Wieczorną porą nad ciche sioła
rozkołysanych głos dzwonów płynie,
spiżową pieśnią ku niebu woła,
srebrzystą skargą po rosach ginie...
A nieuchwytny, choć wielki i silny,
a nie raduje, choć zda się wesoły,
a nie zasmuca, choć zda się mogilny,
a nie ukaja, choć są w nim anioły...
Tak się i moje uczucia żalą —
i chciałbym płynąć przez mgliste drogi
razem z tą słodką, tą dźwięczną falą,
co, zda się, bije o niebios progi.
Wieczorną porą na kwietnej łące
woni moc wielka poi, odurza;
to polne kwiaty silnie pachnące,
storczyk i tymian i dzika róża...
O, nieuchwytne a błogie wonie!
do snów kołyszą i ze snu budzą,
dzika w nich jakaś namiętność płonie,
i tęsknić każą i serce łudzą...
Tak się i moje pragnienia palą —
i chciałbym płynąć przez mgliste drogi
razem z tą słodką, tą wonną falą,
co, zda się, bije pod niebios progi.
Wieczorną porą w znużonej głowie
dziwne się myśli rodzą i świecą.
Dziwne! — nie dają zamknąć się w słowie.
a czasem bystro gdzieś w górę lecą,
a czasem błądzą, marnieją, giną....
Jest w nich coś z jęku wieczornych dzwonów,
coś z polnych woni ponad doliną.
coś z nieuchwytnych, anielskich tonów...
Moje te myśli — a przecież cudze
i tak mi trudno pojąć ich loty.
Czy one z nieba? Może się łudzę,
może są tylko z ziemskiej tęsknoty?...