Streszczenie pojedynku Kmicica z Wołodyjowskim

Autor opracowania: Piotr Kostrzewski.

Pojedynek Andrzeja Kmicica z Panem Wołodyjowskim to jeden z najbardziej znanych pokazów szermierki w polskiej literaturze. Sławy dodało ma świetna inscenizacja w reżyserii Jerzego Hoffmana, z udziałem Daniela Olbrychskiego i Tadeusza Łomnickiego.

Pojedynek Kmicica z Wołodyjowskim

Do samego pojedynku doszło w wyniku impasu podczas oblężenia Lubicza. Kmicic, gdy został pokonany przez szlachtę laudańską pod dowództwem Wołodyjowskiego, zagroził wysadzeniem posiadłości razem z sobą i porwaną Aleksandrą Billewiczówną. Chcąc tego uniknąć "mały rycerz" zaproponował mu pojedynek. Jeżeli awanturnik go pokona, odejdzie wolno, bez swoich ludzi oraz dziewczyny. Po zmuszeniu szlachty laudańskiej do przysięgi na Boga Najwyższego i Święty krzyż, że puszczą Kmicica, obaj mężczyźni stają na ubitej ziemi.

Gdy Andrzej Kmicic wyszedł na podwórze, począł naigrawać się ze wzrostu małego rycerza. Ten zaś odwzajemnił mu docinki krytyką jego doświadczenia wojskowego, objawiającego się brakiem straży. Kmicic próbował jeszcze przez chwilę przekonać pana Wołodyjowskiego, aby ten "poniechał go", ze względu na nieznajomość sprawy, brak wcześniejszych zatargów między nimi i prawa awanturnika do zemsty na laudańczykach. Nie dało to jednak wiele, "mały rycerz" wziął te słowa za oznakę strachu, choć mogła być to chęć wyprowadzenia oponenta z równowagi. Pułkownik zakomenderował przyniesienia ognia do podświetlenia pola walki. Świtało dopiero, pierwsze promienie słońca dawały zbyt mało światła do pojedynku. Kmicic wykorzystał to do aluzji o kondukcie pogrzebowym dla oficera, jakim był Wołodyjowski, Tak zamienili ostatnie słowa. Rozpoczął się pojedynek.

Od samego początku walki zarysowała się znaczna przewaga doświadczenia pana Wołodyjowskiego. Pierwsze ciosy odbijały się echem wśród podwórza, jednak to Kmicic męczył się ich zadawaniem. Pułkownik odbijał każdy atak praktycznie od niechcenia, założywszy jedną rękę za plecy. W pewnej chwili zdecydował się komentować każdy wyprowadzony cios oponenta, drwiąc z jego wcześniejszych przechwałek szermierczych. Tutaj to właśnie pada słynne "waść machasz jak cepem", które przeszło do historii dzięki kinematografii.

O niezrównanym talencie Wołodyjowskiego uświadczył jeden ruch, dzięki któremu pozbawił on Kmicica broni. Wyłuskawszy mu szablę, rozkazał dwa razy podnieść ją z ziemi. Pan Andrzej początkowo wahał się, zdawał rozmyślać nad rzuceniem na przeciwnika z gołymi rękoma. Ten nieprzewidywalny ruch został jednak szybko powstrzymany jeszcze przed wykonaniem, Wołodyjowski przygotował bowiem szablę do przebicia nią ciała awanturnika. Kmicic szybko podniósł broń, atakując zaciekle "małego rycerza" niespodziewaną serią ciosów. Nic to jednak nie dało.

Pan Wołodyjowski wsunął wtedy rękę w kieszeń hajdawerów, dając całkowicie do rozumienia, jak bardzo przewyższa chorążego orszańskiego swoim kunsztem fechmistrza. Ten również zdał sobie w tego sprawę. Nie chcąc przeżywać hańby na oczach szlachty i swoich Kozaków, wypowiedział sławetne zdanie: "Kończ... waść... wstydu... oszczędź...". Wołodyjowski spełnił jego prośbę. Jednym ciosem w głowę powalił go na ziemię u swoich stóp. Wiedział jednak, że nie zabił oponenta. Kończąc, otarł szablę z krwi o żupan Kmicica.

Po tych wydarzeniach szlachta laudańska chciała dobić przysiężonego wroga. Groźny pan Wołodyjowski przypomniał jej jednak, że to on zwyciężył, rannego zaś nie godzi się szlachcicom dobijać. Dlatego też zawezwał do niego Krzycha Domaszewicza, by opatrzył chorążego. Okazał mu miłosierdzie, co jak pokazuje dalsza historia, przyniosło Rzeczpospolitej wiernego obrońcę.


Przeczytaj także: Obrona Jasnej Góry w Potopie – tło historyczne, streszczenie

Aktualizacja: 2022-08-11 20:24:00.

Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.