Moje państwo, o kawałek,
O kawałek proszę chleba!
Jutro złożą mnie do grobu —
Jutro mi już nic nie trzeba.
Niegdyś zwano mnie majętną,
Dom opływał mi w dostatki,
Kiedy jeszcze siedm synów
Pracowało dla swej matki.
Ale wkroczył wróg do kraju,
Poszli wtedy w imię Boga:
Wszystkich siedmiu mężnych, silnych
Ja wysłałam, ja nieboga!
Syny nasze, dzielne, bitne,
Wrogów z kraju wypędziły,
Z głośną sławą do rodzinnych
Wiosek dawno już wróciły.
Szczęśliwsze już uściskały
Matki swe zwycięskie syny,
Mnie z tych siedmiu, com wysłała,
Nie powrócił i jedyny.
Dnie czekałam i miesiące,
O, czekałam i rok cały,
Gdy do skrzynki po ostatni
Chleb sięgnęłam — chleb spleśniały.
Nie wrócili... i nie było
W skrzyni już kawałka chleba...
Łzy się leją, głód dokucza,
Dziś po domach żebrać trzeba.
Moje państwo, o kawałek,
O kawałek proszę chleba!
Jutro złożą mnie do grobu,
Jutro już mi nic nie trzeba.