Wspomnienie młodości

Kiedy na opuszczone od nocy błękity
Ocucony poranek białym żaglem spłynie
Świeżym balsamem życia wieje wiatr w dolinie;
A róża i fijołek, łzą rosy okryty,
Pełną piersią oddycha — jeszcze mgły wiosenne
Czołgają się w dolinach jak srebrzysta fala,
A cała okolica przedstawia się zdala
W niewyraźnych zarysach jak obrazy senne —
Uroczyste milczenie — tylko je przerywa
Słowik, co śród gaiku nocną piosnkę śpiewa:
Ale i ten umilknie, gdy na niebios łonie
Ostatnia gwiazda w falach błękitu zatonie.
Do tej, zaledwie ze snu zbudzonej, natury
Podobnym jest wiek dziecka. —
 Lecz kiedy na góry
Słońce rozleje światło, wkrótce mgły wiosenne
Opuszczają doliny — i, zmienione w chmury,
Krążą, bledną i nikną jak obrazy senne;
A słońce, ozłocone promieńmi pogody,
Wstaje na podziw światu jak bohatyr młody —
A żyjąca natura, pył strząsając zimny,
Różnemi głosy nuci dziękczynienia hymny:
Pieniem ptasząt, co kwilą pośród drzew tysiąca,
Cichym szmerem strumyka co kroplami ścieka,

Piorunnym szumem morza co skały roztrąca,
Wonnym oddechem róży i myślą człowieka!
Wszystko żyje — a chociaż od skwarnych promieni
Przepalony fijołek pod listkiem omdlewa —
Przecież falami kłosów błonie się zieleni,
Ziarno dościga w pąku i owoc dojrzewa!
Takim jest wiek młodzieńca. —
 Gdy rozumu siła,
Jak złoty promień słońca nad młodzianem błyśnie,
Niepewność, ćmiąca umysł, jak mgła się rozpryśnie.
W sercu, w którem niedawno taka cisza była,
Zaczynają się budzić uczucia, jak dźwięki
W strunach lutni, wzruszonej od Genjusza ręki,
Albo iskry w krzemieniu pod ciosami stali. —
Serce zajęte ludźmi, umysł bieży dalej,
Chwilę spojrzy na ziemię i nie syty ziemi
Po niebie błąkać lubi, gwiazd o drogi pyta —
A serce jako lampa, płomieńmi silnemi
Goreje — i swym ogniem samo się pożera.
Umysł wiecznie zielony, z wiekiem sił nabiera
I jak owoc dojrzewa — a serce przekwita,
Jak róża lub fijołek. —
 Ale są wspomnienia
Co ożywiają serce. — Głos ich uroczysty,
Czuły, jak sen tułacza o ziemi ojczystej —
Jak westchnienie miłości, jak wieszcza marzenia.
One, gdy serce smutne, gdy się umysł chmurzy,
Błyskają mu pociechą jak tęcza śród burzy;
I zwiędłe życia błonie świeżym strojąc kwiatem,
Łączą kolebkę z grobem, a człowieka z światem! —
I mnie błysło wspomnienie. —
 Nad Pilicy brzegiem
W domu rodziców, pomnę, przy dębowym stole
Ojciec, matka i siostry siedzieli w półkole —
Ja na boku, blaszanych żołnierzy szeregiem
Bawiłem się szczęśliwy — pięć lat wówczas miałem.
Ojciec czytał gazety — gazet nie słuchałem,
Cóż mi po nich, w mych cackach miałem świat mój cały.

W tem — o! nigdy nie zdołam zapomnieć tej chwili!
Matka zaczęła płakać i siostry płakały;
Ojciec, żołnierz Kościuszki w bojach posiwiały,
Westchnął, lecz westchnął ciężko — a potem mówili
O księciu, o Józefie, co gdzieś w bitwie zginął. —
Wtenczas zacząłem słuchać, może bez wzruszenia —
Ale pomnę, że w owej chwili uniesienia
I po moich jagodach strumień łez popłynął.
Dla czego? nie opowiem — nie był to żal tkliwy,
Nie szedł on z serca — dusza dziecka go nie znała —
Płakałem, bo me siostry i matka płakała:
I znów do moich cacek pobiegłem szczęśliwy! —
Niedawno, jako tułacz z drogiej przodków ziemi,
Jak żołnierz, co poślubił na ojczyzny grobie
Wytrwałość i nadzieję — szedłem wraz z innemi
Do Francji — żyć dla Polski — i dotrzymać próbie
Może ostatniej. — Wszedłszy w wzniosłe Lipska mury,
Białym śniegiem pokryte — smutny i ponury
Jak one, religijnym przejęty zapałem,
Jak Muzułman, co spieszy widzieć grób Proroka,
Spieszyłem ujrzeć pomnik Józefa. — Widziałem
Jak pośród błonia Elba[1] toczy się szeroka,
Jak Elster z nią się łączy — lecz pod moją stopą
Jakaż to ziemia wspomnień! — Tutaj krew się lała,
Tu człowiek przeznaczenia walczył z Europą
I tu nam z śmiercią wodza, nadzieja skonała!
Na wzniesione nad brzegiem dwie skromne mogiły
Polską i obcą dłonią, ze smutkiem patrzałem —
Z smutkiem, lecz z suchem okiem — już łzy wypłakałem;
Zdrój tem przepłynął w serce — tam krwawe łzy były!
Lecz gdym zatonął w myślach, nagle jakaś wzmianka
Jak dźwięk dalekich dzwonów śród ciszy poranka,
Jak gwiazda co śród burzy żeglarzowi błyśnie,
Jakieś dawne wspomnienie do duszy się ciśnie!
I odżyły w pamięci me lata dziecinne —
I luby dom rodziców — jak niegdyś przy stole
Ojciec, matka i siostry siedzieli w półkole —
I gazety i cacka i me łzy niewinne!
I westchnąłem — gdzież ojciec? w mogile spoczywa!
Zdaleka luba siostra, zdala matka tkliwa —
A gdzie stał dom rodziców, może gruz w tej chwili
Mówi przechodniom: «tutaj najezdnicy byli.» —

 Paryż, 1832.

Czytaj dalej: Zima - Konstanty Gaszyński