Była to para niedobrana wcale...
On pieśń i gwiazdy kochał z całej siły,
A ona tylko szampana i bale;
Jednak z początku żyli doskonale —
Czemu? — ja nie wiem, jak mi honor miły!
Fałsz, kiedy zgrzytnie w cudnem cantabile,
Strasznem jest piekłem dla nerwów i ducha —
Lecz straszniejszemi rozczarowań chwile,
Kiedy wśród pary, gruchającej mile,
Nagłe dysonans, jak piorun wybucha...
A dysonansów takich było mnóstwo
W tem życiu na żart, pięknem choć zwodniczem...
On do niej najprzód mawiał: „moje bóstwo”,
Później, poznawszy jéj serca ubóstwo,
Cofnął ten tytuł i zastąpił — niczem.
I wkrótce, gwałcąc przyrodników prawo,
Jednoimienne złączyły się siły..
On poznał „Wiochnę”, marząca i łzawą,
Ona z dandysem goni za zabawą...
Czemu? — wiem teraz, jak mi humor miły!