Nuda

Miasto uwiędło jak zły chwast i czeka
Na kroplę wody. Słońce dyszy pyłem
I żółtym żarem z brudnych dachów ścieka.
Cisza się sączy wkrąg powietrzem zgniłem,
Po brukach błądzi wynędzniała spieka
Na śmierć strudzona błądzeniem zawiłem
Wśród ulic sieci, które w dal się wiją
Jak gnuśne płazy z wyciągniętą szyją.

Wszystko zmęczone, wstrętne i leniwe,
Jakby świat cały stał się nieruchomy
I wypluł z siebie resztkę płuc. Nieżywe
Rzędem naprzeciw siebie sterczą domy,
Drzewa samotne, powiędłe i krzywe
W męce się wiją, bowiem żar łakomy
Wyssał z nich wszystko. Niebo świat przygniata,
Ołowiem ciężąc i spiekotą lata.

Okna oślepły z żaru, a zasłony
Są jakby bielma w źrenic szkle. Boleśnie
Słońce spogląda na powolne skony...
Wszystko w gorączce i wszystko jest we śnie
Lub patrzy tępo, czy ze wschodniej strony
Wiatr gdzie nie pełza... Skrzywiona obleśnie
Nędzna w ulicach śmierć się włóczy chuda,
A przed nią stąpa ledwo żywa — nuda.

Wszystkie pragnienia nieżywą gromadą
U progu domów leżą, bowiem dalej
Lecieć nie mogły, a myśli się kładą
Na mózg ciężarem, aż je żar popali.
Jakieś się widma rzeszą włóczą bladą
Przed trenie mętem, zwołane z oddali,
Słowa mrą w ustach już w chwili narodzin,
Nikt nic nie mówi, nikt nie liczy godzin...

Gdyby wieść przyszła teraz, że zgryzoty
Duszę ci zżarły, — stałbym, jako stoję.
Mnie nuda zżarła, więc nie mam ochoty
W półromantyczne bawić się nastroje.
Ciężkie przez dżumę są słoneczną loty...
Znam zresztą wszystkie już pragnienia twoje,
Więc duszy trudzić nie chcę i nie mogę,
Ani słać nie chcę moich tęsknot w drogę.

Nie miłość bowiem nad duszami włada,
Lecz nuda dzierży je w bezmyślnej dłoni,
Nędzna, bezsilna, rozespana, blada,
Lecz wstrzymująca bieg najszybszych koni,
W przepaść pchająca tego, co już pada...
Gdzież jest ta dusza, co się jej obroni
Z tych dusz zdrętwiałych w bohaterskiej pozie,
Potężnych we śnie, groźnych w płaszcza grozie?!...

Bo cóż jest miłość?... W długich chwil szeregu
Chwila aktorskiej pozy... Maska cudna
Na twarzy, którą zżarł trąd... Po noclegu
Świty różowe, zanim noc obłudna
Znów się przyczołga... Tęsknota do brzegu
Po trudzie chorób morskich. Rola nudna
Po bardziej nudnych w szarzyźnie żywota...
Pozłótki wierszy w braku duszy złota...

Rzekłem ci. Nuda włada nad duszami
Nieśmiertelności duszy kopiąc doły,
Które nudnemi znów pokropią łzami,
Lub cynik wydrwi, znów nudnie wesoły.
I nadaremne jest błyskanie kłami,
Lub grotny szelest czarnej płaszcza poły...
Umrze moc stali, kiedy rdzą stal krwawi,
I umrze dusza, gdy ją nuda trawi.

Bronić się? Nudzie?!... Czy tem słowem lichem
Które sie rymem do rymu uśmiecha;
Czy jadowitej złośliwości sztychem,
Która się sama truje? Czyli wiecha
Przerazi nudę nad sklepieniem cichem,
Gdzie wino szumi? Czy dyszenie miecha,
Gdy Zygfryd mieczyk kuje w skier zamieci
Na tego smoka, który straszy dzieci?!...

Czy patetyczna strwoży ją tyrada
Duszy niezłomnej, którą wierszyk złamie;
Czy ją przelęknie grozą ta twarz blada,
Która bladością krwi przypływom kłamie?
Czy ją ugodzi w pierś przepyszna szpada
Z Rinascimento? Czy napis na bramie,
Co jest z dantejskiej ukradziony księgi,
Gdyśmy sypali z piasku piekła kręgi?!...

