„Omyłka” to nowela autorstwa Bolesława Prusa, po raz pierwszy wydana w zbiorze literackim w 1884 roku. Odbiorca może poznać dzieje powstania listopadowego z perspektywy kilkuletniego dziecka, a tytułowa „omyłka” w ocenie jednostki staje się pretekstem do podjęcia refleksji na temat moralności i ferowania sądów w sytuacjach granicznych.
Spis treści
Narracja zaczyna się od opisu domu narratora i jego wspomnień z dzieciństwa. Matka była silną, pracowitą kobietą. Ojciec zmarł, a starszy brat rzadko bywał w domu rodzinnym. Codziennie rano narrator przygotowywał się do dnia z pomocą niańki Łukaszowej, a później odbywał lekcje z surowym panem Dobrzańskim. Niekiedy chłopiec był świadkiem rozmów nauczyciela z matką na temat sytuacji politycznej. W święta w domu panowała wesoła atmosfera, odbywały się spotkania towarzyskie, podczas których goście bawili się, tańczyli i jedli smaczne potrawy, a po kolacji wznoszono krupnik. Jednak burmistrz wspomniał o rewolucyjnych nastrojach w mieście, co wywołało jego zaniepokojenie.
W połowie marca w mieście pojawił się Leon, młody mężczyzna, który przyniósł list od brata bohatera. Leon zyskał sympatię wszystkich domowników, a także innych mieszkańców miasteczka, wkrótce zaczął planować otwarcie sklepu. W dniu urodzin bohatera, Leon wyjechał, ale jego kolejna wizyta wywołała zamieszanie w kościele. Po tym incydencie, bohater odkrył, że pan kasjer miał powiązania z niebezpiecznym człowiekiem mieszkającym w samotnej chacie na skraju miasteczka.
Zima była surowa, a podczas burzy śnieżnej, do domu bohatera przyszedł tajemniczy starzec, któremu matka postanowiła pomóc. Po tym spotkaniu, chłopiec zaczął zastanawiać się nad losem wędrowca.
Wkrótce ogłoszono wojnę, młodzież przygotowywała się do wojny, a mieszkańcy mówili o nadejściu trudnych czasów. Podczas obiadu przed Wielkanocą, mama otrzymała list. Okazało się, że jej drugi syn poszedł na wojnę. Nauczyciel zgodził się pomóc odnaleźć Władka.
Kiedy pan kasjer wrócił z frontu, jego opowieści o wojnie budziły wątpliwości, a podejrzenia wobec jego bohaterstwa rosły. W pewną noc w połowie maja pojawiły się niepokojące dźwięki z zewnątrz domostwa narratora, zwiastujące nadchodzącą bitwę. W miasteczku rozpoczęła się ewakuacja, ale burmistrz i proboszcz opierali się temu. Po serii wybuchów, tłum mieszkańców próbował uciekać.
Wieczorem, mama z synem siedzą w ciemnym pokoju. Wkrótce przychodzi pan Dobrzański i mówi, że kasjer uciekł z miasta. Nagle ktoś puka do drzwi – to tajemniczy mężczyzna, który przyprowadza rannego brata narratora. Mama, zaskoczona, rozpoznaje Władka i w panice pyta, czy żyje. Brat, choć ranny, przeżył. Mężczyzna ostrożnie kładzie go na kanapie. Mężczyzna opowiada, że ukrywał się przed żołnierzami, którzy go poszukiwali.
W trakcie rozmowy pan Dobrzański i starzec zaczynają kłócić się o dawne czasy, wspomnienia z czasów walki z Francuzami. Starzec zarzuca Dobrzańskiemu, że na emigracji opanował go „szatan”, bo wprowadzał niezgodę, wątpiąc w siłę Francuzów. Jednak okazało się, że starzec miał rację. Rozmowa kończy się wyrażeniem goryczy przez starca, który twierdzi, że nie ma już nadziei na zrozumienie. Mimo wcześniejszych oskarżeń, Dobrzański oferuje pomoc, obiecując wyjaśnić sytuację, ale starzec nie wierzy, że ktoś będzie go w końcu szanował. Wychodzi na pewną śmierć.
