Listy smutne

O, piękna moja!

...Nie wiem, gdzie będziesz, gdy te smutne listy,
Nocą pisane, weźmiesz w dobre ręce,
A świat się nagle stanie tobie mglisty,
I jak ognisko się zapadniesz — w męce...
To szalonego śpiewy są psalmisty
I kłamstwo wszelkie w nich dostojnie święcę,
A z błogosławieństw mocą ręce kładę,
Na to, co chore i śmiertelnie blade.

Więc wszelka na mnie klątwa będzie próżna,
Żem te gołębie wysłał pokrwawione,
Posły do ciebie... Dusza ma jest dłużna,
Lecz tego tylko, że sobie koronę
Cierniową wiła na skroń... a jałmużna
Na twarz mi padła, że od wstydu płonę,
Jak żebrak lichy, który tak się podli,
Że za swe wrogi szeptem słów się modli.

Nie wiem gdzie jesteś... Słałem czujne szpiegi
Za śladem twoim, lecz wrócili z niczem.
Chodziłem co dnia na wyniosłe brzegi,
I w dal patrzyłem z śmiertelnem obliczem.
Sny zwoływałem zewsząd na noclegi
I snów pytałem... Potem, jak psy, biczem
Precz gnałem wszystkie od siebie nadzieje,
Wszystkie zamknąwszy zamki i wierzeje!

Sam jestem. Pustka mi całuje wargi
Jak nierządnica. W oknach są zasłony,
By nikt nie dojrzał, że urządzam targi
Z duszą płaczącą. Kłamstwem umęczony,
Przed nią na siebie straszne wnoszę skargi
I czołem bladem wybijam pokłony,
O litość prosząc, z obłąkaniem w oku:
By mnie skazała na śmierć w swym wyroku.

Pośród tej pustki, która jękiem dzwoni,
Listy te piszę... Niech się w nich rozpali
Wszystka ma męka i ból straszny skroni.
I wspomnień łkanie, jakby mew na fali,
Łkających krzykiem za falą w pogoni.
Jeśli wytężysz teraz słuch — z oddali
W pierś cię uderzy jedna wieść straszliwa,
Że dusza moja kona — wiecznie żywa.

To miłość moja tak łka... Nie rym złoty,
Który za wszystko gromem w pierś cię bije.
Niech go nie kuszą już dziś twoje loty,
Bo błysków krwawych zeń wypadną żmije,
I tak owiną cię w śmiertelne sploty,
Że się wić będziesz, jak sam ból się wije,
Jak ja się wiłem w nienazwanej męce,
Kiedym na twarzy leżąc, kąsał ręce...

Oto masz romans, który tak się plecie,
Jak się w rozpaczy strasznej — ręce plotą.
Oto zatrute w twarz ci rzucę kwiecie,
Kłamstwem napoję ciebie i zgryzotą...
Tak bowiem nikt cię nie kochał na świecie,
Jak ja kochałem... I cóż mi dziś o to!?...
Sam z siebie będę kpił i w poniewierce
Będę miał moje, lecz i — twoje serce.

Chyba, że w łkaniu padnę... Lecz w tej chwili,
Kiedy to piszę, — zacisnąłem usta
I jak z kamienia jestem... Będziem pili
Wspomnień truciznę, — czara nie jest pusta.
Gdy z holu jękniesz, to ci rym umili
Gorycz i słów się rozpocznie rozpusta,
I skłonię ci się jak Wersalczyk gracki,
Tym rymem, którym kłaniał się — Słowacki.

Czytaj dalej: 120 przygód koziołka Matołka - Kornel Makuszyński