Warszawianka

Promień słońca, zapach róży,
Szampańskiego wina pianka,
Dużo ciszy, trochę burzy...
Cóż to za cud? — warszawianka!

Miara nóżki — lilipucia,
Rękawiczek numer piąty,
Wyraz twarzy pełen czucia,
A źrenice — jak dwa lonty...

Istnym kotkiem jest z figurki,
Tak się łasi... tak przegina...
A że kotek ma pazurki —
Czyż to jego jest w tem wina?...

Słyną rzymskie malowidła
I florenckie statuetki;
Paryż słynie przez swe... sidła.
A Warszawa — przez kobietki.

Ale bo też dziwne czary
Warszawiankom śle przyroda —
Niema brzydkiej, niema starej,
Każda śliczna, każda młoda!...

Przy tak trwałym wdzięków darze,
Bankrutować-by powinni
Olejkarze, perukarze
I pięknictwa mistrze inni —

Jednak (jak najmocniej wierzę,
Iż chochlików są w tem psoty
Zawsze oni w damskiej sferze
Mają dużo do roboty...

Nikt się twierdzić nie ośmieli
(Prawdy fałszu się nie zlękną)
By kto z twarzą, jak anieli,
Mógł mieć duszę nie tak piękną;

I Warszawy przeto córka,
W pierwszej kobiet stoi linji;
A podejrzeń ciemna chmurka
Nie przesłania jej opinji.

Zapytacie: czy pobożna?
Nieinaczej! Z okiem w górze
W kościołach ją widzieć można...
Kiedy śpiewa kto na chórze.

Czy rozumna? Któż zaprzeczy!
Wszakże wiedzą nawet — w Busku,
Że o każdej zgoła rzeczy
Biegle mówi... po francusku.

Czy dla biednych miłosierna?
O tak! Zawsze w karnawale,
Nawyknieniom serca wierna,
Dobroczynne zwiedza... bale.

Czy w marzeniu tonąc złotem
Dla artyzmu ma uznanie?
Ach! wybornie wiedzą o tem...
Włosi, szwedzi i hiszpanie.

Gdy jest matką, dzieciom może
Skąpi troski nadzwyczajnej...
Lecz od czegoż, mocny Boże,
Są mamzele i frajlajny?

Czasem znowu, dla odmiany,
Z panem mężem jest w rozterce —
Lecz to pewnik przecie znany,
Że fantazje miewa serce...

Jednak twardej, jak szkło, cnoty
Nigdy myśl nie skusi biedna...
Zresztą, inne ma przymioty:
Jest oględna... jest oszczędna...

Jeśli wyda pokryjomu
Setkę rubli na klejnoty,
Na obiadach za to w domu
Zaoszczędzi zaraz... złoty.

I tak wszystko w cudną całość
W tej istotce się jednoczy...
Kto zaś wątpić miałby śmiałość,
Niech jej, proszę, spojrzy w oczy.

Tam, gdzie płomień wieczny gości,
Barwy piekła albo nieba,
Znajdzie wyrok niewinności
Wypisany jak potrzeba...

I wykrzyknie całą siłą,
Gdy go przejmie wzrok niebianki:
„Jednak niema i nie było
Jak te nasze warszawianki!“

Czytaj dalej: Deszczyk - Wiktor Gomulicki