Następnego dnia, po tym jak Władek został zaopatrzony przez felczera, wchodzi do salonu kasjer, który opowiada o swojej nocy, pełnej przygód. Wspomina, jak spotkał oficerów i żołnierzy powstania styczniowego, którzy powiesili szpiega, natrafiając na niego przypadkowo. Mama, zdruzgotana tą wiadomością, jest zaskoczona, a Władek broni starca, twierdząc, że nie był on winny. Kasjer wyraża swoje zdziwienie, że nic o tym nie wiedział wcześniej. Nauczyciel chce go uderzyć, lecz wstrzymuje się w ostatniej chwili. Po chwili kasjer opuszcza pokój, a nauczyciel postanawia ruszyć za nim.
Władek udaje się za matką do ogrodu, a potem oboje wyruszają w stronę pustelni starca.. Kiedy docierają na miejsce, spotykają chłopca, który niegdyś służył u starca. Chłopak, ubrany w łachmany, rozpoznaje ich, a na pytanie o starca wskazuje na wysychające drzewo i na kawałek sznura, który wisi na gałęzi drzewa. W pustelni starzec leży zakryty czarną płachtą. Mama modli się przy jego ciele, a narrator całuje rękę starca, który ocalił jego brata.
Dom narratora stał na obrzeżach miasteczka, przy ulicy obwodowej, wśród budynków gospodarskich, sadu i ogrodu warzywnego. Za domem rozciągały się rodzinne ziemie, oddzielone drogą boczną i pocztowym gościńcem. Ze strychu, gdzie znajdował się pokoik brata narratora, można było zobaczyć kościół, rynek, żydowskie sklepiki, starą kapliczkę św. Jana oraz pola, olszynę i głębokie wąwozy.
Narrator wspomina matkę z czasów, gdy miał siedem lat, jako wysoką, silną kobietę, której energia i pracowitość były niezrównane. Codziennie rano sprawdzała stan zwierząt, pracowała w polu, a potem pomagała chorym w miasteczku. Przyjmowała interesantów: jedni chcieli kupić zwierzęta, inni pożyczyć zboże lub pieniądze. Często też doradzała mieszkańcom miasteczka, w tym proboszczowi i burmistrzowi. Była ceniona i znana z tego, że zawsze pomagała i potrafiła wykonać wszelkie prace, nawet te tradycyjnie uznawane za męskie, jak zaprzęgnięcie koni czy rąbanie drewna.
Ojciec narratora zmarł kilka lat wcześniej. Chłopiec codziennie modlił się za jego duszę, a pewnej nocy, po zapomnieniu o modlitwie, zobaczył w swojej sypialni duszę ojca. Wizja okazała się tylko odblaskiem księżyca padającym przez serce wycięte w okiennicy. Mimo to, od tej pory narrator nie zapomniał już nigdy modlić się za ojca. Miał również starszego brata, który przygotowywał się do zawodu lekarza. Mimo że brat był kilka lat starszy, rzadko bywał w domu, więc wspomnienia narratora o nim były mgliste. Pamiętał, że brat nosił czarny mundur ze złotymi guzikami i szafirowym kołnierzem. Za polami rodzinnymi stała samotna chata, lecz matka nigdy nie zaglądała do jej mieszkańców.
