Płoną latarnie... Srebrny śnieg prószy,
Białym całunem w około legł.
Lecz nie ukoił ludzkich katuszy —
I na mą duszę spadł biały śnieg...
Padają płatki, jak puch łabędzi
i bielą czarne wierzchołki drzew,
To znowu lecą, gdzie wiatr je pędzi,
Jak stado trwożnych, zbłąkanych mew.
Noc mroźna, cicha... Gwiazdy jaśnieją.
Przez okno księżyc smugą tu wbiegł,
Rozjaśnił duszę złudną nadzieją.
Co rankiem taje, jak biały śnieg.
Sny i marzenia, jak płatki śniegu
Mają swój urok, powab i czar,
Lecz ach! jak często w życiowym biegu
Mści się ten bogów sfinksowy dar.
Źródło: Moje pieśni, Maria Paruszewska, 1934.