Miasto śpi już. Przechodnia spóźnionego kroki
budzą głusze drzemiące pod arkad sklepieniem:
zagrzmi echo i leci i kona westchnieniem
nad Aarą rozbite o czarne opoki...
Księżyc w wązką ulicę otuloną cieniem
wpadł i zajrzał pod arkad łuki. Tum wysoki
zadrżał w świetle i żyje, — a nad nim obłoki
płyną, jakby aniołów rzesza. Nad strumieniem
most się wygiął w powietrzu sztab żelaznych żebrem;
w dole woda tajniki podsłuchane gada,
które siostrom zwierzała Alp Dziewica blada...
Księżyc miasto zalewa promienistem srebrem —
cisza, — tylko uliczne źródła i fontanny
pluszczą, szemrzą i krza się, jęk wydając szklanny.