Wychodził na strych, aby przez dymnik podglądać miasto, do którego jeździła jego matka, a także, gdzie uczył się jego starszy brat. Często obserwował pocztową bryczkę, która zmierzała w stronę stolicy, a w jego wyobraźni w chacie samotników mieszkała czarownica. Codziennie rano stara niańka, Łukaszowa, przygotowywała go do dnia, a matka modliła się. Łukaszowa ubierała chłopca, narzekając na jego rozbrykane zachowanie. Po porannej rutynie, biegał po podwórku, a pewnego dnia, podczas zabawy z nożem, natknął się na pana Dobrzańskiego, nauczyciela. Zdecydowanie nie chciał iść na lekcje, jednak matka wezwała go do nauki. Nauczyciel, z pozoru straszny, z mosiężnymi okularami, zachowywał się bardzo surowo, karcąc chłopca za wszelkie błędy. Narrator odczuwał ogromną niechęć do zajęć. Lekcje były dla niego męką. Pan Dobrzański uczył go kaligrafii, polegającej na przepisywaniu wiersza „Ojczyzno moja, ty jesteś…”. Autor musiał powtarzać ten sam wiersz sześć razy, głośno go recytując. Nauczyciel był wtedy zajęty drzemaniem w fotelu. Oprócz nauki kaligrafii, codzienne lekcje obejmowały także powtarzanie na wyrywki różnych faktów, takich jak kto stworzył świat, ile jest części świata, czy kogo należy kochać. Kiedy autor zapytał, czy trzeba kochać Łukaszowę i Walka, pan Dobrzański odpowiedział, że należy kochać wszystkich ludzi, z wyjątkiem tych, którzy nas zdradzili. Mimo że autor nie rozumiał, co dokładnie znaczy zdrada, poczuł smutek na myśl o ludziach, których nie należy kochać.
Po lekcjach autor jadł obiad razem z panem Dobrzańskim i mamą. Nauczyciel odmawiał modlitwę przed posiłkiem, a później rozmawiał z matką o różnych sprawach, jak sytuacja we Francji, gdzie, jak mówił, „chcą wojny”. Pan Dobrzański wyrażał swoje pesymistyczne poglądy o przyszłości, twierdząc, że wkrótce ludzie przestaną wierzyć w Boga.
W świąteczne dni w domu panowała wesoła atmosfera. Odbywały się spotkania towarzyskie, na których byli goście: ksiądz, burmistrz z rodziną, staruszka pani majorowa z wnuczkami i inni. Wszyscy bawili się grając w gry, a młodsze osoby, w tym autor, brali udział w zabawach. Kiedy zaczęto tańczyć, pan kasjer próbował grać na gitarze. Podczas kolacji podawano herbatę, zrazy z kaszą, czasami pieczoną gęś, a kulminacyjnym momentem było wniesienie krupnika – gorącej wódki z miodem, goździkami i cynamonem. Po jej wypiciu, bohater poczuł się bardziej dorosły, a jego zachowanie stało się bardziej odważne, jak np. mówienie "ty" do burmistrza czy wyrażenie zainteresowania starszą córką. Później, na zakończenie wieczoru, pan kasjer wyśpiewał romantyczne pieśni. Podczas wieczoru burmistrz zaczął mówić o rewolucyjnych nastrojach w mieście, co wywołało zaniepokojenie u innych gości. Ostatecznie goście zaczęli się rozchodzić, a bohater, leżąc w łóżku, miał dziwne wizje. Wspomnienia z tej zabawy łączyły się z poczuciem niepokoju, gdyż dostrzegał niewidzialny cień w pokoju. W końcu zasnął, a rano wspominał minioną noc.
*
W połowie marca, tuż przed swoimi urodzinami, bohater miał mierzone buty przez szewca, pana Stachurskiego. Właśnie wtedy z pocztowej bryczki wysiadł młody mężczyzna imieniem Leon, który przyniósł list od brata do mamy bohatera. Leon był przystojnym, wesołym młodzieńcem, który szybko zaskarbił sobie sympatię domowników. Pocałował mamę w ręce, opowiadał o bracie, a potem zaprzyjaźnił się z szewcem i obiecał odwiedzać go w warsztacie. Szybko zyskał także przychylność innych osób w domu, w tym Łukaszowej, która nosiła za nim walizkę. Dla pana Dobrzańskiego miał cygaro, a dla bohatera wystrugał wiatrak. Po obiedzie Leon wychodził na miasteczko, a wracał późno wieczorem. Mama niepokoiła się, że Leon zaprzyjaźnia się z prostymi rzemieślnikami, ale pan Dobrzański wytłumaczył, że Leon mógł chcieć poznać ludzi, by zdobyć poparcie przy ewentualnym otwarciu sklepu z korzeniami w miasteczku. W dniu urodzin bohatera, mama była zaskoczona, gdy okazało się, że pan Leon zna niemal wszystkich ważniejszych ludzi w miasteczku. Burmistrz obiecał mu pomoc w otwarciu sklepu, a pocztmaster planował wynająć mu pokoje. Leon zaskarbił sobie sympatię, tańcząc, śpiewając i dając drobne prezenty.
