupy z ogrodami pełnymi śliwek węgierek i kominami uczernionymi sadzą. Antek przyszedł na świat w biednej, chłopskiej rodzinie. Pierwsze dwa lata życia spędził w kołysce po zmarłym bracie. Gdy urodziła się jego siostra, Rozalia, przeniesiono go na ławę, a później już jako „dorosły” chłopiec pomagał w opiece nad młodszym rodzeństwem. W wieku trzech lat doświadczył kilku dramatycznych przeżyć: wpadł do rzeki, został zbity batem przez furmana oraz dotkliwie pogryziony przez psy. Mimo tych trudności Antek był dzieckiem pogodnym i dobrym.
Kiedy miał pięć lat, został pasterzem świń, choć bardziej interesowało go to, co działo się po drugiej stronie Wisły. Zafascynowało go coś wysokiego i czarnego, co poruszało się za wapiennymi wzgórzami. Gdy zapytał o to matkę, ta odparła, że to wiatrak, i upomniała go, by lepiej pilnował świń. Jednak wiatrak za Wisłą nie dawał mu spokoju. Pewnego dnia zakradł się na prom i przeprawił na drugą stronę rzeki. Budynek wydał mu się monumentalny i tajemniczy, przypominający dzwonnicę, ale o potężnych skrzydłach poruszanych przez wiatr. Pastuchowie objaśnili mu, że wiatrak mieli zboże na mąkę, a młynarz, który go obsługuje, uchodzi za mądrego człowieka, choć bije swoją żonę. Antek za tę eskapadę został surowo ukarany – zarówno przez przewoźników, jak i przez matkę. Mimo to był szczęśliwy, ponieważ zaspokoił swoją ciekawość.
Chłopak zaczął strugać z patyków modele wiatraków, które próbował ulepszać. Z czasem budował coraz bardziej skomplikowane konstrukcje: płoty, drabiny, studnie, a nawet miniaturowe chaty. Choć matka martwiła się, że chłopiec zaniedbuje swoje obowiązki, a sąsiedzi uważali, że może wyrosnąć na darmozjada, Antek był pochłonięty swoją pasją.
W domu sytuacja nie była łatwa. Po śmierci ojca, którego przygniotło drzewo w lesie, matka samotnie wychowywała dzieci. Rozalia, młodsza siostra Antka, okazała się pracowita i odpowiedzialna, co kontrastowało z jego beztroską.
Stary kum Andrzej, widząc talent chłopca, zasugerował, by wysłać go do szkoły lub do mistrza rzemiosła. Jednak matka uważała, że to hańba dla chłopskiego dziecka. Antek zaś nie miał wątpliwości – chciał budować wiatraki, które będą mieliły zboże.
W wieku dziesięciu lat Antek przeżył traumatyczne wydarzenie. Jego ośmioletnia siostra Rozalia ciężko zachorowała. Miała wysoką gorączkę, bełkotała i nie mogła wstać z łóżka. Początkowo matka sądziła, że dziewczyna symuluje, dlatego próbowała ją rozbudzić szturchańcami, a następnie leczyła domowymi sposobami – gorącym octem i wódką z piołunem. Gdy to nie przyniosło efektów, zdecydowała się wezwać znachorkę, Grzegorzową. Po przeprowadzeniu rytuałów i zastosowaniu różnych zabiegów kobieta zasugerowała radykalne leczenie – umieszczenie dziewczyny w piecu chlebowym, aby „wypocić” chorobę. Mimo że Rozalia błagała matkę o litość, ta posłuchała znachorki i wsunęła dziecko do pieca na desce. Dziewczynka z początku krzyczała, szarpała się i prosiła o pomoc, lecz wkrótce umilkła. Kiedy otwarto piec, okazało się, że Rozalia nie żyje, jej ciało było poparzone, a skóra gdzieniegdzie złuszczona.
Śmierć Rozalii wstrząsnęła matką i samą znachorką, która próbowała tłumaczyć tragedię boską wolą. We wsi śmierć dziecka nie wywołała większego poruszenia – była przyjmowana jako naturalny porządek rzeczy. Rozalię pochowano na cmentarzu za wsią. Antek, idąc za wozem, zastanawiał się, czy siostrze jest niewygodnie, skoro trumna podczas jazdy się przechylała. Pogrzeb odbył się bez większych ceremonii – trumnę opuszczono do grobu, zasypano ziemią, a życie we wsi toczyło się dalej, jakby nic się nie stało. Antek jednak zapamiętał to wydarzenie jako bolesną stratę.
