Raz Dragon straszydło, że zwisłe miał skrzydło,
Przed żoną Sokoła się żalił;
I rzekł jej: „Daj pióro, a ujrzysz mnie górą!”
I wiersze aż do niej wypalił.
A żona Sokoła odrzekła: „Twa wola
Niech będzie, masz pióro!” I dała.
I pióro mu czarne, i oczko figlarne –
Zdrajczyni – nie czarna, lecz biała!
A Dragon niezdarny, że sam był i czarny,
I ślepy, już nieco zgrzybiały,
Nie dostrzegł swawoli tej żony Sokolej
I pióro wziął czarne od białej.
Nieświadom mamidła, wsadził je do skrzydła
Dragona straszydła, poczwary;
I z płaczu padołu chciał z żoną Sokoła
W nadziemskie polecieć obszary.
Daremne mozoły! – Inaczej sokoły
Skrzydłami latają białemi;
Na czarnym nasz Dragon nie wzleciał nad zagon,
I został nieborak – przy ziemi.
Więc żalem schylony, znów idzie do żony
Sokoła i mówi tej żonie;
„Daj białe!” – A ona śmieje się z Dragona
I mówi: „Za późno, Dragonie!
Te skrzydła, com miała, Sokółka ja biała,
Już dzisiaj zjedzone przez myszy”.
„Przez myszy – bogowie!” – ów Dragon odpowie,
Gdy taką odpowiedź usłyszy,
I pyta jej czule: „Skąd myszy w Stambule?
Ach powiedz i nie bądź zbyt skrytą!”
„Znad Gopła jeziora, zjadły je przedwczora,
Gdy były tu u nas z wizytą!”