Następnego dnia Leon wyjechał, mówiąc, że musi jeszcze odwiedzić inne miasteczka w celu znalezienia najlepszego miejsca na sklep. Po jego drugiej wizycie, podczas niedzielnej mszy, doszło do zamieszania w kościele, kiedy kilku lokalnych rzemieślników zaczęło wychodzić z tłumem. Bohater zemdlał z gorąca, a mama zabrała go na plebanię:
„Nabożeństwo już się skończyło i mieliśmy wychodzić, gdy nagle ze środka kościoła wysunęli się na przód zebranego ludu pan Stachurski, szewc, pan Grochowski, stolarz i pan Władziński, wędliniarz, a wraz z nimi ich czeladzie i chłopcy, tudzież sekretarz z poczty i sekretarz magistratu. Gdy zaś ksiądz proboszcz udzielił błogosławieństwa, pan Stachurski dał organiście jakiś znak. Zrobiło się cicho i… …Nie pamiętam, co się stało dalej, ponieważ skutkiem tłoku i gorąca tak osłabłem, że mama wyniosła mnie z kościoła do mieszkania księdza proboszcza. Zastaliśmy tam pana kasjera, który biegał po pokojach, targając sobie włosy i przysięgając, że on temu nie winien. Prosił też mamę, ażeby w razie czego świadczyła, jako on pierwszy wybiegł z kościoła.”
Po pewnym czasie, pan Dobrzański, wyrażał coraz większą niechęć wobec pana kasjera, który, jak się okazało, miał powiązania z niebezpiecznym człowiekiem z pobliskiej chaty. Pewnego dnia, po incydencie na rynku, gdzie młodzież rzucała kamieniami w starszego mężczyznę, bohater postanawia odwiedzić chatę tego człowieka, zwanego "szpiegiem". Odkrywa, że jest to miejsce pełne niepokojących symboli, a napotkany bocian odstrasza go, gdy dostrzega go w pobliżu chaty. Zszokowany, bohater wraca do domu, postanawiając nie mówić nikomu o tym, co odkrył.
*
Następuje opis zimowej scenerii, mrozu i zawiei, która wstrzymuje normalne życie miejscowości. Podczas silnej burzy śnieżnej, chłopiec dostrzega przez okno nieznajomego mężczyznę siedzącego na ławce przy domu. Okazuje się, że to tajemniczy starzec, który wzbudza lęk i niechęć wśród mieszkańców wioski. Pomimo początkowej nieufności matka chłopca decyduje się pomóc przybyszowi, oferując mu gorące mleko.
Stary człowiek o białych włosach, ubrany w łachmany, okazuje wdzięczność. Gospodyni i jej służba wyrażają wstręt do niego, nazywając go pechowym, twierdząc, że zbliżanie się do niego przynosi nieszczęście. Po wypiciu mleka, starzec odchodzi, zabierając ze sobą towarzyszącego mu chłopca, również ubłoconego i obdzieranego. Później, gdy rodzina zasiada do modlitwy, narrator zastanawia się, czy Bóg mógłby zesłać anioła, aby pomóc zagubionemu podróżnemu w burzy.
*
Bohater opowiada, jak po otrzymaniu cenzury od pana Dobrzańskiego, mama kazała mu zrobić małe saneczki. Pewnego dnia, podczas zabawy, spotkał niańkę, która poinformowała go o rozpoczęciu wojny. Gdy wrócił do domu, pan burmistrz, ksiądz proboszcz i pan Dobrzański omawiali sytuację. Dyskusja o wojnie doprowadza do kłótni.
