Zbiór opowiadań Zofii Nałkowskiej zatytułowany „Medaliony” po raz pierwszy opublikowany został w roku 1946, po zakończeniu II wojny światowej. Powstał dzięki doświadczeniom pisarki w trakcie okupacji oraz jej pracy w komisji zajmującej się śledztwami i badaniem zbrodni hitlerowskich, jakich dopuszczono się w tym czasie na terenie Polski. Każdy z ośmiu tekstów opowiada o innej sytuacji z tego okresu i wszystkie dokumentują w podobny sposób nazistowskie czyny, które doprowadziły do śmierci milionów niewinnych osób.
Jednym z najważniejszych motywów pojawiających się w zbiorze Nałkowskiej jest bez wątpienia śmierć. Jest ona wszechobecna. Ludzie umierają na froncie, w łapankach, obozach, w getcie, śmierć czyha na nich wszędzie. Nie da się od niej uciec, właściwie każdy z bohaterów się z nią styka, traci kogoś bliskiego, czy jest na nią osobiście narażony. Praca Nałkowskiej w komisji to właściwie badanie historii śmierci, jaką zadawano niewinnym w okresie wojny. Śmierć jest nieodzownym elementem każdego życia, a wówczas była ona wszechobecna, gwałtowna, okrutna i trudno było przed nią uciec, czy chociażby odwrócić od niej wzrok. Była ona bowiem po prostu wszędzie. Nawet jeśli nie trafiło się do getta, to mieszkało się obok niego i widziało ludzi wyskakujących z płonących budynków, jak w przypadku kobiety cmentarnej.
Obraz śmierci w „Medalionach” Nałkowskiej jest bardzo sprecyzowany i pojawia się w każdym z ośmiu opowiadań. Przede wszystkim nieustannie splata się ona z życiem, staje się jego nieodłączną częścią. Bohaterowie starają się przetrwać każdy kolejny dzień, wiedząc, że śmierć jest tuż obok nich. Są oni też zaznajomieni z jej fizycznymi przejawami, takimi jak obecność ciał zmarłych. Wieści o zgonach przychodziły z każdej strony z frontu, z obozu, z więzienia, z transportu, z getta, zewsząd. Umierano na wszelkie sposoby, jednak rzadko ze starości i we własnym łóżku. Śmierci należało się wystrzegać, ale też stała się zwykłym aspektem ludzkiej codzienności w czasie okupacji.
W tych czasach ludzie ginęli pojedynczo, ale też odejścia nabrały masowego charakteru, a to poprzez rozstrzelanie, wywiezienie, zagazowanie, spalenie, poprzez publiczną łapankę czy egzekucję. Ludzie odchodzili całymi grupami, systemowo i sumiennie mordowani przez machinę państwową. Ich śmierć przestawała być tragedią, zmieniała się za to w statystykę. Ich ciała odzierano z godności, nie zapewniano godnego pochówku, zamiast tego były grzebane w zbiorowych mogiłach, palone w krematoriach, czy też zwyczajnie porzucane jak zbędny ciężar. Ludzie tracili okazję do pożegnania się ze swoimi bliskimi, czasami nawet nie wiedzieli, co się z nimi stało i gdzie leżą ich ciała. Śmierć straciła zatem swoje tabu i misterium, przeszła ze sfery sacrum do profanum.
Nałkowska przedstawia zatem kompleksowy, surowy i realistyczny obraz ludobójstwa, jaki wyłonił się z opowieści jej rozmówców. Dokonywano go przede wszystkim na narodzie żydowskim i to właśnie w jego przypadku śmierć zebrała najstraszliwsze żniwo. Pisarka nie stara się upiększać obrazu śmierci, oddaje głos swoim rozmówcom i pozwala im odmalować go ich własnym językiem, często prostym, ale znakomicie oddającym grozę przeżytych przez nich wydarzeń.
Aktualizacja: 2024-09-22 19:55:13.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.