Marya z Magdali

Pan z tobą, Magdaleno!... Na twe sine usta
Niechaj nigdy nie padnie trąd. Ty sypiasz we dnie,
Kiedy się wielka słońca odbywa rozpusta,
Kiedy słońce w rozkoszy oszalałe blednie,
Topiąc w żądzy omdlałe śniegi i dziewicze.
Pan z tobą, Magdaleno! Pokaż mi oblicze,
Zbliż się... W świetle latarni twarz ci się wyzłoci,
Nie ukrywaj, wiem, że jest sina i bydlęca,
Jam się też nie spodziewał znaleść kwiat paproci.
Daj pokój... Ciebie twoja rozpusta uświęca.
Chodź ze mną, Magdaleno. Złocista pokusa
Niechaj ci zajrzy w oczy i chytre i głupie.
Nie czekaj! już nie spotkasz żadnego Chrystusa,
Ażeby cię odkupił. Cnotę twoją kupię...
Zimno ci? Więc się w miłość mą gorącą odziej,
Człek dobry bowiem jestem... snów dziewiczych złodziej.

Pokój temu domowi! Wejdź dobra niewiasto.
Cnota u progu mocno śpi, nieczujne psisko.
Przejdziesz bezpiecznie, przeto wejdź w zaklęte miasto,
W mroczne, wilgotne moje zatrute siedlisko,
Pokój temu domowi! Oto wchodzą w gości
Rozpustna Magdalena i Apostoł młody!
Niechaj twarze zakryją ci, którzy są prości
I w duszach swych jak w ulach sycą boże miody...
Pokój temu domowi. Wejdź, Maryo z Magdali,
Obrzękła, wynędzniała, z obrzękłemi usty.
Dom się zaraz zaludni i nie będzie pusty:
Natychmiast się tu świateł tysiące rozpali,
Na twe przyjście z kadzielnic wnet się wzniosą dymy.
W mym domu mieszka miłość: w tym składzie rupieci
Klejnot bardzo szacowny, więc ją za dwa rymy
Sprzedam, jeśli rym rzadki i jak brylant świeci.
W mym domu mieszka cnota: widziałaś u progu,
Pies nędzny, ginie z głodu; nieraz w północ ciemną
Wyciem strasznem się skarży ludziom, mnie i Bogu,
Lecz wierny jest, — na łowy wychodzi wraz ze mną.

Siądź w fotelu, niewiasto. Ten, który ze ściany
Spogląda tak na ciebie — to Chopin. Ma oczy
Jak gdyby był zbolały niezmiernie lub pjany...
Usiądź, niechaj cię pokój i cisza otoczy.
Pięknie ci tak w fotelu, o rozpustna córko...
Spojrzyj!... Poezya twoja nie jest taka pusta:
Amor Psyche opuścił, rzucił moje biórko,
Zszedł cicho i obrzękłe twe całuje usta!...
Słuchaj kwiecie uliczny, o sarońska różo,
Patrząca w ściek, czy wargi dość od farby krwawe:
Ja jestem przed daleką męczącą podróżą,
Na wyspę nienazwaną, w kraje sennie mgławe.
Znalazłem w jednej księdze dziwne o nich wieści:
Tam morze nie jest straszne. Rozkochane w brzegu,
Miłosne mówi skałom słowa i brzeg pieści.
I jutro tam już może będę na noclegu.
A powrotnej od brzegu tego niema fali,
Bo i któżby powracał z Obiecanej Ziemi!...
(Żali mnie nie rozumiesz, o Maryo z Magdali?
Trudno, — zawsze słowami mówiłem mętnemi...)
Odejdę, ale cicho... Kto rozwija żagle
I głośno wykrzykuje, że po szczęście jedzie,
Tego troska dogoni i na statku przedzie
Przy sterniku usiądzie. I odejdę nagle,
Kto bowiem w szczęście jedzie, niechaj się pospieszy
A rozpacz zadumana zostanie na brzegu
Pośrodku oniemiałej, cichej, strasznej rzeszy...
O, wyspo wysp! O, dobry, spokojny noclegu!
O, kraju, który milczy, gdzie nieme są drzewa!
O, ziemio senna, która na grzmot jesteś głucha!
O, rolo, która nie łkasz, by spadła ulewa,
Gdy wyssie z ciebie poty śmiertelne posucha
I gdy głód ci straszliwy powykręca trzewa...
Ziemio, która nie pragniesz, ziemio, dziwna ziemio!

Obudź się, Magdaleno... Twoje oczy drzemią...