Przez kilka dni w miasteczku panowało napięcie, a młodzież przygotowywała się na trudne czasy, wycinając łuki i ostrząc pałasze. W miasteczku pojawiły się nowe osoby: sekretarze poczty i magistratu, a stolarz, pan Grochowski, zamknął warsztat. W tym czasie, bohater wyobrażał sobie siebie na polu bitwy, gotowego do walki, choć w rzeczywistości nie wiedział, co by tam robił. Matka zaczęła się zmieniać – była coraz bardziej zamknięta, miała trudności ze snem. Częściej siadała w fotelu, pogrążona w myślach. Czekała na odpowiedzi na listy, jednak w miarę upływu czasu stawała się coraz bardziej zaniepokojona. Przed Wielkanocą, podczas wspólnego obiadu, mama otrzymała list, który zmienił wszystko. Gdy go czytała, jej twarz stawała się coraz bardziej blada, a oczy zapadały.
Kiedy mama skończyła czytać list, zaczęła mówić o swoim synu, który poszedł na wojnę, nie pytając jej o zdanie. Była rozczarowana jego decyzją, zwłaszcza że poświęciła całe życie, by go wychować i dać mu wykształcenie. Z goryczą mówiła, jak ciężko pracowała, by zrealizować jego marzenia, a teraz, gdy on odchodzi na wojnę, czuje się zdradzona. Zdesperowana, zwróciła się do nauczyciela, by pomógł odnaleźć Władka. Nauczyciel zgodził się napisać list.
W międzyczasie, w miasteczku, pan Dobrzański i burmistrzowie dyskutowali o wojnie i jej konsekwencjach. Panny narzekały, że nie ma kawalerów, a pan burmistrz zauważył, że ci, którzy wracają z frontu, są bardziej gotowi do małżeństwa. Wspomniano również o kasjerze, który stał się obiektem zainteresowania miejscowych panien. Wkrótce wyjechał na wojnę, zmarł podczas walk. Odbyło się nabożeństwo w jego intencji. Pan kaser jednak powrócił do domu po trzech tygodniach nieobecności, podczas których początkowo sądzono, że został ranny, a nawet zginął. Okazało się, że przeżył liczne bitwy, ale opisy wydarzeń wywołały wątpliwości co do ich prawdziwości. Opowiadał o swoich męstwach na różnych frontach, co sprawiło, że pan burmistrz i inni zaczęli podejrzewać, że kasjer nie brał udziału w walkach, a jedynie wymyślał historie o swoim bohaterstwie. Kiedy próbował udowodnić swoje zasługi, pokazał swoją nominację na pomocnika naczelnika parafii, co wywołało zaskoczenie wśród zgromadzonych, ale nie przekonało nauczyciela, który uznał kasera za "chłystka".
W połowie maja bohater był coraz bardziej przekonany, że coś się dzieje, chociaż nie potrafił tego wyjaśnić. Pan kasjer sugerował, że miasto znajdzie się w centrum konfliktu. Zapytał matkę, czy nie myśli o wyjeździe, ale ona odpowiedziała, że zostaną. Bohater w nocy budził się, usłyszawszy dziwne dźwięki z zewnątrz. Szum, przypominający deszcz, przemieniał się w odgłos stąpających ludzi, końskich parsknięć i toczenia się wozów. Nagle szelest zniknął, a cisza została przerwana przez dźwięk ludzkich głosów. Niańka potwierdziła obecność wojska. Kasjer, który przybył następnego dnia, był wyraźnie wzruszony i opowiedział, że w nocy rzeczywiście przeszło wojsko z wielkimi armatami. Kasjer opowiadał o tym, że przez przypadek połknął trzy ruble, które miały go uratować przed ewentualną rewizją.
