Wznoszą się mogił tysiące od Wisły źródła do ujścia,
Mężnych rycerzy i panów i królów i godnych kapłanów;
Szybko mijają lata, jak wody Wisły szumiącej,
Ale żaden nie stawił wiek pomnika na grobach.
Bluszczem okryty krzyż lub wierzba płacząca jedyną
Ich ozdobą i naszych wielkich przodków nagrodą.
Płaczmy! — nie nasza w tem wina, bo kto nam zarzuci niewdzięczność!
Od śnieżystych szczytów Krępaku do brzegów Bałtyku,
Od porohów dońskich do równin odrzańskich ogromna
Wznosi się jedna mogiła, — to święte zwłoki Ojczyzny.
Ciało i członki Polski zhańbione, poszarpane,
Kto mi policzy nagrobki na matki Ojczyzny mogile,
Kto mi wyczyta wymowne na wszystkich nagrobkach napisy?
— Policz mi serca polskich niemowląt i starców i mężów,
Policz westchnienia i modły i słowa tysięcy języków —
Jeszcześ nie poznał i jeszcześ nie wszystkie wyczytał napisy!
Albo czy znasz ty te kopce po całej ziemi rozsiane
Z męczenników i ofiar dzieci polskich za matkę,
Rzeki przelanej krwi młodzieży i strugi łez kobiet? —
Ty Kordecki z tysięcy wybranych doznałeś zaszczytu,
Jaki z tysiąca wybranych się jednemu należy.
Sługa Boży, gromiący słowem serca grzeszników,
Byłeś i mieczem Ojczyzny i tarczą świątyń i wiary;
Ty, co niegdyś byłeś gromem na wojska niewiernych,
Dzisiaj się stajesz pochodnią męztwo budzącą w upadłych
Sercach i niezachwianym sztandarem naszej nadziei.
Ale cóż, za ciemnym skryłeś kirem twe skronie;
Smucisz się, mnichu, że śpiewów odgłosem zdajem się gromić
Czerń żołdactwa niewiernych, krzyże rąbiących, kościoły
Obalających? — Nie gniewaj się Ojcze, my znamy twe żale.
Wnet i dla nas uderzy godzina, dzwony zarykną,
I rozejdzie się łuna świętej wojny po Polsce, —
Bądź jutrzenka życia nowego, bądź stós śmierci.