Kłamstwo o rozkoszy

Powiedz mi jedną z chorych opowieści
Bom strudzon wielce. Niech słów twoich wino
Usta mi zwilży, a tajemne wieści
Strugą przejasną niech z twych ust popłyną.
Niech skrzydło twoje cicho zaszeleści
Nad moją głową. — Niech jedną godziną
Żywot się cały w cudnym śnie dokona,
Jak błyskawica błysnąwszy czerwona.

Albowiem trzeba szczęście chwytać w locie,
Kiedy jest blisko i na wozie pędzi,
Który godziny wiozą. Rwać paprocie
Wtedy gdy kwitną, choćby na krawędzi
Skał nad przepaścią. Ręce nurzać w złocie
Gdy się w Sezamie jest, bo śpiew łabędzi
Choć jest muzyką cudną, ale próżną,
Przez Śmierć dla życia rzuconą jałmużną,

Niech doń anioły tęsknią ... Ty nie na to
Takie masz usta, na których krew tętni
I pierś, marmurów przepychem bogatą.
Niech pośród skarbów inni będą skrzętni,
Niech innym wiosna pracuje na lato,
Którzy są boży i cnotą odświętni...
Niech twoja wiosna własny cud pożywa
I swą młodością niech będzie szczęśliwa.

A wszelka litość cnotą jest, a cnota
Rozkosz przywodzi, dobrych dusz nagrodę...
A przeto cudna jest twej krwi tęsknota,
Cudnie szaleją twe ramiona młode...
Już mgła na oczach twoich wstała złota...
Słaniasz się... pozwól, niechaj cię zawiodę
I na wezgłowiach złotych cię ułożę,
Gdzie twe szaleństwo noc rozsnuje w zorzę.

O, krwi szaleństwo! Czy jest w cudów rzędzie
Cud Boga bliższy? kiedy usta mdleją,
A z krwi oparów pyszny hymn się przędzie,
I gdy w uścisku ręce oszaleją,
A krew w skroń tłucze, rozszalała w pędzie...
Otoś jest cudna rozkoszy nadzieją,
Płoną jak róże usta twe dziecięce
A sny do piersi cisną twoje ręce...

Cóż tobie szczęście przyszłych dni!? Nikt nie wie
Czy letnich kwiatów słońce nie spopieli,
Co śniły rozkosz w słonecznej ulewie...
Czy śmierć nie zbrudzi przechowanych w bieli
Skarbów przeczystych! Czy na rajski em drzewie
Kwiecie zawrotne wonią z pąków strzeli,
Gdy się ukorzysz w śnie przed archaniołem
I cudne włosy posypiesz popiołem...

To nie ja mówię... To krew w tobie woła
Tak głośno, że ją w skroni słyszę echu
I tobie mówię o niej. Snem wesoła
Dusza tak twoja śpiewa wśród uśmiechu...
A krwi wołania żaden hymn z kościoła
Nie stłumi nigdy, ani baśń o grzechu...
To krew się twoja szałów dopomina
I pragnie, jako usta pragną wina.

Miej dla swej duszy litość, gdy pragnąca
Szałów przecudnych, w twej się piersi wije!...
Gdy o skroń tłucze krew strumieniem wrząca
I obłąkana... To nie słów mych żmije
Tak cię oplotły, a w szał cię nie trąca
Dłoń ma spokojna — cóż mi szały czyje!
Miej dla swej duszy litość, jak żebraczą,
Bo tej litości twoje usta płaczą...

Oszalej! Pocóż męki pożądania,
Gdy posiąść można!... Niechaj łzy nie bronią
Wejścia radości na dzień winobrania...
Witaj ją żarem ust i włosów wonią...
Jakże się cudnie dusza w tobie słania...
I jakie cudne światło masz nad skronią...
Noc wpiła w ciebie oczy swe łakome:
Rwij z siebie szaty, piękna jak Salome!

Czytaj dalej: Pokój ludziom - Kornel Makuszyński