W południe odwiedził ich pan Dobrzański, który potwierdził, że rzeczywiście w nocy przeszło wojsko, ale wszystko jest w porządku. Chłopiec został poproszony przez nauczyciela o naukę deklamacji. Nagle okna zaczęły drżeć. Uczeń nie potrafi wyjaśnić, skąd dochodzą te drgania. Szyby trzęsą się coraz mocniej, a na zewnątrz zaczyna się robić głośno. Kiedy wychodzą na podwórze, zauważają biednego Żyda, który ich ostrzega. Na podwórzu pojawiają się postacie, takie jak kasjer, pocztmaster, i mama ucznia. Bohater zaczął się modlić. Mama mówi, że nie chce dożyć nadchodzącej bitwy. Kasjer przynosi wiadomości o konieczności ewakuacji, ale burmistrz stanowczo odmawia, nie opuści miasta.
Następuje huk, który jest znacznie głośniejszy niż wcześniej. W wyniku tego niańka wpada w panikę, próbując uciekać z domu. Zabiera srebrne łyżki, modli się. Chłopak zauważa, że hałas jest tak intensywny, że przypomina zapadnięcie się miasta. Później pani Stachurska przychodzi, prosząc o pomoc. Mama chłopca postanawia wyjść do miasta, pozostawiając syna w domu. W międzyczasie na podwórzu słychać krzyki i zamieszanie, ludzie próbują się ukryć, parobek z dziewczyną obserwują sytuację z dachu stodoły. Na skraju wsi widać ogromny dym, a od strony lasu słyszalne są potężne wybuchy. Wokół widać zbiegające bydło, psy zaczynają szczekać. W kościele biją dzwony, przypominając dzwonienie na alarm pożarowy. Tłum mieszkańców zgromadził się na rynku, patrząc w stronę magistratu. Spierali się z burmistrzem, Dobrzańskim oraz matką bohatera, chcąc opuścić miasto, ale zostali powstrzymani przez proboszcza. W wyniku tego spięcia niektórzy wsiadali na wóz, który później się przewrócił. W końcu tłum przepchnął proboszcza, obalił burmistrza i ruszył w kierunku gościńca, krzycząc i mieszając się z hałasami z lasu, które rozbijały szyby w oknach. Po chwili ludzie zaczęli uciekać z rynku.
Wieczorem zaczął padać deszcz, a mieszkańcy ukryli się w domach. Mama i syn siedzą w ciemnym pokoju, w milczeniu, przerażeni wydarzeniami. Chłopak zastanawia się, czy wszystko, co widział, było rzeczywiste. Pan Dobrzański przychodzi późno wieczorem, wyglądając na wyczerpanego. Wspomina, że kasjer uciekł z miasta. Nagle, w trakcie rozmowy, ktoś przyszedł do drzwi. Okazał się to być dziwny, nieznany mężczyzna, który wprowadził rannego brata bohatera. Mama, zaskoczona, rozpoznała go i rzuciła się do niego, pytając, czy żyje. Brat był ranny, ale żył. Mężczyzna delikatnie pomógł chłopakowi położyć się na kanapie.
Pan Dobrzański prosi matkę, by podała kieliszek wódki rannemu mężczyźnie, który mówi, że już nie potrzebuje żadnej pomocy i że za miesiąc będzie zdrowy. Mówi, że ryzykował życie, ukrywając go przed żołnierzami, którzy szukali go w okolicy. Dziękuje mu za pomoc, mówiąc, że nie wie, jak to się stało, że udało im się przeżyć. Dobrzański i mężczyzna kłócą się o dawne zaszłości podczas walk z Francuzami:
„— Prawda — odparł — służyliśmy razem. Byłeś waleczny i zdolny. Ale na emigracji szatan cię opętał…
— No, i cóż zrobił ze mną ten szatan?
— Siałeś niezgodę… osłabiałeś ducha…
— A tak — westchnął starzec. — Ja osłabiałem, ale za to wy umacnialiście go. Zaręczaliście, że pomogą Francuzi; ja twierdziłem, że nie pomogą. Czy pomogli?… Wierzyliście w ruch piętnastu milionów chłopów, a ja nie wierzyłem. Gdzież dzisiaj są te miliony?… Dowodziliście, że rękami weźmiecie karabiny, a karabinami armaty, a ja was przekonywałem, że sto karabinów znaczy więcej aniżeli tysiąc gołych rąk. Zakrzyczeliście mnie. A teraz… masz odpowiedź!…
I wskazał krwawe piętna chustki, którą brat miał związane czoło.”
