Wrażeń

Wrażeń! wrażeń mi dajcie! Niechaj dusza głodna
raz się wreszcie dowoli nasyci, napije,
niech szaleje, niech chyli czarę życia do dna,
niech raz powie: już dosyć! — potem grom niech bije!

Na co czucie wydawać zdawkową monetą,
na co długą lat liczbę pić po kropli życie,
siły ciągle gasnące wskrzeszać znów podnietą,
pędzić żywot jałowy, martwy jak nie-bycie?

Raz niech całą potęgą młodzieńczej natury
wchłonę w siebie płomienne upojenie ducha,
niechaj pękną na chwilę powszednie tortury;
potem niebo niech spada, ogniem piekło bucha!

Kłamca! kłamca po trzykroć, kto powiedział kiedy,
że powolna męczarnia głodnego Tantala,
którą życiem świat nazwał, wystarcza od biedy

dla człowieka! Nieprawda! Głód mi piersi spala,
głód straszniejszy od tego, co ciało nędzarza
w szkielet żywy zamienia: mnie głód ducha toczy!
Warga spiekła gorączką znajomych przeraża;
głową tylko kiwają, nie śmiąc pojrzeć w oczy,
i litować się raczą! Och! ja gardzę wami
tak, jak płazem się gardzi zimnym lub jaszczurką,
której dość, że pełzając między kamieniami
zjada muszki zwabione w centki barwną skórką! —

Ja chcę istnieć! lecz całą potęgą jestestwa,
wszystkich myśli wichrami, całą uczuć burzą,
zgłębić wszystkie tajniki piękności królestwa,
zmusić duchem niebiosa: niechaj się rozchmurzą!
Ale martwieć w pół-życiu i pół-świetle tylko,
czuć, że jest gdzieś kraina wszechszczęścia świetlana,
a pokrzepiać się ledwo marnych kropel kilką
spadłych w duszę przypadkiem, — o! raczej nirwana,
raczej nie czuć, nie myśleć, przestać istnieć wcale,
niż na Prometeusza zwolna konać skale!

Niech przeklęty mi będzie los ów, który stworzył
w łaskawości niezmiernej potwora-człowieka,
który w duszę mu żądzę dziką szczęścia włożył,
marę gonić mu kazał, co wiecznie ucieka!

O, przeklęty, kto pragnień roznieciwszy żary,
usta murem odgrodził od upojeń czary!

Wrażeń! wrażeń mi dajcie! — dam wam życie za to!
niech ich jednak mam tyle, ile zmieści dusza,
niechaj w pieśń mi się splotą w pioruny bogatą,
dźwięk jej każdy niech pieści i targa i wzrusza,
niech w jej słowach się pali słońce równikowe,
niech się uczuć namiętność z myślą zwiąże razem,
niech w niej drgają modlitwy i krzyki bojowe,
niech mnie wiedzie na szczyty duchowym rozkazem,
niechaj wcieli mi wszystkie dziwnych snów widzenia
niechaj pierś jak rumaka z wędzideł rozpęta,
niechaj życie nadmiarem spali upojenia:
lecz przed śmiercią niech poznam wszechogrom istnienia!

Dusza moja, jak struna zbytnio naciągnięta,
zadrga wtedy, zajęczy, zazgrzyta i — pęknie, —
przecież głos ten ostatni hymnem zwycięstw dźwięknie!

Czytaj dalej: Westchnienie - Jerzy Żuławski