A ja tobie prawiłem przedziwną opowieść
O kraju, który milczy... O, Maryo z Magdali!...
Żaden sen cię w krajowy nie potrafi dowieźć,
Chociażby pełen złota i tęcz i opali.
W śnie widziałem te brzegi, a że w moim domu
Powiedziałem już o nich ścianom wszystkie dziwy
I więcej nie mam o nich już powiedzieć komu,
Tobie mówię. Mój sen był piękny i prawdziwy.
Dziewico — lecz ja drogi nie znam Błędnej drogi!
A wiesz ty, co to znaczy widzieć coś w oddali,
Widzieć złomy bram miejskich i domowe progi
I widząc, nie módz trafić?! O, Maryo z Magdali!
Może ci majaczyły kiedy w mgle latarnie,
A tyś szła... szła bez końca ku nim popod mury
I nigdy dojść nie mogła? O, dziwne tortury,
Najgorsze z męczarń, błędnych wędrówek męczarnie
Nie znam drogi, dziewico... Mam gotowe statki,
Żagle, jakby gotowe do oddechu płuca
W piersi, która wciąż tęskni... Maszt oślizgły, gładki,
Wieża mew, cień ogromny poza siebie rzuca
I czeka... Wszystko czeka... tak niezmiernie czeka...
Z patrzenia oczy błędne mam... ogromna spieka
Usta moje tak suszy jak wiatr i oniemia.
Nie słyszałaś, dziewico, kędy jest ta ziemia?
Może ktoś, który nie mógł płacić za pieszczotę,
Poeta pjany — sny ci wyspowiadał złote,
A tyś je może skryła między swoje graty,
Między szklane paciorki i z papieru kwiaty?
Nie pomnisz?... Może który z kochanków bez liku,
Kiedy wreszcie o cnotę twoją dobił targu
I całował ze wstrętem, — nagle, wśród okrzyku
Jak gdyby się z długiego obudził letargu —
Wstał i poszedł, szeroko rozwarłszy źrenice?
Może kto w twym barłogu zgubił tajemnicę,
Możeś gdzie podsłuchała? Och! te oczy głupie...
Dziwisz się, że ci powieść prawię bałamutną,
Kupiwszy cnotę twoją! Tajemnicę kupię,
Nie bój się. Blady jestem, jak mych żaglów płótno,
I tak mi jest niezmiernie i tęsknie i smutno,
Że się nie dziw, gdy płakać zacznę... O, niewiasto!
Jeszcze nigdy przed tobą nikt nie płakał w życiu,
Lecz widzisz, łez się nigdy nie nosi na miasto,
A szkoda łez wylanych przed sobą, w ukryciu.

Kupiłem cnotę twoją, lecz twój skarb dziewiczy
Niech inni sobie wzajem przekazują w spadku,
Niechaj inni dostają mdłości z twych słodyczy.
Posłuchaj; rzekłem tobie wszystko o mym statku,
Co czeka jak ptak biały i do jazdy gotów,
O sobie, że w męczarni tęsknię do odlotów...
Nie znam drogi... niewiasto! słuchaj, co ci powiem,
Uważaj, wszystkie myśli zwołaj i patrz we mnie.
Ja usnę, ty zaś przy mnie skryj się za wezgłowiem,
Wytęż oczy... słuch wytęż... i skryta, tajemnie
Podpatruj, co się stanie, patrz jak szpieg z za węgła:
Ma dusza wyjdzie ze mnie, potem z mego domu,
(Ma dusza bowiem przeciw mnie się poprzysięgła,)
Odejdzie jakby złodziej nocny, pokryjomu
I pójdzie... Wiesz gdzie pójdzie?! Tam, na lądy owe!
Za nią idtź... dróg wypatruj... a życia połowę
Dam ci, o najcnotliwsza kapłanko Astarty —
Jeśli wrócisz z nią razem, i szlachetny szpiegu,
Powiesz mi, kędy była dusza na noclegu...
A potem ja odejdę... Jeśli cię zapyta
Ktokolwiek o mnie jutro, powiedz wśród pieszczoty,
Że byłem obłąkany, że sen miałem złoty,
Że odszedłem na lądy, gdzie słońce nie świta,
Że płaciłem, a przecież twej nie brałem cnoty,
Że byłem człowiek dziwny, co szpiegi opłaca,
By były duszy jego nieodłączne stróże...
I powiedz, że odszedłem, skąd się już nie wraca,
W dalekie gdzieś, bez celu, bez końca podróże...
To powiedz — — — —

— — Och, sen musisz bardzo mieć wesoły!
Obudź się, Magdaleno! Spisz jak Apostoły,
Którym Chrystus rozkazał czuwać. Już jest jasno
Spójrz przez okno: latarnie twoje zaraz zgasną.
Pamiętam, coś ci długo w noc mówiłem... długo...
Nie pomnisz? — Mniejsza o to! Spojrzyj: złotą smugą
Słońce się położyło na brudnej podłodze.
Wszystkie kwiaty na starym ożyły dywanie.
Lew na nim ożył także... wstaje, chudy srodze;
Lwicę słońce już budzi... spojrzyj... zaraz wstanie ...
Wstań niewiasto, zabrawszy cnotę, skarby złote
I idź. Niech będzie zawsze z tobą twa rozpusta.
Po mnie się nie okrywaj zbyt długo żałobą...
Kochankom wielu drogo sprzedawaj pieszczotę.
Pan z tobą, Magdaleno. Niech na twoje usta
Nie padnie nigdy trąd. Idź... pokój z tobą!...

Czytaj dalej: Pokój ludziom - Kornel Makuszyński