Grób dziewczynki został zapomniany, a wkrótce przykrył go śnieg. W zimie Antek zaczął chodzić do szkoły, ponieważ matka, uznając go za mało przydatnego w gospodarstwie, postanowiła zapewnić mu edukację. Po uzbieraniu pieniędzy udała się z synem do nauczyciela, oddając go pod jego skrzydła.
Szkoła była skromnym budynkiem, z pękniętym piecem i nieszczelnymi drzwiami, przez co było bardzo zimno. Ubrany w kożuch nauczyciel prowadził lekcje z zaangażowaniem. Antek został posadzony wśród dzieci, które dopiero uczyły się liter. Wychowawca porównywał ich kształty do różnych przedmiotów, co miało ułatwić zapamiętywanie. Chcąc się wykazać, chłopiec przy literze „B” beknął jak cielę, co wywołało śmiech uczniów i gniew nauczyciela. Został za to ukarany chłostą i upomnieniem. Antek poczuł się upokorzony, ale mimo to starał się uczestniczyć w lekcji. Kiedy jednak podczas egzaminu nie odpowiedział na pytanie nauczyciela o literę „B”, obawiając się kolejnych zarzutów o „beczenie”, został ponownie ukarany.
Po lekcjach dzieci były kierowane do pracy w kuchni profesora, gdzie pomagały w codziennych obowiązkach, takich jak skrobanie ziemniaków czy noszenie wody. Chociaż matka pocieszała Antka, że nauka wiąże się z trudnościami, chłopiec czuł rozczarowanie, bo nie uczył się o wiatrakach, co było jego największym marzeniem.
Pewnego dnia nauczyciel próbował wyjaśnić dzieciom, jak wielką wartość ma pismo. Pisząc słowo „dom”, próbował udowodnić, że kilka znaków może oddać całą jego istotę. Antek jednak, nie rozumiejąc jego uzasadnienia, skomentował to jako „łgarstwo”, bo nie widział na tablicy rzeczywistego domu. Jego uwaga doprowadziła do kolejnej kary cielesnej.
Po dwóch miesiącach nauczyciel odwiedził wdowę, żądając dalszych opłat za naukę Antka. Wobec braku pieniędzy oznajmił, że chłopiec nie może kontynuować szkoły, bo nauka nie jest dla biednych. Zwołano naradę z udziałem sąsiada Andrzeja, który zapytał Antka, czego nauczył się w trakcie edukacji. Chłopiec odpowiedział, że głównie pomagał w pracach gospodarskich, takich jak skrobanie ziemniaków i czyszczenie butów nauczyciela, a z nauki niewiele wyniósł. Wspomniał, że nauczyciel albo uczył „po chłopsku”, co według niego było przekazywaniem wiedzy w sposób uproszczony i przekłamany, albo „po szkolnemu”, czyli w sposób niezrozumiały. Antek jednak nadal nie widział się w roli gospodarza. Upierał się, że chce budować wiatraki. Po naradzie postanowiono wstrzymać się z decyzją, co dalej należy zrobić z chłopakiem.
Mijały miesiące. Rodzina jadała skromne posiłki, a każdy grosz przeznaczano na podstawowe potrzeby. W końcu Andrzej wyjednał dla Antka miejsce u kowala w sąsiedniej wsi. Kowal zgodził się przyjąć chłopca na termin bez zapłaty, ale na okres sześciu lat. Po długiej naradzie z matką i Andrzejem Antek rozpoczął nowy etap życia.
Pożegnanie z rodziną było dla chłopca trudne. Widok płaczącej matki i odchodzącego Andrzeja wywołał w nim smutek. Pierwsza noc pod obcym dachem, w stodole z nieznanymi parobkami kowala była przykra. Chłopcy nie przyjęli go serdecznie – zjadali jego jedzenie, a nawet zbili na powitanie. Jednak następnego dnia, gdy wczesnym rankiem poszedł do kuźni, wszystko się zmieniło. Praca przy rozpalonym ogniu, dźwięk młotów i śpiew mistrza poruszyły w nim nowy zapał. Był oczarowany hukiem metalu, rytmiczną pracą i iskrzącym się żelazem. Czuł, że może stać się znakomitym kowalem.
