I.
Ktoby ugasił cierpkie pragnienie,
Co moje serce męczy i suszy!
Ktoby tęsknoty zalał płomienie,
I żal przytłumił znękanej duszy!
II.
Podróżą znużony śnieżno-pióry
Gołąb samotny spuszcza się z góry
I siada na starej ruinie,
Wiszącej nad miastem w dolinie.
Co dzień tę podróż gołąb odbywa,
Co dzień w tem samem miejscu spoczywa,
W ruinie nad piękną doliną,
I szuka za piękną dziewczyną.
Gołąb to moja dusza stroskana,
Smutna, tęsknoty żalom oddana;
Na pragnienie szuka napoju,
Dla tęsknoty źródła pokoju.
Kędy tak spiesznie, krasna dziewico,
Czy może z jaką idziesz tajemnicą? —
Chodź ze mną — z zdroju urody
I miłości napić się wody!
III.
Na złotych strunach
Aniołowie grają,
Sobie o mojej
Doli rozmawiają.
Aniołów śpiewy
Zawsze brzmią radośnie,
Lecz w mojej duszy
Zawsze mi żałośnie.
Ja i świat cały
Wiemy, co grają,
Tylko ma luba
Nie wie, co śpiewają.
IV.
Cóż, że wspaniałe góry i morze,
Kiedy puste i nudne;
Cóż, że bogate miasta i kraje,
Kiedy próżne, bezludne!
Najpiękniejsza mi okolica,
Najbogatszy kraj,
Gdzie moja luba krasnolica —
Tam prawdziwy raj.
V.
Gołąbeczek lekkiem skrzydłem
Powietrze przerzyna,
Kto mi powie, kto mi powie,
Gdzie moja dziewczyna!
VI.
Z morskiej wstaje księżyc toni,
Twarz swą bladą dźwiga,
Z wiatrem za chmurami goni,
Lecz daremno ściga.
O północy już wstał z łoża,
By wyprzedzić słońce,
Ale prędzej bieży zorza
I świt — światła gońce.
Wnet go słońce wyprzedziło —
Kochanek blednieje,
Gdy za sobą zostawiło,
Z kochanka się śmieje.
— — —
Może jutro, — łzy się leją —
Kochankę zobaczę!
Może juto! — Tak nadzieją
Karmię się i płaczę.