W Częstochowie

Quae medicamenta non sanant, ferrum sanat.
Hippocrates

Sto dni odpustu święte ogłosiły śpiże,
Zajaśniały świeczniki, zaczerniały krzyże;
Lud odwieczną niewolą i nędzą dręczony
Opuszczał swą chudobę, rzucał dzieci, żony
Dla kilku dni odpustu, dla stu dni zbawienia,
Dla marnych stu dni szczęścia – tak czuł swe cierpienia,
Wszystko swoje poświęca – tak do szczęścia wzdycha!
Wieków nędzy zapomniał – przyszłością oddycha!
Przyszłością stu dni marnych; a z bliska i z dala
Płynie jak wolnym wiatrem rozdymana fala
Prosto w nawę kościoła i u stóp ołtarza
Łamie się, i bezsilny, czoło w prochu tarza!

Gdzież ta żądza swobody, co go niosła w biegu?
Schnie na progu kościoła jak piana na brzegu!

A przecież gdyby fala ta głowę podniosła
I gdyby chciała pierś swą ścisnąć i rozwinąć,
Trzeba by wielkiej ręki, żelaznego wiosła
I żagli genijuszu, by po niej przepłynąć!
O! nie, zaiste! – dość jest żelaznego krzyża
I czarnej sukni mnicha! Patrz – kapłan się zbliża,
Za nim drugi i trzeci, już orszak ofiarny
Rozwinął się ponury, milczący i czarny,
Jak chmura tajemnicza; klękli – i lud klęczy.
Powstali – i lud powstał; jękli – i lud jęczy,
I wniebogłosy swoje podnosi wołanie:
„Od głodu i niewoli zachowaj nas, Panie!”
O! biedny, biedny ludu – pomyślałem wtedy –
Tyś biedny, a Bóg twojej nie litościw biedy,
Ty płaczesz, a Bóg płaczów twych od wieków słucha,
Ty wołasz, a Opatrzność na wołanie głucha!

O! biedny, biedny ludu, gdyby ten Bóg żywy,
O którym ciebie uczą, że jest sprawiedliwy,
Gdyby on berło władzy w moje złożył ręce
I gdybym w każdej takiej pochmurnej sukience
Mógł utkwić piorun czynu – a w każdym kapturze
Mógł zbudzić błyskawicę – o biedny mój ludu,
Zwiastowałbym ci wtedy nie modły, lecz burze!
I największego bym ci dał dowody cudu:
Każdy krzyż bym przemienił na miecz obosieczny
I odpust bym ci sprawił zupełny – bo wieczny!

Czytaj dalej: Moja gwiazda - Ryszard Berwiński