Kto z nas ma kroplę krwi na pięknej twarzy,
Na pysznej masce z tragedyi Racina,
Niech się na bitwę przeciw nudzie waży.
Niechaj ją znęka, nie rymem przeklina,
Lenistwo przedtem stawiwszy na straży,
Jak w chmurze skrywszy się w oparze wina.
Kogóż szał chwyci z tych, co grzęzną w bagnie?
Nie! to za wiele... Niech ktoś czegoś pragnie!

Przynajmniej pragnie... Och! to cisza wrzeszczy,
Że próżne trudy płaci się znużeniem;
Że nadaremny trud, by wyrwać z kleszczy
Ręce, co moc swą okazują drżeniem...
Nuda... straszliwa nuda... Krok złowieszczy
Po nocy słychać... Coś się włóczy cieniem
Za fosforycznem światłem dusz... Ktoś chodzi,
Patrząc, czy gdzie się jaka chęć nie rodzi.

Nuda... straszliwa nuda... Z czół uśmiechy
Starła nam wszystkim miękko i powoli...
Więc tak jak cnoty, tak liczymy grzechy,
Nic nas nie nęka i nic nas nie boli,
Z nazwiska żadnej nie znamy uciechy,
Nikt nie zna smaku słodyczy, ni soli,
Taksamo każdy klnie i tak się modli,
Taksamo wszyscy szlachetni i podli.

Oto jest żniwo życia! Pyszne żniwo
Ze słów brzęczących, z kwietnych plew posiewu!
Oto cel drogi, która wiodła krzywo
Po pod tęcz łuki ku rajskiemu drzewu,
Któreśmy wzięli na złych żądz paliwo!
Oto jest finał przecudnego śpiewu,
Lecz na cześć własną! Oto rymów przepych
Dla ludzi głuchych, granie tęcz dla ślepych!

Więc obojętna rzecz nam świt jest siny
I krew zachodu. Cóż nudzie zegary?
Nikt już nie liczy życia na godziny,
Lecz na oddechy, zgłoski i — puhary.
Cóż nam żywota skutki i przyczyny,
Gdy żywot ciągłe taki sam jest szary
I takie same wciąż od wieków cuda,
I taka sama nieśmiertelna nuda...

I w niej jest koniec podły... Na jej grzędzie
już nie wyrośnie nigdy nic, jak w skale.
Na śmierć szaloną nikt się nie zdobędzie,
Zrównoważywszy u swej wagi szale...
Z nudy się tylko trwożna śmierć uprzędzie
I jęknie nudnie w werterowym strzale,
Gdy od miłosnych westchnień padnie blada.
Rzekłem ci. Nuda nad duszami włada.

Z tej samej rzeszy i z tych samych rodów
Dusze się nasze znudzone wywodzą.
Kłamałem, kiedym w cieniu twych ogrodów,
Gdzie wśród cyprysów w noc anioły chodzą,
Z bijącem sercem oczekiwał wschodów.
Me słowa były pod mej nudy wodzą;
Gdy się po bluszczach pięła słów obłuda,
Wtedy do ust twych je dźwigała nuda.

Podróż w Ogrojce? O, dziecka prostoto!
Nuda przebiegła krzyże ci pokaże,
Gdy dusza w tobie bożą łka tęsknotą,
I poburzone zjawi ci ołtarze;
Rąk chrystusowych uśpi cię pieszczotą
I duszę odda twą w anielskie straże;
I na Chrystusa ci przysięgnie głowę,
Że obłąkanie w niej jest chrystusowe.

Więc mnie nie wołaj... W każdym izby rogu
Nuda się czai, senna i znużona;
Jak pies bezgłośny czuwa na mym progu
I czeka, z dwojga które wpierw z nas skona.
Nie przyjdę... dość mi... Poleć duszę Bogu,
Podłością moich słów błogosławiona...
Wszakżeż to nie jest niejasna zawiłość:
Nuda jest we mnie, — gdzież miejsce na miłość?

Czytaj dalej: Pokój ludziom - Kornel Makuszyński