Dym – streszczenie

Autorka streszczenia: Aleksandra Sędłakowska.

„Dym” to nowela autorstwa Marii Konopnickiej, wydana po raz pierwszy w 1893 roku dzięki nakładowi „Kuriera Codziennego”. Utwór opowiada o relacji owdowiałej kobiety z jej synem, który uczciwie pracuje jako kotłowy w fabryce naprzeciwko rodzinnego domu. Tragedia, w wyniku której Marcyś ginie, sprawia, że tytułowy „dym” już zawsze będzie kojarzył się kobiecie ze zmarłym dzieckiem.

Spis treści

Dym – streszczenie krótkie

Nowela przedstawia codzienne życie wdowy i jej syna, Marcysia, który jest zatrudniony w fabryce jako kotłowy. Wdowa ma silną więź z synem dzięki dymowi unoszącemu się z komina fabryki, który symbolizuje obecność jej dziecka w pracy. Codziennie obserwuje go, wyobrażając sobie, jak Marcyś pracuje przy palenisku, wrzucając węgiel. Dym z fabryki i z ich domowego kominka zdają się łączyć w jedno.

Marcyś w popołudniowych godzinach zawsze wracał do izdebki, witał matkę, jadł przygotowane przez nią posiłki, a potem wracał do fabryki. Wdowa czuwała nad nim, dbając o dom i jego potrzeby. Zimą także życie toczyło się w rytmie pracy fabryki.

Pewnej nocy Marcyś obudził się przerażony złym snem o piorunie, który go uderzył. Matka pocieszała go, że to tylko sen. Rano życie toczyło się dalej, a Marcyś śpiewał radosne piosenki, gdy matka przygotowywała śniadanie. Jednak tego dnia w fabryce doszło do katastrofy – eksplodowały kominy, a Marcyś zginął.

Po jego śmierci, wdowa spędzała długie lata, wpatrując się w komin fabryki, którego dym przypominał jej zmarłego syna. Czuła się, jakby dym rozmawiał z nią, a ona próbowała złapać jego znikającą postać, przypominającą jej o Marcysiu.

Dym – streszczenie szczegółowe

Wdowa wpatruje się w komin fabryki, która stoi naprzeciwko jej domu. Dym unoszący się z tego komina ma dla niej szczególne znaczenie – jest symbolem obecności jej syna, Marcysia, który pracuje w kotłowni. Za każdym razem, gdy spogląda na ten siwy słup, czuje dziwną błogość, jakby ten dym mówił do niej, a ona potrafiła go zrozumieć. Gdy o poranku dym gęstnieje i czernieje, wdowa wie, że Marcyś właśnie rozpala ogień. Wyobraża sobie go stojącego przy palenisku – młodego, smukłego, w granatowej bluzie i skórzanym pasie. Jej syn wrzuca kolejne kosze węgla, dumny ze swojej nowej roli kotłowego. Wkrótce jednak kłęby dymu bledną, aż w końcu zamieniają się w spokojny, równy słup unoszący się ku niebu, co jest dobrym znakiem. Każdego dnia kobieta zaściela łóżka, zamiata podłogę brzozową miotłą, rozpala ogień w kominku. Przygotowuje dla syna posiłki, barszcz lub krupnik.

Marcyś również dostrzega ten nikły dym, który wydobywa się z ich domu. Wyobraża sobie swoją matkę w białym czepcu i różowym fartuchu, krzątającą się przy kominku. Czuje niemal zapach przygotowywanych przez nią potraw. Pracuje z jeszcze większym zapałem, dorzucając kolejne szufle węgla.

Dwa smugi dymu – jeden z komina fabryki, drugi z domowego ogniska zdają się łączyć wysoko w niebie. Każdego popołudnia, gdy praca w fabryce na chwilę zwalniała, Marcyś wpadał jak huragan do izdebki matki. Rzucał furażerkę na stół i z entuzjazmem witał się z kosem, którego nauczył gwizdać. W tym czasie matka starannie przygotowywała posiłek. Marcyś jadł z zapałem, chwaląc chleb i zupę, podczas gdy matka udawała, że jej nie smakuje, aby mógł zjeść więcej. Marcyś żegnał się z matką, całując jej zmęczoną rękę, i zbiegał z facjatki by wrócić do pracy. Gdy syn wychodził, kobieta zajmowała się domowymi obowiązkami. Dym z komina przybierał dziwne kształty i barwy, a wdowa dostrzegała w nim coś niezwykłego, jakby rozmawiał z nią o jej synu i życiu.

Zimą życie wdowy i jej syna toczyło się w rytmie pracy kominów. Mimo chłodu w izdebce, wdowa często podchodziła do okna, by obserwować fabrykę. Hucząca praca kotłów, płomienie z komina i dźwięki młotów nadawały otoczeniu dynamiczny, niemal magiczny nastrój. Wieczorem, po długim dniu pracy, do izdebki wracał Marcyś. Po szybkim posiłku opowiadał matce o wydarzeniach dnia, choć zmęczenie często przerywało rozmowy. Matka z troską głaskała syna po głowie, przypominając mu o modlitwie przed snem. Marcyś klękał przy tapczanie, ziewając, odmawiał modlitwy i niemal natychmiast zasypiał.

Wdowa, sypiająca czujnym i krótkim snem starości, wstawała przed świtem. Przygotowywała skromne jedzenie dla syna. Pewnego razu, w środku nocy, Marcyś obudził się przerażony, krzycząc, że śnił o piorunie, który go uderzył. Wdowa, choć przestraszona, próbowała go uspokoić, twierdząc, że to tylko zły sen, i przypomniała, że Bóg by na to nie pozwolił. 

Tego dnia w izbie panowała radość, Marcyś śpiewał wesołe piosenki, a matka przygotowywała śniadanie. Wieczorem czekała na powrót syna. Czas mija spokojnie, a wdowa zajmuje się codziennymi obowiązkami. W międzyczasie rozbrzmiewa przerażający huk – kominy fabryki eksplodują, a z nieba spadają odłamki gruzu. Jedyne, co widać w tamtym momencie, to osłupienie na twarzy wdowy i jej białe źrenice i podniesione siwe włosy, świadczące o przerażeniu. Z ulicy słychać wrzask: "Kotłowy! Kotłowy zabity". Wdowa nie reaguje, wydaje się zupełnie zszokowana, jakby nie była w stanie pojąć, co się stało.

Po śmierci syna, wdowa spędzała długie lata siedząc w tym samym oknie, patrząc smętnym wzrokiem na fabryczny komin. Dym, który z niego bił, nie przypominał już dawnych kształtów, ale przybierał formę mglistych postaci, przypominające jej zmarłego chłopca. Za każdym razem, gdy widziała ten dym, wdowa wstawała i wyciągała drżące ręce, próbując złapać znikającą postać, którą wiatr unosił i rozwiewał w błękitnym niebie.


Przeczytaj także: Nasza szkapa – streszczenie

Aktualizacja: 2024-12-12 10:31:29.

Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.