Lubię patrzyć, jak złoty blask świec, lub księżyca
srebrna poświata z tyłu padając ukośnie,
tka przedziwne desenie na twych włosów krośnie
i perłowe refleksy rzuca na twe lica.
Myślę wtedy, że jakaś — z tych świętych — dziewica,
co dla Chrystusa niegdyś płonęły miłośnie
i z kochania pogasły w pierwszej życia wiośnie,
objawiona zdumiałe oczy me zachwyca.
A gdy zwolna pochylasz nad mą senną głową
skroń swą w kruczych kos wieńcu białą tak widmowo,
rozświetloną ogromnych oczu twych spojrzeniem:
drżę, by lekkiem zjawiska ust nie spłoszyć tchnieniem.
— Tak wyglądać musieli ci biali Anieli,
których w snach czarodziejskich widział Botticelli...