Kowal, który teraz pełnił rolę opiekuna Antka, był przeciętnym rzemieślnikiem. Nie był ani szczególnie zdolny, ani dokładny, a w relacjach z uczniami bywał surowy. Często bił chłopców, a ich naukę celowo opóźniał, aby nie stawali się jego konkurencją.
Od czasu do czasu kuźnię odwiedzał sołtys, który był przyjacielem kowala. Kowal często opuszczał kuźnię, żeby iść z nim do karczmy „płukać zęby”. Pod nieobecność mistrza chłopcy zostawali sami, a praca w kuźni ustawała. Antek w tym czasie eksperymentował z kowalstwem, wykuwając różne przedmioty z ołowiu i żelaza.
Pewnego dnia, gdy kowal był w karczmie, do kuźni przyszedł gospodarz z koniem do okucia. Niezdolni do wykonania zadania praktykanci zaczęli wyśmiewać Antka, gdy ten zaproponował, że sam podkuje konia. Mimo ich drwin chłopiec przystąpił do pracy. Ku zdziwieniu wszystkich udało mu się wykuć podkowę, choć była zbyt duża i niezbyt równa. W tej chwili kowal wrócił z karczmy. Dowiedział się o wyczynie Antka i obejrzał jego pracę. Zaskoczony zapytał, skąd chłopiec posiadł takie umiejętności. Antek wyznał, że nauczył się ich sam. Jego samodzielność i zdolności wzbudziły w kowalu mieszane uczucia. Z jednej strony był pod wrażeniem, z drugiej – uznał chłopca za zagrożenie. Decyzją kowala Antek został odsunięty od pracy w kuźni i przydzielony do zajęć gospodarskich, takich jak kopanie w ogrodzie, rąbanie drewna czy kołysanie dzieci. Nie wolno mu było więcej zbliżać się do kuźni. Mimo wszystko Antek, dzięki swojej bystrości, nauczył się kowalstwa sam w ciągu roku. Chłopak był jednak sfrustrowany, że nie może się rozwijać w zawodzie. Uznał w końcu, że skoro i tak musi zajmować się pracami gospodarskimi, to woli to robić u swojej matki. W końcu uciekł od kowala.
Antek w domu pomagał matce oraz tworzył różne przedmioty – maszyny i rzeźbione figurki. Niektóre kupował Mordko szynkarz i sprzedawał za wyższą cenę. Wyroby były bardzo doceniane przez lokalnych mieszkańców, choć nikt nie pytał o ich twórcę. Antek w ciągu tych kilku lat zmężniał i zwracał uwagę kobiet w wiosce. Był dobrze zbudowany, przystojny, miał inteligentny wyraz twarzy i marzące oczy. Jednak Antka romanse w ogóle nie interesowały, skupiał się tylko na swoim rzemiośle.
Wójt ożenił się po raz trzeci z młodą, piękną i bogatą kobietą. Wesele wzbudziło śmiech wśród mieszkańców, ponieważ para nie pasowała do siebie, szczególnie pod względem wieku i wyglądu. Wójt był już stary, a jego żona – młoda, pełna życia. Po weselu dom wójta ożywił się, przybywali goście, w tym pisarze, strażnicy, strzelcy rządowi. Wójtowa była serdeczna, ale miała zmienny humor.
Antek poszedł do kościoła z matką i bratem na sumę. Kościół był pełen, ale udało im się znaleźć miejsce. Antek modlił się za zmarłą siostrę i ojca, który zginął w wypadku. Prosił o szczęście w życiu, jeśli to będzie zgodne z wolą Boga. W trakcie modlitwy poczuł, jak ktoś stawia stopę na jego nodze i opiera się o jego ramię. Była to przeciskająca się między ludźmi wójtowa. Stała nad nim, zmęczona, spocona i ubrana skromnie, jak chłopka. Patrzyli sobie w oczy. Antek był oczarowany i nawet nie śmiał się ruszyć. Chwilę później tłum ustąpił i kobieta poszła w stronę ołtarza.
