Rumaka wstrzymaj, rycerzu... rycerzu!...
Słońce pożarem płonie ci w puklerzu.
— Pęd oszalałych słyszę za mną koni,
Nie mogę stanąć! Straszny wróg mnie goni...
Kto na twe życie, rycerzu, nastawa...
Czyli z olbrzymem, czy ze smokiem sprawa?
— Przedemną szpiegi, a pozamną gońce.
Uciekam w puszczę, a goni mnie słońce...
Hohej! rycerzu ze słońca i stali,
Tam nie jedź! rumak w przepaść ci się zwali.
— Głów ludzkich na dnie trwożą cię czerepy,
Ja się nie strwożę, bowiem jestem ślepy.
Przez miłość! powiedz, rycerzu, rycerzu,
Czemuś z wieczystą nocą jest w przymierzu?
— Z pod moich powiek krwawa łza się toczy:
Słońce mi wczoraj wypaliło oczy.
Dokąd ci droga, ślepcze nieszczęśliwy,
Za pędem wiatru i rumaka grzywy?
— W dal mękę gonię, a uciekam z dali...
Uzdrawiającej rzeki szukam fali.
Rzuć konia!... silniej!... Krew masz na ostrodze,
Słoneczny tabun pędzi jak w pożodze.
— Wściekłość pozamną jak zły pies ujada,
Słyszę!... Jak tętnią!... Jezu!... koń mi pada...
Przez Boga, prędzej! Słońce pręży dłonie
I strzałę strutą kładzie w łuk. Hej, w konie!...
— Rumak mi jęknął... Wpiłem w bok ostrogę...
Słońcu nie ujdzie nikt i ja nie mogę...
A przeto niechaj skryje się żałobą:
Tędy... Spnij konia!... W przepaść!... Pokój z tobą!