Starzec przypomina, że nie miał wsparcia materialnego, nie brał żołdu, a mimo to przetrwał, wykonując najcięższe prace. Podkreśla, że był zmuszony do ukrywania się i do życia w biedzie, zdobywając pieniądze na różne sposoby. Nauczyciel, czując się nieco zawstydzony, przyznaje, że nie rozpuszczał plotek o starcu, a nawet bronił go, kiedy inni go potępiali.
W końcu starzec stwierdza, że jego działania były właściwe, ale nie spodziewa się już żadnej życzliwości od innych. Opowiada o tym, jak nie miał innego wyjścia, jak tylko przeżyć za wszelką cenę. W końcu żegna się z nimi, życząc im zdrowia, ale wyraża też gorycz, ponieważ czuje, że nigdy nie zostanie zrozumiany. Dobrzański, mimo wcześniejszych oskarżeń, oferuje pomoc, obiecując, że wyjaśni sytuację i sprawi, by ludzie dowiedzieli się o niewłaściwym potraktowaniu starca. Jednak mężczyzna nie wierzy w te słowa, ponieważ wie, że jego pozycja społeczna i historia życia nigdy nie pozwolą mu na pełne uznanie. Na zakończenie życzy wszystkim, by modlili się za niego, a jeśli rzeczywiście zasłużył na łaskę, to niech Bóg ześle mu śmierć.
Władek, ranny po wcześniejszych wydarzeniach, zostaje zaopatrzony przez felczera, a w salonie przygotowano łóżko dla nauczyciela, który zaoferował, że będzie pilnował rannego. Poranek był pochmurny, padał deszcz. Do salonu wszedł Kasjer, opowiadający o swojej nocy pełnej przygód, twierdząc, że widział, jak oficerowie i żołnierze spotkali się z pustelnikiem, który miał być szpiegiem. Wspomniał, że natknął się na grupę zbrojnych, którzy go zatrzymali, a po przedstawieniu swojej nominacji, dowiedział się, że mieli do czynienia z szpiegiem. Kasjer twierdził, że szpieg został powieszony.
Mama była zdruzgotana tą wiadomością, a Władek protestował, twierdząc, że starzec był niewinny. Kasjer wyraził zdziwienie, że nie dowiedział się nic o tym wcześniej. W tym momencie nauczyciel, wzburzony, rzucił się na kasjera, chcąc go uderzyć, ale zatrzymał się, chwyciwszy go za kołnierz. Wkrótce potem kasjer opuścił pokój, a nauczyciel, zniecierpliwiony, postanowił ruszyć na poszukiwanie go. Władek zaś obawiał się o mamę, która zniknęła z domu.
Udała się do ogrodu. Gdy syn ją dogonił, oboje ruszyli w stronę pustelni starca, w gęstniejącej mgle i deszczu. Wspomnienia z tego miejsca wywołały u Władka silne emocje. Gdy dotarli do pustelni, spotkali chłopca, który niegdyś służył u starca. Był ubrany w łachmany, bez butów i czapki, ale rozpoznał ich. Mama zapytała go, gdzie jest jego pan, na co chłopak wskazał na wysychające drzewo. Wskazuje na kawałek sznura, który wisi na gałęzi, a matka, zrozpaczona, siada na kamieniu. Chłopak informuje ich, że starca zabrał do izby, gdzie leży. Wnętrze pustelni jest w ruinie. Mama z trudem wchodzi do środka, po czym zaczyna modlić się przy ciele starca. W kącie izby leży zakryty czarną płachtą. Matka szeptała modlitwę, a syn, po chwili modlitwy, podszedł do ciała, ucałował rękę starca, który ocalił jego brata, czując ogromny szacunek, a przy tym także żal.
Aktualizacja: 2025-01-16 21:35:26.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.