Po mszy ludzie tłumnie wyszli z kościoła, a wójtowa była otoczona przez pisarza, nauczyciela i gorzelnika. W domu Antek nie mógł skupić się na posiłku, a jego myśli krążyły wokół wójtowej. Po jedzeniu poszedł na wzgórze, gdzie położył się, patrząc tęsknie na jej chatę. Zdał sobie sprawę, jak biedne było jego życie. Matka pracowała ciężko, a on sam był traktowany jak ktoś zbędny. Marzył, by jeszcze raz poczuć, jak wójtowa kładzie rękę na jego ramieniu i patrzy w jego oczy. W jej spojrzeniu było coś dziwnego – coś, co przypominało błyskawicę. Dostrzegł w nim szczęście, które uciekło mu w chwili, gdy nie potrafił go uchwycić. Czuł się zagubiony, a miłość, której nie potrafił nazwać, wypełniła go lękiem, żalem i dziwnym pragnieniem.
Co niedzielę chodził do kościoła, czekając na spotkanie z wójtową, mając nadzieję, że znów położy mu rękę na ramieniu i spojrzy w oczy. Jednak wójtowa była teraz bardziej zainteresowana młodym gorzelnikiem, który przyjeżdżał na nabożeństwa z trzeciej wsi. Żeby zwrócić uwagę kobiety, Antek postanowił ofiarować jej piękny krzyżyk wyrzeźbiony przez niego z drewna.
Wkrótce na wieś spadło nieszczęście. Wisła wylała i zniszczyła pola. Najwięcej straciła rodzina Antka. W domu zapanował głód. Antek, niechętny do pomocy w gospodarstwie, stał się ciężarem dla matki. Wtedy stary Andrzej postanowił zmusić chłopaka, by wyruszył w świat, poszukał pracy i wspomógł rodzinę. Antek powiedział, że uda się podróż już następnego dnia. Matka zaczęła szykować mu jedzenie, ubrania i narzędzia.
W noc przed wyjazdem nie mógł zasnąć. Słuchał szmerów dochodzących z domu, a w szczególności cichych szlochów matki, które jeszcze bardziej pogłębiały jego smutek. Ukrył głowę pod sukmaną, czując się rozdarty między obowiązkiem a tęsknotą za tym, co zostawia. Obudził się, gdy matka już przygotowywała śniadanie. Po posiłku wszyscy poszli do kościoła. Chłopak miał na piersiach krzyżyk, który wykonał dla wójtowej. Co chwilę się za nią rozglądał, lecz nie miał odwagi go wręczyć. Myśl o opuszczeniu wsi wypełniała go smutkiem.
W końcu, gdy organy ucichły, dostrzegł wójtową w ławce. Antek podszedł do niej, ale nie mógł wykrztusić słowa. Zamiast wręczyć jej krzyżyk, zawiesił go na gwoździu obok jej ławki, oddając go Bogu, a wraz z nim swoją miłość i niepewną przyszłość. Po mszy rodzina Antka wróciła do domu, gdzie wkrótce zjawił się Andrzej z wieścią, że pora wyruszać. Chłopak uklęknął, przeżegnał się i ucałował klepisko, a matka dała mu pieniądze na drogę.
Wędrując w stronę miasta, Andrzej powiedział, że Antek nie nadaje się do życia na wsi i musi iść do miasta, gdzie zarobi na młotkach. Matka płakała, żałując, że musi wyprowadzić syna z rodzinnego domu. Na końcu zatrzymali się przy figurze świętego, gdzie Antek pożegnał się z rodziną. Andrzej zdjął czapkę i zaczął modlić się za chłopca. Wkrótce chłopak zniknął za wzgórkiem.
Pod wieczór zaczęło padać, ale niebo rozjaśniło się promieniami zachodzącego słońca, tworząc złote sklepienie nad smutnym, grząskim polem. Antek, niosąc kobiałkę i torbę, szedł wolno, poddawszy się swemu losowi. Zdawało się, że krople deszczu nucą smutną, rzewną pieśń. Narrator zwróciwszy się do czytelnika sugeruje, że los Antka podziela wiele wiejskich dzieci, którym warto podać pomocną dłoń.
Aktualizacja: 2025-07-29 00:02:11.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.