Romeo i Giulietta

Senne wzdłuż murów chwieją się cyprysy,
Czarne noc na nich rozwiesiła płótno;
Ojciec Laurenty czyta z gwiazd napisy,
Miłości wróżbę snując bałamutną.
Drzew martwych rzędy, zda się jak kulisy,
A jam jak aktor, który mówi smutno,
Mercucio bowiem zmarł dziś na mych rękach,
Ze słów igraszkę w strasznych czyniąc mękach.

Po dzikiem winie w okien twych framugi
Szept mój się wije, co siebie nie słyszy,
Drogę westchnieniom czyniąc, co jak sługi
Od ust mych biegną do zamkowej niszy,
Od ust w poselstwie. Jęk wołania długi
Na ganek wzlata jak na skrzydłach ciszy,
A potem do stóp twych jak żebrak pada,
Byś wyszła, nim się noc dniem stanie blada.

Ukryty w płaszczu, wsparty o pień drzewa
Czekam, w czekanie zamieniony cały,
Twych spojrzeń, żeby padły jak ulewa
Gwiazd, które topiel wód umiłowały.
O oczach twoich noc tęskniąca śpiewa,
O ustach twoich marzy anioł biały,
Który się nocą błąka w tym ogrodzie
I odlatuje smutny aż o wschodzie.

Powieść o tobie noc snom opowiada
Przeto się wiekom w snach twe szaty bielą;
O twych zjawieniach jednej nocy zdrada
Kwiatem przed mniszą nawet padła celą
I oto o tem, żeś z tęsknoty blada
W księgach napisał braciszek Bandello ...
I o miłości najsmutniejszych dzieci
Senni śpiewają w smutną noc poeci.

A ja czytałem powieść tę dziecięcą,
Jak dziecko płacząc. Bowiem z życia słoty
I z dni, co smutkiem dobro słońca święcą,
jeden dobyłem tylko promień złoty
Z oczu jak twoje czarnych......
................
................
................

Niech noc ci powie resztę Na balkonie
Widzę jak szaty twej całuje brzegi
Mówiąc, że słońce jeszcze w drzew koronie
Śpi, blade świty tylko śląc jak szpiegi...
Widzę jak ciemność twe całuje dłonie,
I taje w koło twarzy twej — jak śniegi,
Od oczu twoich... Bronisz się daremno
Nocy pieszczotom — noc jest w zmowie ze mną.

Przyszedłem tutaj jak żebrak przychodzi,
Który był księciem, a przez życia morze
Żeglował sennie tylko w złotej łodzi
I złotogłowiem miał usłane łoże.
A oto dzisiaj noc mnie tylko wodzi,
Więc z nocą w zmowie nocy się nie trwożę,
Bowiem kto żyje nocą, co nie blednie,
Własnych nie widzi ruin, strasznych we dnie.

Więc noc mi hymny wciąż o tobie dźwięczy,
Żem się rozśpiewał razem z nią szeptami,
Że dusza moja tu u murów klęczy...
O, niechaj wiecznie ta noc będzie z nami,
Bez burz, bez słońca, bez skwaru i tęczy,
I bez zachodu, co krwią oczy plami,
Bez mąk znużenia, które piersi tłoczy,
Noc, matka śmierci, czarna jak twe oczy.

Niech pożywają w słonecznej biesiadzie
Blaski słoneczne książęta rozrzutni;
Niechaj się cieszą w rozkwitniętym sadzie
Ludzie, co nawet w snach nie byli smutni,
Niech słońce ręce swe pajęcze kładzie
Na trubadurów wyzłoconej lutni
I niech im piosnkę z strun złocistych dzwoni
O łzach pachnących i o włosów woni.

A nasza miłość nocą zmartwychwstaje,
Aby do grobu znowu zejść o wschodzie
I z słów słodyczy śmierci sprawę zdaje,
Bowiem nienawiść jest w dusz naszych rodzie.
Lecimy w ciemność jako w ciepłe kraje
Ptaki z północy. Jak zbłąkane łodzie
Do brzegów nocy płyniemy z oddali
Po rozhukanej i burzliwej fali...

...To nic, Giulietto.... To cyprys szeleści
Samotny, bowiem przez sen śni o lesie.
Dnia niema jeszcze, bo o dniu nam wieści
Skowronek czujny natychmiast przyniesie,
Kiedy je dojrzy... To fontanna pieści
Krzak śpiącej róży... To tak cisza pnie się
Po wiązach bluszczów, strwożona i drżąca
I jak łzy, z liści krople rosy strąca.

To nic, Giulietto!... Noc, pani łaskawa
Uśpiła stróżów, że nam snów nie chwycą;
Śpią wszystkie waśnie i śpią wszystkie prawa.
Noc tylko jedna cyprysów ulicą
Włóczy się senna, od ros cudnych łzawa,
Letnią włóczędze świecąc błyskawicą,
Kiedy się zbłąka wśród róż. To nie ranek,
To róże płoną, zapatrzone w ganek...

Niechaj cyprysy ogród ten zarosną
Tak, by tu nigdy dzień nie wchodził dumny,
Senne świtania niech na zawsze posną,
Niech marmurowe zagasną kolumny,
W słońcu błyszczące. Trwaniem bezlitosną
Niechaj noc będzie, jakgdyby tu trumny
Już nasze stały po miłosnym skonie,
Jakby w podziemiach kościoła w Weronie.

Wszakże śmiertelne wszelkie jest kochanie
Zrodzone z nocy, nie z puharów wina
I z psotnych pieśni, które — nim dzień wstanie,
Goryczą dzieje nocy już wspomina;
Wszakże śmiertelne jest a dnia świtanie
Nie kończy męki, ale ją zaczyna.
A oto właśnie dnia sinawe pręgi
Chyłkiem wypełzły już na widnokręgi.

Więc głosem cichszym niźli szept przy skonie
Miłość niezmierną usta ci me prawią.
Już szczyt cyprysu jak pochodnia płonie,
Dzień się tu wlecze, róże świtem krwawią.
Już jako marmur widzę twoje dłonie,
Które mi cicho z góry błogosławią...
Słowiki mdleją gdzieś w gałęziach tuji,
Już odejść muszę... Idę do Mantui.

Romeo idzie, lecz nie idzie wcale,
Chociaż odejdzie, wciąż przy tobie będzie.
Czas mi... Już błyski słońca jak szakale
Ślady me węszą na róż niemych grzędzie.
Czas mi... Kochanków nadaremne żale,
Gdy tajemnice słońce im posiędzie...
Odchodzę w stronę, w którą noc odchodzi,
Z Hesperyd sadu — najszczęśliwszy złodziej.

Niechaj twe oczy czarne patrzą długo
I każdy krok mój niechaj liczą łzami,
Aż zginę w dali, za tą siną smugą,
Która przeczysty błękit nieba plami.
A tam ubiorę na twarz — twarz mą drugą,
Którą dla słońca mam: wesołą snami.
Stamtąd ci posła przyślę — Śmierć, a przeto
Wiedz, że jest miłość ma jak śmierć, Giulietto...

Czytaj dalej: Pokój ludziom - Kornel Makuszyński